artykuły styl życia zapachy

Sewilla o świcie: L’Artisan Parfumeur Seville à l’Aube

Magdalena Maciejewska

Francuzi mówią na niego aube, Hiszpanie – madrugada, my zaś – brzask. Niezwykły moment, kiedy noc przeradza się w dzień. Na przełomie marca i kwietnia słońce wstaje w Sewilli koło ósmej, a temperatury sięgają zaledwie kilku stopni Celsjusza. Wszędzie unosi się przy tym zapach kwiatu pomarańczy...

Artykuł z serii: Perfumy pachnące Śródziemnomorzem

Zapachy, podobnie jak książki, opowiadają historie i odkrywają tajemnice. Czynią to językiem innym od powieści, a jednak równie przekonującym, trwale zapadającym w pamięć, grającym na emocjach, a zarazem przekazującym wiele konkretnych informacji. W niniejszej serii przedstawiam wybrane przeze mnie perfumy, które zamknięto we flakonach razem z opowiadanymi przez nie sekretami Śródziemnomorza.

L’Artisan Parfumeur: Seville à l’Aube

Na przełomie marca i kwietnia w Sewilli kwitną drzewka pomarańczowe, których ponoć rośnie tam ponad 30 tysięcy, a miasto, w oczekiwaniu na Wielkanoc, żyje obchodami Wielkiego Tygodnia (Semana Santa). Radość życia miesza się wtedy z rozpaczą, głęboka żałoba z huczną zabawą, sacrum z profanum, a odurzająca woń kwiatów pomarańczy z eterycznym aromatem kadzidła. Na kilka dni przed Wielkanocą z kościołów na ulice wylewają się procesje. Ciężkie figury Maryi Panny i Jezusa Chrystusa spoczywają na silnych, męskich ramionach costaleros, za którymi ciągną sznury zakapturzonych pokutników. Żałobne pieśni przeplatają się z rytmem flamenco, a pomiędzy westchnieniami pełnymi nabożnego skupienia błąkają się te zgoła innej natury, zawieszone między ustami kochanków.

Taka historia, pełna sprzecznych emocji i doznań, zainspirowała Bertranda Duchaufoura do stworzenia Seville à l’Aube. Znajoma dziennikarka i twórczyni bloga Grain de Musc, Denyse Beaulieu, opowiedziała mu o swoim sewilskim romansie. Historię zresztą spisała później w książce The Perfume Lover, która ukazała się w tym samym roku, co zainspirowane opowieścią pachnidło.

Sewilskie pomarańcze to pomarańcze gorzkie, gatunek citrus aurantium. Ze względu na swój nieprzyjemny smak nie nadają się do spożycia na surowo; po obróbce wykorzystywane są w marmoladach, likierach (Curaçao i Cointreau), wódkach (Campari) i nalewkach. O wiele cenniejsze niż dla świata kulinariów są jednak dla świata perfum. Z drzewka gorzkiej pomarańczy wytwarza się aż cztery wonne olejki, w tym aż dwa z samych kwiatów. Z gałązek i liści pozyskiwany jest olejek petitgrain, ze skórki owoców – olejek bigarade, a z kwiatów – olejek neroli i, po prostu, olejek z kwiatów pomarańczy.

Ten ostatni, zmysłowy i słodki, to główny składnik Seville à l’Aube, choć i cierpka woń olejku petitgrain jest wyczuwalna dość mocno w pierwszych taktach zapachu. Podobnie jak wszystkie pozostałe ingrediencje kompozycji, nie jest on przypadkowy – czuć, jak wiele pracy włożył w nią Bertrand Duchaufour, skrzętnie przepisując historię sewilskiego romansu ze słów na zapachowe nuty. Upojny zapach kwiatów pomarańczy łączy się w miłosnym uścisku z dymem płonących kadzideł i topniejącym woskiem.

Perfumy Seville à l’Aube to przede wszystkim historia – by je zrozumieć, trzeba ją poznać. Trzeba wyobrazić sobie namiętność, rozkwitającą tam, gdzie z pozoru nie ma na nią miejsca – wśród świętych figur, żałobnych lamentów i pokutników, przepraszających za swoje grzechy pod monumentalną Katedrą Najświętszej Maryi Panny. Namiętność, która wykiełkowała w oparach grzesznej, dusznej woni kwiatów pomarańczy z pobliskiego gaju i która pewnie zgaśnie wraz z nimi, gdy przekwitną, pozostawiając po sobie słodko-gorzki posmak.

Świt w Sewilli zastaje nas zmęczonych, ale szczęśliwych. W tanim, podnajętym pokoju nie ma czym oddychać – dzień dopiero wstaje, a już brakuje mu powietrza. Białe kwiaty pomarańczy w butelce po wytrawnym białym winie pachną jak rozgrzane ciało, rozpamiętujące chwile bliskości. Na szafce przy łóżku tli się jeszcze płomień świecy z pszczelego wosku, resztką sił wypełnia przestrzeń głębokim, miodowym aromatem. Wymięte ubrania, przesiąknięte kadzidlanymi chmurami benzoesu i olibanum od wczorajszej procesji, przyglądają się nam z podłogi. Przez zasłonięte okno wpada światło barwy herbaty… Dzień dobry.