styl życia

Najlepsi przyjaciele człowieka, najlepsi przyjaciele Włocha

Olga Bialer-Young

Podobno szacuje się, że we Włoszech jest tyle samo zwierząt domowych, co dzieci do lat 6. Największą sympatią Włosi darzą ptaki, ryby, koty i psy, ale nie stronią również od gryzoni oraz gadów. Wszystkie zwierzaki wydają się Włochom znacznie bezpieczniejszą inwestycją uczuciową i materialną niż często nieprzewidywalny partner.

Przytoczę Państwu krótką anegdotę: grupa koreańskich pracowników pewnej gigantycznej korporacji została wysłana do Polski, ich największego europejskiego konsumenta, w celu specjalistycznego „badania rynku”. A ponieważ żaden z nich nie był ani specjalistą od marketingu, ani socjologiem, ich zadanie przypominało raczej tajną misję służb wywiadowczych à la koreański James Bond: przez cały rok intensywnie podróżowali po Polsce, wytężając oczy i uszy na specyfikę kulturową naszych rodaków. Kiedy jednak tematyczne samograje w rodzaju polskiej gościnności zostały wyczerpane, z desperacji zaczęli sobie nawzajem podkradać pomysły.

Koreańskie badanie rynku

Pewnego razu mój koreański przyjaciel oznajmił, że ma tematyczną „bombę”: obserwacja i statystyki wykazały mu bowiem, że Polacy wprost kochają czworonogi. Jedyny kraj, z którym Polska mogłaby w tej kwestii konkurować, to, jego zdaniem, Włochy, tyle tylko, że kolorowe kokardki włoskich pupili zastąpiły u nas wełniane fikuśne ubranka, a malutkie ratlerki – większe psy rasowe czy mieszańce. Różnica jest jeszcze jedna: z powodu drastycznych kar, Włosi restrykcyjnie przestrzegają przepisów, tak więc smycze są coraz krótsze, kagańce w środkach transportu obowiązkowe, zaś parki i podwórkowe trawniki o wiele czystsze.


Pupil mile widziany 

Coś w tym jest: zwierzę domowe traktowane jest we Włoszech jak członek rodziny, zaś w branży usługowej – jako mało inwazyjny, a nawet mile widziany gość. Latem w większości restauracji można spokojnie pałaszować lunch z ukochanym pupilem na kolanach, ponieważ niezwłocznie zatroszczy się o niego zatroskany kelner, przynosząc miseczkę z wodą oraz „coś na ząb”. Co więcej, aby zapobiec sezonowej pladze porzucania psów przy autostradach, włoski rząd zorganizował dla czworonożnych podróżników ogródki rekreacyjne ze stałą opieką weterynaryjną.

Nie budzi więc większego zdziwienia fakt, że przedsiębiorcy prędko zwietrzyli popyt na „zwierzęcy biznes”. Dla chętnych dostępne są butiki znanych projektantów dla „kocich i psich księżniczek”, designerskie gadżety i wykwintne przysmaki; kosmetyczki, fryzjerzy i masażyści; zajęcia „pozadomowe”, obozy integracyjne i SPA; salony fizjoterapii, kliniki medyczne, a nawet poradnie zdrowia psychicznego. Tegoroczne obroty tego rynku wyniosły już prawie 1,6 miliarda euro. Z przekąsem nadmienię, że czasem z trudem można wyszperać zwyczajną karmę dla psów…

Pienza, fot. Julia Wollner
Pienza, fot. Julia Wollner


Mediolan: miasto jeden i pół

Nagłówki włoskich gazet alarmują, że w Mediolanie – jednej z największych i najbogatszych włoskich metropolii – jest już prawie dwa razy więcej psów niż dzieci, zaś w całym kraju – tyle samo zwierząt domowych, co dzieci do lat 6. Największą sympatią Włosi darzą ptaki, ryby, koty i psy, ale nie stronią również od gryzoni oraz gadów, które w sposób oczywisty stają się najczęstszym zarzewiem miedzysąsiedzkich konfliktów.

Specjaliści tłumaczą zmniejszającą się liczbę dzieci w stosunku do zwierząt przedłużającym się kryzysem, zmianami obyczajowymi oraz emancypacją kobiet; single przekonują zaś, że psy i koty to znacznie bezpieczniejsza inwestycja uczuciowa i materialna niż nieprzewidywalny partner – są oddane i wierne, łaszą się do nóg po wieczornym powrocie do domu i grzeją nam łóżka przed spaniem, a do tego wyrażają dozgonną wdzięczność za „pełną michę”. Psycholodzy pocieszają, że posiadanie pupila to już pierwszy krok w kierunku zaangażowania, a także symboliczne wyznanie potrzeby bliskości.


Kocie prawo i najbogatszy kot świata

Pomimo gorącej miłości do psów, Italia to wciąż „kraj kociarzy” – posiada je przeszło 8 milionów Włochów, w tym wielu absolutnych kocich maniaków. Warto wspomnieć, że to właśnie ten kraj zainicjował w 1990 roku wprowadzenie do kalendarza Światowego Dnia Kota (17 lutego; warto przypomnieć, że 17 listopada przypada natomiast Dzień Kota Czarnego), zaś „dachowce” – zwane tu dumnie gatto libero – znajdują się pod ochroną prawa i mogą liczyć na bezpłatną pomoc medyczną o każdej porze dnia i nocy.

Tak szacowne i charakterne zwierzaki znalazły również godną siebie obrończynię w osobie zmarłej rok temu Margherity Hack – genialnej astrofizyczki, pierwszej kobiety na stanowisku szefa Centrum Astrofizyki, na której cześć nazwano jedną z asteroid. Ta nietuzinkowa osobowość, odważnie wyrażająca kontrowersyjne opinie, przez całe życie konsekwentnie odgrywała rolę wolnościowej aktywistki, propagatorki wegetarianizmu i ochrony praw zwierząt. Przyznawała ponoć, że przez 70 lat pozostawała wierna jedynie swojemu mężowi, astrofizyce oraz… ukochanym ośmiu kotom.

We Włoszech do 2013 roku żył również najbogatszy kot świata Tommaso, który w spadku po zamożnej właścicielce odziedziczył 10 milionów euro, posiadłość na przedmieściach Rzymu, ekskluzywne apartamenty oraz domek letniskowy w Kalabrii. Majątkiem zarządzała poznana podczas spaceru urocza pielęgniarka, która wielkodusznie obiecała zaopiekować się kotem po śmierci starszej pani, nie mając jakoby pojęcia o jej bogactwie. Podczas gdy całe Włochy toczyły debatę, jak Tommaso zadysponuje spadkiem, tłumy kocich księżniczek w designerskich kreacjach ustawiały się w długiej kolejce do jego serca…

Toskański kot i jego włości, fot. Julia Wollner
Toskański kot i jego włości, fot. Julia Wollner


Wcale nie tak różowo

Można jednak całkiem słusznie zapytać, jak owa bezgraniczna miłość do zwierząt domowych ma się do włoskiego umiłowania koniny? Konie przewożone są w okropnych warunkach z kraju, który podobno od wieków słynie z wyjątkowego szacunku dla tych pięknych stworzeń, czyli… Polski.

Włoscy obrońcy praw zwierząt powinni mieć zatem ręce pełne roboty, tymczasem często rozmieniają się na drobne, organizując mało znaczące akcje o wyraźnym zabarwieniu antyklerykalnym, zrażając do siebie nie tylko wpływową grupę katolików, ale również przychylnie nastawionych i chętnych do pomocy młodych liberałów, zniesmaczonych populistycznym charakterem podobnych działań.

Przywołać tu można chociażby zeszłoroczny „watykański incydent z gołębiami”, kiedy to wypuszczone jak co tydzień przez papieża Franciszka symbole pokoju zostały brutalnie rozszarpane przez znacznie większe i silniejsze ptaki drapieżne na oczach tłumu gapiów, w tym dzieci. Ekolodzy nie tylko wystosowali oficjalną skargę do Watykanu, ale też przez kilka tygodni protestowali na Placu Świętego Piotra, zbierając podpisy pod petycją o zaprzestanie tej „barbarzyńskiej tradycji”.

 

Co kraj, to obyczaj

Powróćmy raz jeszcze do znajomego Koreańczyka, który oryginalnym raportem znokautował konkurentów. Korea bowiem to nadal jeden z nielicznych krajów, w którym do dziś istnieje legalne i kulturowe przyzwolenie na spożywanie mięsa psów. Przyjaciel tłumaczył jednak bez cienia zażenowania, iż nie jedzą przecież SWOICH domowych pupili, lecz jedynie te, które pochodzą ze specjalnej hodowli psów przeznaczonych do uboju…. W Europie pies to świętość. A już szczególnie we Włoszech.

 

Zdjęcie główne: Angelina Litvin / Unsplash