artykuły kultura historia podróże

Posillipo

Redakcja

Posillipo jest elegancką dzielnicą Neapolu, pełną luksusowych willi z pięknymi ogrodami, z których widać wyspę Capri. Starożytni uważali, że pobyt tutaj pozwala uwolnić serce od wszelkich trosk i zgryzot.

Neapolitańskie wzgórze Posillipo, przez miejscowych nazywane Pusilleco, zawdzięcza swoją nazwę greckiemu słowu “pausilypon”, oznaczającego ulgę od bólu lub ucieczkę od niebezpieczeństwa. Starożytni, podobnie jak my, zachwyceni byli widokiem rozpościerającym się z tej okolicy, tak urzekającym, że rzeczywiście można przypisać mu właściwości terapeutyczne.

 

Klejnotem Posillipo jest park zatopiony w zieleni, zazdrośnie strzegący antycznych ruin posiadłości niejakiego Publiusza Vedio Polliona, bogatego wyzwoleńca, który swój ogromny majątek zdobył w wyniku bitwy pod Akcjum i który wzniósł tu swoją willę, teatr na 2.000 miejsc, odeon, nimfeum oraz kompleks termalny.

 

Park nie jest łatwo zlokalizować – trafiają tam tylko naprawdę uparci turyści. Jedyny autobus zostawia nas na położonej w oddali pętli, a do bram kompleksu trzeba dotrzeć na piechotę, idąc w dół po wąskiej serpentynie, z samochodami pędzącymi w obu kierunkach, niepomnymi przepaści u stóp góry. Nagrodą za tę niebezpieczną wędrówkę, szczególnie przyjemną w gorący dzień, jest czas spędzony w tak zwanej Grotta di Seiano – długim na 770 metrów korytarzu wykutym w skale, którym wchodzi się na teren posiadłości i w którym odetchnąć można od neapolitańskiego upału. Ma on charakterystycznie wznoszącą się posadzkę – kąt nachylenia zapobiega… przeciągom. To starożytne przejście, przez wieki zapomniane, odkryto ponownie w 1841 roku przez robotników Ferdynanda II Burbona; w czasie II wojny światowej stanowiło schronienie podczas bombardowań okolicy.

 

 

U wyjścia z groty rozpościera się coś na kształt rozległej polany o absolutnie bajkowym uroku, gdzie na zwiedzających czekają antyczne ruiny. Jeszcze więcej tychże znajduje się pod wodą, w Parco Sommerso di Gaiola, swoistym muzeum pod morskimi falami, które zwiedzać można na specjalnej łódce. Na razie jednak zatrzymujemy się na górze. Powietrze przesycone jest zapachem kwiatów i ziół, wśród gałęzi drzew ćwierkają ptaki, a delikatna bryza pozwala zapomnieć o spiekocie, którą pozostawiliśmy przed wejściem do skalnego korytarza. Trudno oprzeć się wrażeniu, że znajdujemy się w baśniowym ogrodzie. Walory tej lokalizacji, podobnie jak dzisiaj my, docenił sam cesarz August, który przejął willę po śmierci pierwszego właściciela. Chciał zapewne, jak my dzisiaj, cieszyć się panoramą Neapolu oraz widokiem Wezuwiusza i Capri.

 

Fascynujące są historie, które opowiada tutejszy przewodnik, choć przyzwyczajenie się do jego silnego akcentu może zająć chwilę. Zachwycają dawne rozwiązania architektoniczne (doskonałą akustykę w teatrze i odeonie zapewniały rozłożone pod sceną puste amfory!), przerażają opowieści o bywających tu ludziach… Podobno artyści, którzy w starożytności występowali w tutejszym teatrze, rzadko kiedy opuszczali kompleks żywi. Zbyt wiele zobaczyli, zbyt wiele usłyszeli… Bywało, że smarowano ich ciała octem i wrzucano do morza, na pożarcie drapieżnym rybom. Jak dobrze, że my widzimy już tylko romantyczny ogród, a słyszymy trele słowików.

Zdjęcie główne: Jacob Philipp Hackert, Widok z Posillipo na wyspę Capri (1795), kolekcja prywatna