artykuły kultura

Mamuthones i Babujera

Katarzyna Scalise-Rowińska

Zimą Śródziemnomorze zrzuca maskę ulepioną ze swoich własnych symboli i lekkostrawnych tradycji i staje się na powrót własnością swoich mieszkańców. Kiedy bladolicy turyści, zblazowani hipisi i rumiani emeryci odlecą w październiku na północ, i nawet najbardziej wytrwali miłośnicy posezonowych obniżek i listopadowej ciszy wreszcie poddadzą się i zatęsknią za centralnym ogrzewaniem, nad Morzem Śródziemnym z zaułków zaczyna wyłaniać się prawdziwe życie.

Przypomina to film przyrodniczy Davida Attenborough, gdzie nocą zamiera ludzki harmider, a z różnych jam i norek jedno po drugim wysuwają nosy całkiem inne stworzenia. Po zakończonym sezonie w krajach śródziemnomorskich zamykają się sklepiki z magnesikami z Akropolem czy Audrey Hepburn, restauracje przy nadmorskich deptakach zatrzaskują drzwi, a po rzędach leżaków i parasoli zostają puste, szerokie plaże. Wtedy zza drewnianych okiennic zaczyna dochodzić dźwięk rodzinnych obiadów, na placyki wylegają z rana sprzedawcy małży i karczochów, a o trzynastej przystanki zapełniają się dzieciakami wracającymi ze szkoły. Rano i wieczorem w barze można zobaczyć tego samego staruszka z kawą i Gazzetta dello Sport albo komboloi w ręku. Palmy gną się do ziemi w zimowych sztormach, a pojedynczy śmiałkowie wybierają się na spacery po mokrych i wietrznych deptakach.

fot. Rafael Brix
Mamuthones, fot. Rafael Brix / Wikimedia, CC BY 2.5

Na biegunie odwrotnym do szczytu sezonu turystycznego, w styczniu i lutym, maski się zmieniają. Zamiast tej, która patrzy na zewnątrz, fasady skierowanej przodem do przemysłu turystycznego, koniecznego do przetrwania, Śródziemnomorze zakłada maskę, której oczy patrzą w głąb własnej historii i mierzy się z jej najbardziej pierwotnymi elementami. W karnawale, paradoksalnie, ta kraina jest sobą. Wraca do swoich pastersko-rolniczych korzeni, zapomina o dopiero co przebytym święcie religijnym i wylega na ulice przy ekstatycznym hałasie dzwonków i tamburynów. W różnych miejscach różnią się poszczególne detale, ale idea jest jedna – owcze skóry, dzwonki pasterskie przepędzające złe duchy, postaci symbolizujące stary i nowy rok, gesty wróżące obfite plony i płodność ziemi. Takie pochody spotkamy szczególnie tam, gdzie obyczaj miał lepsze warunki, by przetrwać.

Na skrzyżowaniu wszelkich szlaków leży Sardynia. Niby włoska, ale z katalońską mniejszością, niby europejska, ale z mauretańską flagą, z własnym językiem, wpływami fenickimi, bizantyńskimi, arabskimi i hiszpańskimi, z pozostałościami ważnej cywilizacji z epoki brązu. W miejscowości Mamoiada co roku odbywa się lokalny karnawał – pochód przebierańców zwanych Mamuthones i Issohadores. Mamuthones zakładają owczą skórę o ciemnym kolorze wełny, a na plecy zarzucają kilkadziesiąt dzwonków pasterskich różnej wielkości umocowanych do skórzanych pasków. Na głowie zawiązują chustę, a na twarz wkładają rzeźbioną z drewna maskę pomalowaną na czarno. Nie jest to jednak, jak łatwo sobie wyobrazić, maska podobna do weneckiej. Odbija się na niej cały trud dawnego wiejskiego życia – jest ciężka, ma surowe rysy, wielki nos, usta często wykrzywione w grymasie. Każda jest nieco inna, ale każda robi równie imponujące wrażenie. Mamuthones (tradycyjnie w liczbie 12) idą w dwóch rzędach, rytmicznie podskakując i potrząsając zawieszonymi na plecach dzwonkami, których ciężar widoczny jest w ich postawie. Ich procesję prowadzi ośmiu Issohadores, ubranych w czerwone kurtki, białe spodnie i maski, w ręku niosących liny (issohadore oznacza „niosący linę”), na które usiłują złapać dziewczyny z tłumu, gdyż to kobieta reprezentuje płodność ziemi-żywicielki. Mamoiada (pochodzenie tej dziwnej nazwy jest niejasne nawet dla badaczy, tak jak niejasny jest jej związek ze słowem Mamuthone – wskazuje się m.in. na wcześniejszą formę Marmorata, bliskowschodnie bóstwo śmierci Mommoti lub mam – rdzeń oznaczający wodę w językach orientalnych i północnoafrykańskich; jeszcze inne teorie wskazują na źródłosłów grecki) traktuje swoją tradycję poważnie. W tym niewielkim miasteczku w prowincji Nuoro znajduje się Museo delle Maschere Meditteranee, muzeum maski śródziemnomorskiej – mała, lecz ambitna ekspozycja nie tylko charakterystycznych strojów karnawałowych z Sardynii, ale również tych pochodzących z Półwyspu Iberyjskiego i z Bałkanów. Mimo różnic w wykonaniu, powtarzają się cechy wspólne: zoomorficzne maski kozłów i byków, drewniane maski wykrzywione w grymasie, maski diabła.

Inny fascynujący taniec masek odbywa się w Ottanie na Sardynii. Tutaj mamy do czynienia z Boes i Merdules, czyli bykami i ich poskromicielami. Maski byków są tradycyjnie rzeźbione z drewna dzikiej gruszy, mają długie rogi i nieraz piękne, kolorowe zdobienia. Towarzyszy im, podobnie jak u Mamuthones, chusta zakrywająca głowę, odzienie z owczej wełny i dzwonki pasterskie, które przy każdym ruchu wydobywają z siebie głośny dźwięk. Merdules to maski antropomorficzne – między jednymi a drugimi odbywa się coś w rodzaju pojedynku, w wyniku którego zwierzę zostaje poskromione. Istnieją różne interpretacje i teorie na temat tych postaci i ich znaczenia, ale panuje zgodność co do przedchrześcijańskiego pochodzenia rytuałów, związanych z kultem odrodzenia natury, ziemi i Dionizosa.

Nie tylko na Sardynii odbywają się podobne obchody. Przenosimy się do Tracji, krainy położonej na północnym wschodzie Grecji, z której zresztą wywodzi się kult Dionizosa. Zaraz po Teofanii, w pierwszych dniach stycznia, w miejscowości Kali Vrysi, na ulice wybiegają Babujera (Μπαμπούγερα). Mają maski kozłów zrobione ze skóry, czarne, krzaczaste brody i czupryny oraz rogi, a u pasa uwiązane znajome nam dzwonki. Na ich grzbiecie można dojrzeć niewielki garb, który symbolizować ma staruchę – Babo. Raz po raz sięgają do woreczków z popiołem i sypią go wokół garściami, aby odpędzić złe duchy. Dźwięk dzwonków ma za to pobudzić do życia uśpione siły natury. Ich procesji, tak samo jak na Sardynii, akompaniują tradycyjne instrumenty, których sam dźwięk mógłby wprowadzić w trans podobny temu, w który wpadały menady w dionizyjskim orszaku. Babujera biorą udział w pochodzie, w którym występują również inne ważne postaci – porwana panna młoda symbolizująca nowy rok (tu pojawiają się nawiązania do Persefony porwanej przez Hadesa, co dało początek porom roku), jej przeciwieństwo – starzec, a także szereg innych przebierańców: diabeł, policjant, lekarz. Podobne sceny rozgrywają się również w innych obszarach północnej Grecji, a pontyjska wersja tego święta – Mοmojeri (Μωμόγεροι) – została wpisana na Listę Dziedzictwa Światowego UNESCO. W tym ostatnim elementy procesji pozostają podobne, ale główni uczestnicy (w liczbie 12) zamiast koźlich masek mają wysokie, ozdobne czapki w kształcie stożka.

Trapajones w Hiszpanii
Trapajones podczas Vijanera, fot. Uhanu / Wikimedia, CC BY 3.0

Co ciekawe, spektakl bardzo podobny do Mamojeri odbywa się w hiszpańskiej Kantabrii w miejscowości Silió, gdzie nosi nazwę Vijanera. Tu znów widzimy Zarramacos ubranych w znajome owcze skóry i obwieszonych dzwonkami, z twarzami wymalowanymi na czarno i specyficznymi stożkowymi czapkami na głowach. W pochodzi kroczą wraz z nimi panna młoda, stara para i cały szereg innych postaci. Część z nich przebrana jest od stóp do głów w siano lub liście, co wskazywać ma na związek człowieka z naturą. Bardzo ważną częścią Vijanera jest osaczenie i symboliczne zabicie niedźwiedzia, reprezentującego tu złe siły.

Te sceny i postaci reprezentują śmierć i życie, moment przejścia i odrodzenia się natury, ujarzmione zło. Nic dziwnego, że, szczególnie w średniowieczu, Kościół starał się wyplenić te rytuały, które, jak podają starsze źródła, w poprzednich wiekach przybierały dużo bardziej orgiastyczny, dionizyjski charakter. Mit Dionizosa jest, obok opowieści  o Demeter, jednym z najbardziej pierwotnych źródeł kultu sił natury. Obie historie odnoszą się przecież do naturalnego cyklu natury, odrodzenia, urodzaju winorośli i pszenicy, płodnych sił natury i instynktownego, dzikiego elementu ludzkiej duszy. Dionizos, jakiego znamy z greckiej mitologii, powstał z połączenia wielu wcześniejszych bliskowschodnich wierzeń, co wskazuje na głębokie zakorzenienie tego pierwiastka w kulturze, tym bardziej widoczne w zachowanych do dziś obyczajach. Zimą Śródziemnomorze otrząsa się na chwilę ze współczesności.

Wszystkich zainteresowanych tymi obyczajami odsyłam na strony internetowe stowarzyszeń kulturalnych poszczególnych miejscowości i wydarzeń wymienionych w tekście.

 

Zdjęcie główne: Mamuthones, fot. Gianni Careddu / Wikimedia