artykuły kultura historia

Duchy przeszłości. Pink Floyd w Pompejach (1971)

Małgorzata Członkowska-Naumiuk

Panorama starożytnego amfiteatru z błękitną sylwetką Wezuwiusza w oddali. Dwóch ludzi, z wysokości korony widowni wyglądających jak miniaturowe figurki, wnosi na arenę wielki okrągły gong. Następny kadr. Kilka osób rozstawia sprzęt nagłaśniający. W tle słychać niezbyt głośne, syntetyczne dźwięki, momentami przypominające odgłosy sonaru, do których po chwili dochodzą głębokie, spokojne tony gitary basowej. Kolejne ujęcie areny. Bateria potężnych wzmacniaczy, instrumenty, kable – i czterech muzyków wraz z niewielką ekipą techniczną i filmową. Wokół nie ma nikogo więcej. Nastrojowa, nieco psychodeliczna rockowa suita rozbrzmiewa w pustym amfiteatrze, w zniszczonym przez wulkan antycznym mieście.

Czy to tylko interesująca sceneria? Oryginalny pomysł reżysera na lepsze wyeksponowanie talentu muzyków?  Film z koncertu brytyjskiej grupy Pink Floyd Live at Pompeii – od pierwszej do ostatniej wersji – świadczy o tym, że w tej koncepcji chodziło jeszcze o coś więcej.

W początkowych sekwencjach filmu Gilmour, Mason, Waters i Wright wykonują pierwszą część Echoes. Utwór, który w pierwotnym zamyśle miał się kojarzyć z morzem i podwodnym światem, doskonale dopasowuje się do zupełnie innego otoczenia. Obrazy przenikają się, tak jak zdaje się przenikać przeszłość i teraźniejszość. Ujęcie twarzy śpiewającego Richarda Wrighta nakłada się na płaskorzeźbę z antyczną maską teatralną. Twarz antycznego posągu z brązu przeobraża się płynnie w twarz Davida Gilmoura. Wyraziste oczy posągu zmieniają się w oczy wokalisty.

And I am you and what I see is me.

Forum w Pompejach, fot. Małgorzata Członkowska
Forum w Pompejach, fot. Małgorzata Członkowska-Naumiuk

Echoes otwierają i zamykają film. Na początku drugiej części utworu ukazują się zbocza wulkanu, parująca lawa, ruiny Pompejów, jakby jeszcze dymiące po zniszczeniu. Wymarłe ulice, opustoszałe forum, widownia antycznego teatru. Sugestywne maski tragiczne na płaskorzeźbach. Otwarte, wykrzywione usta, jak gdyby zamarłe w przerażeniu. Muzyka się zmienia, rytm coraz bardziej wciąga, porywa. Perkusja, gitary, klawisze. Muzyka rozwija się i płynie. I nagle przechodzi w spokojny wokal Gilmoura i Wrighta.

Inny utwór – A Saucerful of Secrets – staje się wariacją na temat wybuchu wulkanu i następującego po nim śmiertelnego spokoju. Pierwsze tony, jakby preludium wybuchu, zwiastują rosnące zagrożenie. Zaraz potem zaczyna się bombardowanie agresywnymi dźwiękami – rockowa improwizacja dla wytrwałych. Dla pasjonatów Pink Floyd – i Pompejów. Prawie pięciominutowa orgia perkusji, fortepianu i dręczonej przez Gilmoura gitary elektrycznej, do których w pewnym momencie dochodzi bicie ogromnego gongu, atakowanego z pasją przez Rogera Watersa. Męczące, brutalne dźwięki są jak niszczycielski, przerażający wybuch. Jak trwająca blisko dobę erupcja Wezuwiusza, która unicestwiła Pompeje w 79 roku n.e.

Ten, kto przejdzie próbę wyrafinowanej kakofonii, tym bardziej doceni melodyjne, smutne uspokojenie, następujące po wrzasku maltretowanej gitary. Pozwoli się ponieść muzyce, która łagodnie wzlatuje, unosi się, szybuje. Pojawiają się widoki dymiącego krateru, jakieś widziane z lotu ptaka współczesne miasto pokryte popiołami i wulkanicznym błotem, i znów Wezuwiusz. Migawki z ostatniej wielkiej erupcji z 1944 roku; przerażona mała dziewczynka, walące się domy, sunąca z zabójczą prędkością fala skłębionych, gorących pyłów…

Portret Pakwiusa Prokulusa i jego żony z Domu Pansy w Pompejach, obecnie w Muzeum Archeologicznym w Neapolu
Portret Pakwiusa Prokulusa i jego żony z Domu Pansy w Pompejach, obecnie w Muzeum Archeologicznym w Neapolu

A potem nagle – powrót do pustego amfiteatru i partia wokalna Gilmoura. Śpiew bez słów, jak wołanie, łkanie, jak skarga.

W tym przedziwnym koncercie nie można nie wyczuć pewnej mistyki. Jakby jakaś cząstka muzyki i spektaklu była przeznaczona dla nich. Dla ludzi sprzed dwóch tysięcy lat. W filmie stale pobrzmiewa the echo of a distant time. Obrazy nawiązują do przeszłości, zdają się być impresją na temat wybuchu wulkanu i dawnych Pompejów. W tle szamańskiego, ekstatycznego Set the Controls for the Heart of the Sun zjawiają się twarze z pompejańskich malowideł, tajemnicze postacie ze ścian Willi Misteriów, gipsowe odlewy ofiar wybuchu Wezuwiusza.

Maska tragiczna z Pompejów – mozaika ze zbiorów Muzeum Archeologicznego w Neapolu, fot. Carole Raddato / Wikimedia, CC BY-SA 2.0
Maska tragiczna z Pompejów – mozaika ze zbiorów Muzeum Archeologicznego w Neapolu, fot. Carole Raddato / Wikimedia, CC BY-SA 2.0

Pomysłodawcą koncertu bez publiczności w pompejańskim amfiteatrze był brytyjski reżyser filmów dokumentalnych, Adrian Maben. Początkowo zamierzał on nakręcić zupełnie inny film, w którym ilustracją muzyki Pink Floyd miały być surrealistyczne obrazy i rzeźby XX-wiecznych artystów. Wizja ta nie przypadła do gustu muzykom ani ich menadżerowi, ale nie odrzucono możliwości współpracy. Konieczna była zmiana koncepcji. Mabenowi pomógł przypadek.

Wczesnym latem 1971 roku, niedługo po nieudanych rozmowach z Pink Floyd, Maben wybrał się z dziewczyną do Włoch. Pojechali między innymi do Neapolu i Pompejów, gdzie zwiedzili starożytne miasto. Traf chciał, że Maben zgubił wtedy paszport, co stwierdził zaraz po wyjściu ze stanowiska archeologicznego. Natychmiast zawrócił i zdołał przekonać strażników, by mimo późnej pory – zbliżał się wieczór – wpuścili go ponownie. Miał zamiar poszukać zguby w amfiteatrze, w którym dłuższy czas siedział z dziewczyną. Wrażenia z opustoszałych Pompejów, które samotnie przemierzał po zachodzie słońca, a zwłaszcza z pogrążającego się w mroku amfiteatru, okazały się niezwykłe i inspirujące. Jak sam wspomina, tamtego wieczoru zrodził się w jego głowie pomysł sfilmowania zespołu Pink Floyd grającego w tamtym właśnie miejscu. Po prostu poczuł, że to musi być tam.

Fragment malowidła z Willi Misteriów
Fragment malowidła z Willi Misteriów

W swej wizji Maben nie przewidywał udziału publiczności. Nie chciał powielać schematu filmów z koncertów rockowych, na których na wpół oszalała publiczność jest niejako miarą wielkości zespołu. W jego filmie muzyka miała się pojawić w czystej postaci, a główną rolę miał grać zespół, jego utwory i – antyczne miasto.

Muzycy zaakceptowali propozycję. Pewnych trudności nastręczyło uzyskanie pozwolenia nadzoru archeologicznego na występ grupy rockowej w antycznych Pompejach. Hasło „koncert rockowy” budziło zdecydowany, poniekąd zrozumiały, sprzeciw. Ostatecznie jednak, dzięki pomocy znajomego profesora z uniwersytetu w Neapolu i wyjaśnieniom, że nie chodzi bynajmniej o zwykły koncert z udziałem publiczności, Maben uzyskał zgodę i jesienią tego samego roku zespół wyjechał do Włoch.

Przez kilka październikowych dni 1971 roku, w zamkniętym dla zwiedzających amfiteatrze przebywali tylko członkowie grupy Pink Floyd, towarzysząca im ekipa i… paru ukrywających się gdzieś poza zasięgiem kamer miejscowych chłopaków, którym pozwolono przyglądać się pracy zespołu. W Pompejach zarejestrowano wówczas wykonanie sześciu utworów.

Zdjęcie z filmu
Zdjęcie z filmu

Pierwsza wersja filmu pt. Pink Floyd. Live at Pompeii z 1972 roku, oprócz nagrania koncertu, ujęć z Pompejów i z wycieczki muzyków na wulkaniczne tereny Campi Flegrei koło Naepolu (Solfatara), zawierała też ujęcia ze studia nagrań w Paryżu. Dwa lata później reżyser dodał do filmu sekwencje z nagrań studyjnych zespołu w Londynie podczas pracy nad płytą The Dark Side of the Moon oraz urywki zwyczajnych rozmów członków grupy i nielicznych wywiadów, jakich zgodzili się udzielić. W 2002 roku ukazała się kolejna wersja reżyserska filmu, rozszerzona o kadry związane z kosmosem, nowe ujęcia Pompejów oraz dodatkowe fragmenty wywiadów. Wśród dodanych efektów pojawiła się między innymi owa sugestywna przemiana twarzy antycznego posągu w twarz Gilmoura.

Gilmour wrócił do Pompejów po 45 latach, w lipcu 2016 roku, by zagrać w amfiteatrze – tym razem dla publiczności – dwa koncerty. Gdybym miała napisać o tym wydarzeniu, nie wiem, czy miałabym wiele do powiedzenia. I  tak pisałabym przede wszystkim o tamtym, pierwszym, jedynym w swoim rodzaju koncercie grupy rockowej w pustym starożytnym amfiteatrze – koncercie bez reklamy, bez wielkich funduszy, bez „efektów specjalnych” i bez publiczności…

 

********************

Amfiteatr w Pompejach został wybudowany około 70 roku p.n.e. Wraz z bardzo zniszczonym amfiteatrem w Kapui (Santa Maria Capua Vetere) należy do najstarszych zachowanych budowli tego typu.

Pompeje powstały około VII wieku p.n.e. prawdopodobnie jako osada miejscowej ludności italskiej. Intensywny rozwój urbanistyczny miasta przypada na okres od IV do II wieku p.n.e., kiedy zamieszkiwali je kampańscy Samnici. Od schyłku IV do początku I wieku p.n.e. Pompeje miały status sprzymierzeńca Rzymu i lokalną autonomię. Po wojnie Italików z Rzymianami w latach 90-87 p.n.e. – podobnie jak pozostałe społeczności Italii – miasto stało się częścią państwa rzymskiego (od tego momentu można mówić o okresie rzymskim w Pompejach).

Amfiteatr w Pompejach, fot. Małgorzata Członkowska-Naumiuk
Amfiteatr w Pompejach, fot. Małgorzata Członkowska-Naumiuk

Kres istnieniu Pompejów położyła erupcja Wezuwiusza w 79 r. n.e., która pogrzebała je pod grubą warstwą popiołów, zachowując je jednocześnie dla potomności. Liczba ofiar jest nieznana. Dotychczas w odkrytej części miasta zidentyfikowano szczątki ponad tysiąca osób.