kultura historia ludzie

O Juliuszu Cezarze

Karolina Janowska

Jego imię znane jest bez wątpienia wszystkim. Ci, którzy uczyli się w szkole łaciny, z pewnością wielokrotnie łamali sobie głowę i pióro nad zdaniami Wojny Galijskiej. Do motywu jego śmierci sięgnął sam Szekspir, przedstawiając go jako postać negatywną, ale niezmiennie tragiczną. Za życia budził kontrowersje, nienawidzono go lub kochano, ale nikt nie mógł przejść obok niego obojętnie.

Gdy miał lat trzydzieści jeden, płakał w Hiszpanii nad faktem, że w jego wieku Aleksander Macedoński był już panem świata, on zaś nadal niewiele osiągnął. Jakiś czas później stanął jednak na czele długiego korowodu władców Rzymu; jednym przekroczeniem Rubikonu zmienił bieg historii, wzniósł podwaliny pod późniejsze Imperium Romanum i rozpoczął długotrwały proces transformacji państwa chylącego się ku upadkowi, który dokończył jego stryjeczny wnuk. Jego biografii powstały setki, gdyż od wieków fascynuje lub bulwersuje kolejne pokolenia historyków, archeologów i filologów.

Dziś mijają 2063 lata od jego śmierci. Kim był Gajusz Juliusz Cezar? Czy tyranem i szaleńcem opętanym manią wielkości i pragnącym zniszczyć Republikę, jak głosili jego wrogowie, czy może po prostu zdolnym rzymskim wodzem, którego los przez przypadek pchnął na drogę do boskości?

W cieniu posągu

Półmrok w teatrze. Cisza przerywana oddechami. Dwudziestu trzech mężczyzn spogląda na swe dzieło. Krwawe dzieło. Patrzą w przerażeniu, bo to, na co się przed chwilą porwali, to świętokradztwo – zabili człowieka. Patrzą w narastającej euforii, bo to, czego dokonali, to zabójstwo tyrana. Gdy ich oddechy uspokajają się, a rytm wzburzonych serc zwalnia, na twarzach pojawiają się oznaki radości, dumy, triumfu. Jeden za drugim odrzucają sztylety i wybiegają na ulice Miasta, głośno krzycząc. Uwolnili Republikę od niechcianego dyktatora, od tego, który zamierzał sięgnąć po koronę królewską, tak znienawidzoną wśród ludu rzymskiego. Ale ludzie na ulicach spoglądają na nich w przerażeniu. Nikt nie wiwatuje. Nikt nie wznosi okrzyków. Śmiertelny strach pada na lud, na senatorów, a wreszcie na tych, którzy przed chwilą tak pewnie i zdecydowanie zadawali ciosy. Nie ma święta. Zaczyna się zamęt i żałoba.

A u stóp posągu Pompejusza leży owinięta w togę postać. Umierający zasłonił się, by nawet w godzinie śmierci zachować godność. Nikt nie ujrzy jego hańby. Każdy, kto go ujrzy martwym, zaświadczy, że Gajusz Juliusz Cezar był panem sytuacji do samego końca.

Idy Marcowe

Wydarzenie to przeszło do historii jako Idy Marcowe. Cezar otrzymał dwadzieścia trzy ciosy sztyletem. Tylko dwa okazały się śmiertelne. Spiskowcy byli tak przerażeni, że uderzali na oślep, zadawali ciosy niczym zgraja rozwścieczonych dzieci, ale ponieważ ślubowali, że wszyscy przyłożą do zabójstwa rękę, żaden z nich nie mógł się cofnąć w ostatecznej chwili. Dla Cezara atak stanowił spore zaskoczenie, ale też odezwał się w nim zaprawiony w boju wódz i początkowo zdołał się osłonić. Kolejnych ostrzy było jednak zbyt wiele, by mógł wyjść cało z tego pojedynku.

A przecież mało brakowało, by odwrócić los i pokrzyżować szyki Parkom, które tego dnia zdecydował przeciąć nić życia dyktatora! W noc poprzedzającą zabójstwo Kalpurnia, żona Cezara, miała proroczy sen, i gdy się obudziła, ubłagała męża, by nie udawał się na posiedzenie senatu. Zabójcom udało się jednak w podstępny sposób wywabić go z domu. Po drodze otrzymał list od pewnego człowieka wtajemniczonego w zamiary spiskowców, jednak nie dane mu było go przeczytać, toteż wsunął go między zwoje trzymane pod pachą. Ostatnim, który mógł odwrócić los, był wieszczek Spurinna, który wielokrotnie napominał Cezara, by strzegł się idów marcowych. Gdy, krocząc do Teatru Pompejusza, Cezar zauważył go w tłumie, zawołał ponoć: Oto nadeszły idy marcowe!, na co Spurinna odparł: Tak, ale jeszcze nie minęły…

 

Boski Juliusz

– Tak brzmi tytuł pierwszej księgi Żywotów Cezarów Swetoniusza, nota bene otwierającej jego dzieło, zawierającej biografię Gajusza Juliusza Cezara, bez wątpienia jednego z najsłynniejszych Rzymian; człowieka, który pchnął koleje losów Republiki na zupełnie inne tory. Czy dokonał tego świadomie, czy nie, pozostaje kwestią nierozwiązaną. Co ciekawe, Swetoniusz zalicza go w poczet cesarzy, choć polityk tak naprawdę nigdy nim nie był – swą karierę zakończył jako dożywotni dyktator.

Wśród długiego korowodu rzymskich wodzów sprzed epoki Cesarstwa (a także i po, jakkolwiek znamy ich z późniejszego okresu znacznie mniej) Cezar zajmuje bez wątpienia miejsce szczególne. Ze źle przepasanego młodzieńca o elegancko utrefionych włosach, jak zwykli wytykać mu nieprzyjaciele, stał się najważniejszą osobą w państwie. Na długiej i wyboistej drodze politycznej i militarnej pokonał wszystkich swoich wrogów. Jego wojenne dokonania długo by wyliczać, dość wspomnieć więc te najważniejsze: podbił Galię oraz jako pierwszy Rzymianin przekroczył Ren i dotarł do Brytanii. Już jako dyktator wprowadził szereg reform usprawniających życie w Republice. Jednak to nie powyższe dokonania świadczyły o jego wielkości, a raczej dominująca cecha charakteru, która nie pozwalała mu się poddać, nawet gdy sytuacja wydawała się beznadziejna: niezłomność.


Tyran czy ulubieniec bogów?

Życie Cezara przypadło bez wątpienia na czasy trudne, być może najtrudniejsze w całych dziejach Republiki Rzymskiej. Przyszedł on na świat 12 lipca 100 r. p.n.e., kiedy Republika swe najświetniejsze lata miała już dawno za sobą i, od mniej więcej trzech dziesięcioleci, z coraz większym impetem chyliła się ku upadkowi. Rozłam w państwie zaczął się od wystąpienia braci Grakchów, którzy jako trybuni ludowi stawali w obronie plebsu uciśnionego przez bogatych patrycjuszy. Od czasu ich wystąpień, a później tragicznej śmierci, społeczeństwo podzieliło się na dwie frakcje – optymatów i popularów, czyli odpowiednio przedstawicieli patrycjuszy i plebejuszy. Ugrupowania te występowały przeciw sobie zaciekle najpierw w senacie, a potem na ulicach Miasta; wreszcie doszło do pierwszej wojny domowej. Na czele optymatów stał Korneliusz Sulla. Jego politycznym przeciwnikiem był natomiast Gajusz Mariusz, wuj Cezara; po jego śmierci zastąpił go Korneliusz Cynna – teść naszego bohatera. Volens nolens, Cezar odziedziczył więc określoną przynależność polityczną, z którą identyfikował się całe życie, choć pochodził przecież z patrycjuszowskiego rodu Juliuszy, a gens Iulia mogła poszczycić się boskimi korzeniami: wywodziła się wszak od samej Wenus i jej potomka Eneasza. Przynależność i poglądy polityczne zdeterminowały całe życie Cezara i stały się niejako również przyczyną jego śmierci, gdyż nowatorskie reformy godzące w bogaczy wywoływały ogromne wzburzenie wśród tych ostatnich. Patrycjusze – w większości krótkowzroczni i skorumpowani – uważali, że Cezar zdradził swój stan, a ponadto sam w sobie jest niebezpieczny. Opinia taka krążyła o nim już od najwcześniejszych lat młodości, odkąd Sulla, dzięki wstawiennictwu możnych protektorów, darował życie młodzieńcowi w źle przepasanej todze, napominając wszakże, że drzemie w nim wielu Mariuszów.

W oczach swoich współczesnych Cezar jawił się jako tyran ogarnięty pragnieniem zdobycia królewskiej korony, a królowie zdecydowanie źle się kojarzyli republikanom. Widziano go jako szaleńca pragnącego burzyć status quo. Po śmierci, z naturalnych powodów, jak to często bywa, został gloryfikowany, jakkolwiek jego dwaj najwybitniejsi biografowie starali się zachować obiektywność. Z dzisiejszego punktu widzenia trudno ocenić go bezstronnie. W zasadzie do momentu konsulatu, czy raczej drogi do jego zdobycia, nic nie wskazywało na to, by Cezar posiadał jakieś wybujałe ambicje polityczne. Przeszedł zwyczajowy cursus honorum w mniej więcej wyznaczonym na to czasie, a jeżeli urzędy zdobywał przy pomocy łapówek i innych niezbyt chwalebnych metod, to nie było to w ówczesnym systemie politycznym niczym nadzwyczajnym. Łapówkarstwo kwitło i miało się dobrze; może jedynie zatwardziały konserwatysta, jakim był Katon Młodszy, mógłby brzydzić się tym systemem (co zresztą nie zabroniło mu przyjmować pieniędzy od klientów Rzymu, kiedy sprawował funkcję namiestnika Cypru). Dopiero gdy w grę wszedł konsulat, a po jego zakończeniu uzyskanie odpowiedniej prowincji, Cezar pokazał swą twarz drapieżnego polityka, który nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć to, czego pragnie.

Jednak nawet wówczas nie można było stwierdzić, że jego ambicje wykraczały poza inne przejawiane w Rzymie. Jako konsul walczył co prawda zaciekle o przeforsowanie swych ustaw, w tym najważniejszej ustawy agrarnej, w trakcie czego nie wahał posunąć się do użycia bojówek, ale robił to w trosce o lud rzymski (oraz swojego sojusznika i zięcia Pompejusza). Troskę o plebs wykazywał we wszystkich swoich politycznych posunięciach, jakkolwiek tenże plebs służył mu do forsowania ustaw. Nie wahał się w bezlitosny sposób usuwać swoich politycznych przeciwników, jak choćby Cycerona, którego rękami swego zaufanego człowieka, Klodiusza, zdołał skazać na wygnanie, by nie wadził mu podczas jego nieobecności w Mieście w związku z udaniem się na prowincję. Dla politycznego sojuszu oddał swą córkę Julię, słynącą z urody i wdzięku w całym Rzymie, za starszego od niej o dwadzieścia cztery lata Pompejusza – jednak małżeństwo to należało do bardzo udanych. Czyniąc to wszystko, Cezar miało co najwyżej na uwadze swoje namiestnictwie w Galii; jego myśl nie sięgała zapewne dyktatury czy tytułu królewskiego.

Przy wszystkich jego politycznych sprawkach, mniej lub bardziej chlubnych, darzony był niezwykłą miłością przez lud. W oczach przeciętnego obywatela Cezar bynajmniej nie uchodził za tyrana, wywrotowca, czy kim jeszcze chcieli go widzieć optymaci. Jako edyl organizował wspaniałe widowiska, zadłużając się przy tym niebotycznie, by nasycić oczy i brzuchy motłochu, wiecznie spragnionego chleba i igrzysk. Cokolwiek zresztą czynił, wszem i wobec rozgłaszał, że robi to w trosce o lud właśnie – i nawet jeśli nieco mijał się z prawdą, to rzeczywiście wykazywał dużo większą troskę o warstwy mniej uprzywilejowane, niż jego koledzy z senatu.

 


Polityk

Jako polityk Cezar obdarzony był dalekowzrocznością, której brakowało zarówno jego sojusznikom, jak i politycznym przeciwnikom. Bodajże jako pierwszy dostrzegał zmiany, jakim poddała się w ciągu wieków Republika. Za jego czasów Rzym już dawno przestał być osadą w Lacjum czy miastem-państwem na wzór greckiej polis. Ustrój w nim panujący porażał swym archaizmem w wielu aspektach. Rzymianie nie chcieli lub nie potrafili ujrzeć tego, co widział Cezar – że Rzym stał się metropolią, że de facto już jest wielkim imperium i wymaga zmian i reform w wielu dziedzinach, nie będąc w stanie funkcjonować w dotychczasowy sposób jako maleńkie italskie państewko. Wizja ta wprawiała politycznych wrogów Cezara w przerażenie, być może dlatego, że gdyby zechcieli otworzyć się na świat i przyjąć do wiadomości polityczną koncepcję Cezara, musieliby wyrzec się wielu swych dóbr i przywilejów. Musieliby wyzbyć się swej ksenofobii, oni, mieszkańcy miasta, w którym większość ludności stanowił element napływowy. Musieliby uznać, że ludy podbitych prowincji mają takie samo prawo uzyskania obywatelstwa, ba!, nawet powinni je uzyskać, by czuć się Rzymianami, a co za tym idzie, by narodziły się w nich patriotyczne uczucia. Taki punkt widzenia był póki co nad Tybrem nie do zaakceptowania. Nic więc dziwnego, że Cezara postrzegano jako zagrożenie – godził przecież w istniejące normy, łamał je podług uznania i naginał wedle swoich wizji formowania rzymskiego świata.

 

Imperator

Nie można zaprzeczyć, że armia darzyła Cezara autentycznym uczuciem. Rzadko który wódz potrafił nawiązać tego rodzaju relacje z żołnierzami – wcześniej udało się to chyba tylko Aleksandrowi Wielkiemu, który do swoich towarzyszy broni zwracał się „hetairos”. Zwrotu „towarzysze” używał również Cezar, zmniejszając tym samym dystans między sobą a legionistami. Jako wódz nie wahał się dzielić z nimi trudów kampanii wojskowych. Znany był z tego, że razem z żołnierzami sypiał na gołej ziemi, za całe posłanie mając płaszcz; w trudnych momentach, jak choćby oblężenie Avaricum, głodował razem z nimi, a gdy dochodziło do rozdziału łupów, nie żałował żadnemu z nich stosownego zysku. Chętnie rozdawał nagrody i odznaczenia, nie szczędził na premiach dla najlepszych legionistów, regularnie awansował najbardziej walecznych, a nade wszystko podtrzymywał ich na duchu i dbał o ich morale.

Gdy zachodziła potrzeba, nie wahał się odsyłać swego wierzchowca i stawać do walki ramię w ramię z żołnierzami. Jego legiony gotowe były iść za nim wszędzie. Gdy w 49 r. p.n.e. zdecydował się przekroczyć Rubikon, wydając tym samym wojnę Republice, nie zdezerterował ani jeden żołnierz – co innego legaci, którzy, kierowani różnymi pobudkami, przechodzili na stronę wroga. Tym jednak Cezar odsyłał ich wyposażenie, łącznie z koniem i namiotem, i dawał swoje błogosławieństwo, nie zmuszając nikogo do walki po swojej stronie. Znany był również ze swojej łagodności w stosunku do pokonanych. Gdy w wojnie przeciwko Pompejuszowi trafił mu się w niewolę jeden z najzacieklejszych wrogów, Gnejusz Domicjusz Ahenobarbus (nota bene przodek późniejszego cesarza Nerona), Cezar nie uczynił mu najmniejszej szkody, do głowy nie przyszło mu go zabić – odesłał go całego i zdrowego do obozu wroga, wiedząc, że ten nie ustanie w walce przeciwko niemu. Najbardziej wymowny jest jednak epizod związany ze śmiercią Pompejusza. Gdy Cezar przybył do Egiptu, przyniesiono mu w koszu odciętą głowę i rękę byłego zięcia, a potem zaciekłego wroga. Na ten widok Cezar – żołnierz, wódz, polityk – zapłakał, zabójców zaś ukarał śmiercią.

 

Człowiek

Historycy, wysławiając lub krytykując czyny Juliusza Cezara, pomijają często jeden bezsprzeczny fakt: był on nie tylko politykiem, wodzem, dyktatorem, ale przede wszystkim człowiekiem. Jako taki nie mógł być pozbawiony wad czy słabości ani też wolny od popełniania błędów. Należy jednak przyznać, że w życiu politycznym człowiek ów nie kierował się uczuciami, a jedynie chłodnym umysłem, jakkolwiek w życiu prywatnym pozwalał sobie na rozmaite namiętności. Głośny był jego wieloletni romans z Serwilią; w Rzymie uchodził zresztą za niepoprawnego uwodziciela i taką też sławą cieszył się wśród swoich legionistów. Lubił otaczać się zbytkiem i bogactwem, a swej kochance sprawił pierścionek z perłą wartą milion sestercji. W młodości nie szczędził czasu i pieniędzy na rozmaite zabiegi upiększające, co niestety na nic się nie zdało, gdyż na starość dopadła go łysina, nad czym zresztą wielce ubolewał. Nie należał z pewnością do wiernych małżonków, chociaż dbał o dobre imię swoich żon.Opinię publiczną zbulwersował głośnym romansem z Kleopatrą i faktem, że uznał za swojego poczętego z nią syna, co godziło w rzymskie poczucie przyzwoitości. Był znakomitym mówcą, ponoć drugim w Rzymie po Cyceronie, dobrym prawnikiem, utalentowanym pisarzem i poetą, wykazywał wszechstronne zainteresowania, był genialnym strategiem, a przy tym wszystkim natura obdarzyła go ogromną inteligencją i sporym poczuciem humoru. Na tle odzianych w białe togi rzymskich patrycjuszy wyróżniał się niczym kolorowy rajski ptak wśród pospolitych wróbli, a jako taki nie mógł nie wzbudzać zawiści i niechęci.

 

Gdy przeminęły

Zabójstwo Cezara okazało się kamieniem, który poruszył lawinę. Spiskowcy, na czele których stali Gajusz Kasjusz Longinus i Marek Juniusz Brutus, nota bene przyjaciel Cezara, przekonani byli, że czynem swym przywrócą dawny porządek. Niestety, mylili się, gdyż w swych planach nie brali pod uwagę całej masy różnych czynników, choćby uwielbienia, jakim Cezara darzył lud. Gdy kilka dni po śmierci dyktatora otwarto jego testament, okazało się, że sporządził on hojne zapisy na rzecz obywateli, co wywołało falę zamieszek. Lud w porywie żalu, a także w hołdzie dla uwielbianego dyktatora, porwał ciało z katafalku i złożył na naprędce wzniesionym stosie, który powstał ze wszystkiego, co tylko zdołano przynieść na forum – stołów, łóżek, wszelkiego rodzaju drewnianych sprzętów. Mordercy zrozumieli, że ich dni w Mieście są policzone i czym prędzej jak niepyszni uciekli na Wschód, gdzie w końcu dopadła ich karząca ręka Nemezis.

Kilka dni po śmierci Cezara na niebie ukazała się świetlista kometa, którą wieszczkowie uznali za dowód, że dyktator został włączony w poczet bogów. Gdy kilka lat później stryjeczny wnuk Cezara, Gajusz Oktawiusz, znany światu jako Oktawian August, sięgnął po władzę i uczynił z Republiki imperium pod nazwą pryncypatu, pierwszą rzeczą, jaką uczynił, było proklamowanie swego przybranego ojca bogiem. Od tej pory Cezar nosił przydomek „boski” – divus. Osiągnął więc po śmierci znacznie więcej, niż pragnąłby za życia.

 

Śmierć Cezara wyznaczyła kres Republiki. Po Idach Marcowych nastąpił długi okres chaosu i wojen, z których ostatecznie zwycięsko wyszedł Oktawian August. Ów stryjeczny wnuk Cezara zdołał na zgliszczach Rzymu zbudować wspaniałe imperium, bodajże najwspanialsze w dziejach Europy, które trwało niemal pół wieku. Być może gdyby nie zdradzieckie ciosy, które owego marcowego przedpołudnia spadły na zdumionego dyktatora, nigdy by do tego nie doszło, gdyż Cezar nie zdołałby dokonać tego, co udało się Oktawianowi. Świat nie był na niego przygotowany, a on sam bez wątpienia wyprzedził swoją epokę o co najmniej pokolenie. Marzenie urzeczywistniło się w dziele jego następcy.