artykuły kultura historia ludzie

Urodziny Giacoma Casanovy. Audycje radiowe o słynnym wenecjaninie

Redakcja

Drugiego kwietnia 1725 roku urodził się najsłynniejszy uwodziciel świata.

Audycje radiowe z udziałem Julii Wollner, poświęcone Casanovie, dostępne są tutaj:
1)


2) Casanova w Lecie z Radiem
3) Nie tylko uwodziciel

 

Giacomo Giovanni Casanova, urodzony na Lagunie wieczny kawaler, był świadkiem wielu ważnych przemian – jego biografia rozpoczyna się w roku 1725, kiedy to Wenecja, zwana również Serenissimą, najjaśniejsza już wcale nie była, a jej królewska godność chyliła się ku upadkowi jak zachodzące słońce. Nadal jednak żyła jak bogata monarchini. W mieście prowadziło się wystawny tryb życia, a przez połowę kalendarzowego roku świętowano karnawał. Arystokraci bawili się z plebsem, maski i kostiumy pozwalały na najbardziej nieprawdopodobne szaleństwa, a klasztory nierzadko zamieniały się w domy publiczne. Rumiane i aromatyczne jabłko było coraz bardziej robaczywe.

Giacomo, syn pary aktorów (choć według wielu badaczy jego prawdziwym ojcem był przedstawiciel wyższych kręgów) kochał to jabłko do szaleństwa. Kobiety w jego życiu zmieniały się często, jednak prawdziwą miłością zawsze pozostawała Wenecja, która go ukształtowała. Jak to w wypadku wielkich miłości często bywa, uczucie to przeplatało się z nienawiścią, frustracją i zniechęceniem. Giacomo marzył bowiem, aby brylować wśród arystokratów nie tylko na przyjęciach. Aspirował do bycia jednym z nich. Ciągle jednak nie miał wystarczająco dużo pieniędzy, a brak odpowiedniej metryki doprowadzał go do szaleństwa.

Na szczęście ten przystojny, wysoki chłopak (mierzył sobie podobno metr dziewięćdziesiąt, co, jak na interesującą nas szerokość geograficzną i rozważaną epokę historyczną, musi budzić niedowierzanie!) miał w życiu… szczęście właśnie. Pierwsze spore pieniądze otrzymał od pewnego bogacza, którego uratował, gdy ten topił się w weneckim kanale. Potem próbował zarabiać na swoje kaprysy jako aktor, skrzypek, doktor prawa, bibliotekarz, sekretarz i handlowiec, raz po raz przegrywając kolosalne sumy w karty. Niektórzy twierdzą, że aby podreperować stan konta, zabawiał się jako szpieg. Czy to prawda, trudno wyczuć. Na pewno jednak miał głowę na karku. Gdy król Francji załamywał ręce, że nie stać go na otworzenie szkoły wojskowej, a obywatele nie zniosą kolejnej podwyżki podatków, Giacomo, jak na kreatywnego Włocha przystało, zaproponował, że za „drobnym” wynagrodzeniem zorganizuje nad Sekwaną loterię narodową. Okazała się ona wielkim sukcesem, a Casanova znów miał pełen portfel. Co oczywiście nie trwało długo…

 

Drogie prezenty dla kochanek, wystawne przyjęcia, podróże po całej Europie – to wszystko sporo kosztowało. Nasz bohater ciągle poszukiwał więc nowych źródeł dochodu, wykazując się coraz bardziej twórczym myśleniem. Aby zarobić parę groszy, parał się magią, obiecywał hrabiankom reinkarnację w nowym, męskim ciele, pisał książki i… podrywał coraz to nowe dziewczyny, które nierzadko stawały się jego sponsorkami. Jedyna, którą naprawdę kochał, nosiła pseudonim Henriette. Nie dogadywali się jednak. Po paru miesiącach znajomości piękna Francuzka, odchodząc, wyryła podobno na jego szybie napis Henriettę też zapomnisz. Chyba się jednak myliła, bo trzy wieki później nadal wspomina się jej imię…

Co ciekawe, Giacomo Casanova nie bił wcale rekordów, jeśli chodzi o ilość romansów. Sto dwadzieścia kobiet to, jak na rozpustną Wenecję, mało konkretna liczba. Zasłynął w świecie raczej dlatego, że jak na prawdziwego biznesmena przystało, na starość postanowił spisać swoją autobiografię. Zrobił to w języku francuskim. To trochę tak, jakby jakiś dzisiejszy, przystojny Giorgio z Mediolanu, który miał w życiu sporo kolorowych przygód, a do tego bujną wyobraźnię, napisał ciekawy tekst w języku angielskim. A potem, dzięki wrodzonemu szczęściu, zasłynął nim w świecie. Któż bowiem nie chciałby czytać o szaleństwach epoki, o spotkaniach z Voltairem i Madame de Pompadour, o polskich arystokratach, którzy, jak Branicki, wyzywają go od „włoskich foteli” (?!!!), a potem chcą się pojedynkować na pistolety… Kto nie przewertowałby książki, w której o warszawskich kobietach mówi się, że są niezbyt urodziwe, za to wspomina się gorący podryw istoty, która udawała śpiewającego kastrata, ale, na szczęście dla autora i historii, okazała się stuprocentową kobietą?! A gdyby jeszcze o Giorgiu napisał piosenkę jakiś słynny laureat nagrody Grammy, karierę z pierwszych stron „Vivy” mamy jak znalazł. O Casanovie opowiedział przecież sam Mozart i jego librecista Lorenzo da Ponte w operze Don Giovanni

Och, Giacomo! Zaiste, nadawałbyś się do „Życia na gorąco”. Prawdziwie gorący był z ciebie gagatek!

 

Zdjęcie główne: Giacomo Casanova na portrecie pędzla Antona Raphaela Mengsa