artykuły kultura historia

Z południa na północ. O tych, co przybyli na polską ziemię

Agnieszka Jasińska

Historia uchodźców greckich, waldensów spod Cedyni czy polskich Karaimów znana jest niewielu naszym rodakom. Najwięcej wiemy o tych pierwszych, może dlatego, że pewna ich liczba wciąż żyje wśród nas, a ich pojawienie się w Polsce to historia najnowsza, stosunkowo dobrze opisana. O pozostałych mamy znacznie mniejsze pojęcie. W pielęgnowaniu pamięci o tych grupach etnicznych czy religijnych nie pomaga fakt, że żadna z nich nie pozostawiła po sobie wielu śladów kultury materialnej.

Grecy na Dolnym Śląsku i Podkarpaciu
Pod koniec II wojny światowej dochodzi do zaostrzenia wewnętrznych konfliktów politycznych i militarnych w Grecji. Efektem nieporozumień i napięć pomiędzy zwolennikami prawicowych rządów wspierających monarchię a komunistycznymi siłami Demokratycznych Wojsk Grecji jest wyniszczająca wojna domowa. Prawica wspierana przez Wielką Brytanię przejmuje kontrolę nad krajem i rozpoczyna represje wobec opozycji. Działacze komunistyczni, ich rodziny i sympatycy, chcąc uniknąć więzienia i tortur, muszą opuścić kraj.
Naturalnym kierunkiem komunistycznych uchodźców z Grecji staje się Europa Wschodnia: Jugosławia, Bułgaria, Rumunia, Czechosłowacja i Polska. W latach 1949–51 do naszego kraju przyjeżdża 12 tysięcy Greków i Macedończyków. Zostają rozlokowani głównie na Dolnym Śląsku, Pomorzu Zachodnim i na Podkarpaciu, choć spotkać ich można wszędzie. Dionisios Sturis, dziennikarz i reporter pochodzący z Chojnowa na Dolnym Śląsku, w książce pt. Nowe życie, poświęconej polskim Grekom, pisze: Na powojennej mapie Polski roiło się od greckich wysp – większych i mniejszych. Wszystkie one tworzyły rozproszony archipelag, osobny miniświat, który wybuchł nagle i niespodziewanie, rozrastał się i powoli tężał, początkowy wyraźnie odmieniony, choć w tej samej Galaktyce, a z upływem czasu zaczął zbliżać się do polskiego megaświata i go przenikać. Przez pewien czas oba światy istniały równolegle i pozytywnie na siebie oddziaływały.

Grecy – dzieci i wnuki uchodźców z połowy ubiegłego wieku – rozpoznawani są do dziś przede wszystkim w popkulturze. W latach osiemdziesiątych wielką popularnością cieszyła się piosenkarka Eleni, niezwykłą karierę w świecie muzyki zrobił też Milo Kurtis, założyciel grupy Osjan i Maanam. To za jego namową Grecję odwiedziła Kora, to jemu poniekąd zawdzięczamy Cykady na Cykladach, które wokalistka Maanamu napisała po wakacjach na wyspie Ios. Inni znani muzycy pochodzący z rodzin greckich uchodźców to Mikis Cupas, Apostolis Antimos, śpiewak Jorgos Skolias, oraz Maja Sikorowska – córka Andrzeja Sikorowskiego i Chariklii Motsiu. Potomkiem greckich uchodźców jest także cytowany powyżej Dionisios Sturis, reporter i dziennikarz, autor wielu książek i artykułów o tematyce migracyjnej.
Kiedy jednak rozmawia się z Polakami o Grekach w Polsce, to mało kto jest w stanie powiedzieć, skąd właściwie się wzięli w naszym kraju. Starsze pokolenie pamięta być może historię ich uchodźctwa, ale już współcześni trzydziesto – czterdziestolatkowie nie mają o tym pojęcia. Zachowaniu pamięci nie sprzyja fakt, że wielu Greków po upadku prawicowego reżimu w Grecji wróciło do ojczyzny. Największe archiwum gromadzące dokumenty związane z polskimi Grekami we Wrocławiu zostało zlikwidowane w 2009 roku, a dane o nich – zniszczone. Tym bardziej należy docenić pracę Dionisiosa Sturisa, który poświęcił polskim Grekom swoje dwie książki, odbył dziesiątki rozmów z mieszkańcami Dolnego i Górnego Śląska, Małopolski i podkarpackiej wsi Krościenko. Do dziś na cmentarzach w regionach zamieszkałych przez Greków, a więc w Chojnowie, Zgorzelcu, Świdnicy, Bielawie, Wrocławiu, a także w Krościenku można znaleźć groby z egzotycznie dla Polaków brzmiącymi nazwiskami, a niektórzy mieszkańcy wciąż rozpoznawani są po nazwiskach swoich ojców i dziadów.

Waldensi z okolic Cedyni
Cedynia, najdalej wysunięte na zachód polskie miasteczko, kojarzy się z wczesnymi lekcjami historii. W 972 roku Mieszko I stoczył tam bitwę z Hodonem zarządzającym Marchią Łużycką i pragnącym zająć tereny Polan. Tymczasem zwiedzając Pojezierze Zachodniopomorskie, jadąc drogą nr 124 z Orzechowa do Cedyni można natknąć się na tzw. Wzgórze Waldensów. Na niewielkim wzniesieniu znajduje się kapliczka będąca punktem orientacyjnym i… niczym więcej. O religijnym ruchu waldensów nie dowiemy się stamtąd nic. Zdobycie informacji o tych reformatorach kościoła, przybyłych z południa Europy, nie jest zresztą łatwiejsze nigdzie w okolicy.
Waldensi mieszkali na dzisiejszym pograniczu polsko-niemieckim, między innymi w zakolu Odry. Przybyli na tereny dzisiejszej Polski z Francji, przez Czechy, na przełomie XIII i XIV wieku. Byli jedną z licznych heretyckich grup negujących oficjalną doktrynę Kościoła w Europie; sprzeciwiali się praktykom religijnym i obyczajowym ówczesnych duchownych. Podobnie jak katarzy i albigensi na południu Francji oraz bogomili w Bułgarii i Hercegowinie, waldensi żyli skromnie, odrzucając dobra materialne. Nazwa “waldens” pochodzi od Piotra Valdes (Waldo) – kupca z Lyonu, który w XII wieku rozdał biednym swój majątek i nakłaniał wiernych do życia w ubóstwie. Szybko otrzymał zakaz działalności z powodu otwartego krytykowania Kościoła, dlatego w 1179 r. udał się do Rzymu, aby przekonać Aleksandra III do swoich racji. Jego aktywność nie zyskała jednak aprobaty papieża. Piotr Waldo nie ustąpił, więc następca Aleksandra, Lucjusz III, w 1184 r. obłożył upartego heretyka ekskomuniką. Waldo przeniósł się do Czech, gdzie prawdopodobnie w 1197 roku zmarł. Ośrodki jego wyznawców znajdowały się na terenach dzisiejszych północnych Włoch (w Lombardii i Piemoncie); waldensi szybko też pojawili się w Nowej Marchii na pograniczu polsko-niemieckim. Stamtąd już tylko krok do tzw. Winkla Cedyńskiego, czyli zakola Odry. W XIV wieku w okolicy istniało już całkiem pokaźne skupisko kacerzy, jak nazywali waldensów miejscowi (według Zygmunta Glogera, autora Encyklopedii Staropolskiej, kacerze to inaczej agitatorzy lub apostołowie sekciarstwa). Mieszkali przede wszystkim w okolicach Orzechowa, Objezierza, Chojny oraz, oczywiście, Cedyni. Czym zajmowali się na co dzień? Byli drobnymi rzemieślnikami, kupcami, część uprawiała rolę.

Waldensi do dziś obecni są we Włoszech. Na zdjęciu: fasada ich kościoła w Mediolanie, fot. G.dallorto / Wikimedia

Ważnym źródłem na temat waldensów z okolic Cedyni są protokoły z procesów szczecińskich z lat 1392 do 1394 – działalność religijna i agitacyjna heretyków spotkała się z szybką reakcją Kościoła. Były to procesy inkwizycyjne, podczas których dokonywano szczegółowych przesłuchań „wrogów krzyża”, skrupulatnie spisując ich dane osobowe i historię życia. Protokoły szczecińskie zawierają więc imiona i nazwiska członków grupy heretyckiej, ich zawody i zajęcia, wiek, nazwiska uwodzicieli (tak oficjalnie nazywano tych, którzy wprowadzali daną osobę do sekty) i osób uwiedzionych, daty przystąpienia do grupy, daty spowiedzi i uczestnictwa w kazaniach, postanowienia poprawy przesłuchiwanych i inne. Wszyscy przesłuchiwani mieli okazać skruchę i, w konsekwencji, zaprzestać swoich praktyk. Wiadomo jednak, że tak się nie stało. Część heretyków powróciła na łono Kościoła, ale spora część nadal pozostała wierna swojej grupie. Kościół prowadził więc działalność inkwizycyjną do skutku.
W XV wieku dochodzi do połączenia waldensów z czeskimi husytami. Nie było to trudne, łączył ich bowiem taki sam stosunek do Biblii i jej interpretacja oraz opór wobec Kościoła. Połączeniu sił obydwu grup sprzyjają wyprawy husyckie na północ wzdłuż Łaby na tereny Brandenburgii i Nowej Marchii. O ile jednak husyccy bracia waldensów mają dzisiaj w Czechach sporo miejsc upamiętniających ich działalność (zarówno w Pradze, jak i w innych miastach, w tym w zachwycającym Taborze na południu kraju), o tyle polscy waldensi pozostają jedynie w historycznych zapiskach i… naszej wyobraźni. Pod koniec XV wieku ślad po heretykach z Francji na ziemiach polskich właściwie zanika.

Karaimi polscy
Ta niewielka grupa religijna, powstała na fundamentach judaizmu, żyjąca w rozproszeniu, posiadająca jedynie nieliczne stowarzyszenia i organizująca cykliczne imprezy poświęcone swojej kulturze i przeszłości, jest właściwie zupełnie w naszym kraju nieznana. Jej początki sięgają VIII wieku i dalekiej Mezopotamii, gdzie Karaimi postanowili odłączyć się od żydowskich wspólnot religijnych. Nie akceptowali Talmudu, studiowali jedynie Torę. Tworzyli wiele gmin religijnych w Egipcie, Jerozolimie, na Peloponezie, w Bułgarii, Macedonii, a także na Krymie. I to z Krymu prawdopodobnie trafili do naszej części Europy. Sprowadził ich w XIV wieku Witold, książe litewski. Zamieszkiwali przede wszystkim Troki, Łuck, Halicz. Po włączeniu Rusi Halickiej do Rzeczpospolitej znaleźli się pod panowaniem królów polskich.
Gminy karaimskie miały własny samorząd, w którym wyróżniano szkolnika zarządzającego kienesą, gabbaja (skarbnika) i hazzana odpowiadającego za sądy i sprawy wyznaniowe. Słowo „kienesa” pochodzi z języka hebrajskiego i oznacza „zgromadzenie”; według innej hipotezy pochodzi od arabskiej „kanisy”, czyli domu modłów. Nieprzypadkowo zestawia się te dwa źródła – Karaimi byli bowiem grupą wyznaniową i etniczną, która miała silne związki ze społecznością muzułmańską na Bliskim Wschodzie i na obszarach Azji pozostających pod wpływem kultur związanych z islamem. Karl Marcus Gauss w swojej książce poświęconej Karaimom twierdzi, że relacje karaimów z muzułmanami były zawsze znacznie lepsze niż z Żydami czy chrześcijanami.
W naszym kraju w obowiązujących po wojnie granicach Karaimi znaleźli się na mocy porozumień o przesiedleniach, które zostały zawarte przez stronę polską z władzami ZSRR. Wszyscy ci, którzy chcieli zamieszkać w Polsce po 1945 roku, mogli się tutaj przenieść.

Karaimi krymscy w tradycyjnych strojach (XIX-wieczna rycina)

Dzisiaj wspólnota Karaimów polskich liczy sobie zaledwie 350 osób. Wszyscy mówią w naszym języku. Zrzeszają się w Karaimskim Związku Religijnym RP i Związku Karaimów Polskich. Wydają między innymi periodyk „Awazymyz” i rocznik naukowy „Almanach karaimski”. Ale przetrwać im będzie trudno. Język karaimski zachował się właściwie tylko w liturgii; w życiu codziennym zanika z powodu dużego rozproszenia i asymilacji ze społecznością polską, a także z przyczyn zupełnie prozaicznych: językiem tym posługują się głownie ludzie starsi, którzy powoli odchodzą. Według spisu powszechnego z 2011 roku polską odmianą języka karaimskiego posługiwało się czynnie zaledwie 11 osób. W języku karaimskim nie powstają współczesne teksty, nie rozwija się słownictwo związane z życiem codziennym. Język, podobnie jak kultura odchodzi wraz z ostatnimi przedstawicielami tej grupy etnicznej i religijnej.

Źródła:
Zygmunt Gloger, Encyklopedia staropolska, Wiedza Powszechna, Warszawa 1958
Karl Marcus Gauss, Mieszkańcy Roany odchodzą pogodnie. Wyprawy do Asyryjczyków, Cymbrów, Karaimów, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010
Szymon Pilecki, Karaimskie życie rodzinne, społeczne i religijne okresu międzywojennego. Czas wojny, decyzje o przyjeździe do Polski (w:): Karaimi, seria: Mniejszości narodowe i etniczne w Polsce, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2012
Edward Rymar, Waldensi z “kacerskich” okolic Chojny w XIV-XV wieku (w:) “Rocznik Chojeński, Pismo historyczno – społeczne”, Stowarzyszenie Historyczno-Kulturalne „Terra Incognita” w Chojnie, Chojna 2012
Dionisios Sturis, Nowe życie, Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2017
www.karaimi.org