kultura styl życia

Gallego. Język codzienności

Ewa Urbaniak

Choć duże miasta opanował język hiszpański, w wielu mniejszych miejscowościach galisyjskiego wybrzeża króluje gallego. To on jest językiem tutejszej codzienności, w którym kupuje się chleb, pyta o drogę, plotkuje, kłóci i godzi.

W północno-zachodniej części Hiszpanii leży kraina zwana Galicją – region najczęściej kojarzony z trasami pielgrzymek do Santiago de Compostela, deszczem i ośmiornicą. Galicja to także ocean, wielki i nieposkromiony, ciągnące się po horyzont puste plaże, obrastające małżami skały i szczękające szczypcami kraby, zielone lasy, zapach grillowanych sardynek, krzyk mew, ostre słońce, porywisty wiatr i niezwykle serdeczni ludzie. Do listy tej koniecznie dopisać trzeba el gallego, czyli galisyjski – język codzienności dla wielu mieszkańców tego regionu.

Gallego to język romański; podobnie jak hiszpański, włoski czy francuski wywodzi się z łaciny. Początkowo tworzył jedną odmianę razem z portugalskim, jednak w XII wieku Galicja i Portugalia stały się odrębnymi królestwami. Wtedy każda z odmian obrała osobną ścieżkę, tworząc dwa oddzielne języki. Silna pozycja Kastylii w procesie jednoczenia Hiszpanii doprowadziła do stopniowej ekspansji odmiany kastylijskiej (dzisiaj znanej też jako język hiszpański), również na terenach Galicji. Gallego jednak nie zaniknął – na przestrzeni wieków cieszył się silniejszą lub słabszą pozycją, przetrwał jednak do dziś.

Codzienność w A Coruña
Codzienność w A Coruña

Jeden z trudniejszych okresów dla gallego (oraz wielu innych języków Półwyspu Iberyjskiego) nastał po wojnie domowej. Okrutna dyktatura generała Franco nie oszczędziła żadnego aspektu życia hiszpańskiej społeczności. Nie obyło się zatem bez terroru linwistycznego – wszelkie języki i odmiany niebędące „czystym” kastylijskim były konsekwentnie tępione. Po śmierci Franco i odzyskaniu demokracji, Hiszpania dochodziła do siebie przez wiele lat; niektórzy twierdzą, że proces ten trwa do dzisiaj. Poszczególne regiony rozpoczęły również rekonwalescencję językową. W Galicji uruchomiono liczne działania mające na celu promowanie języka galisyjskiego, który został ogłoszony oficjalnym językiem regionu (w Konstytucji Hiszpańskiej widnieje jako jeden z języków oficjalnych). Powstały radio i telewizja, wszelkie instytucje publiczne mają obowiązek świadczyć usługi również w gallego, który powrócił także do szkół. Co dziś bardzo ważne, w języku tym działają również rozmaite media społecznościowe i strony internetowe.

Sprawna polityka językowa doprowadziła do znacznego wzrostu statusu gallego. Przeprowadzone w 2018 roku badania Galisyjskiego Instytutu Statystyki pokazują, że ponad 57% społeczności galisyjskiej sprawnie posługuje się tym językiem, ok. 30% całkiem sprawnie, a jedynie ok. 11%  zna go słabo lub w ogóle. Warto oczywiście pamiętać, że zdecydowana większość użytkowników galisyjskiego jest dwujęzyczna, choć zdarzają się nieliczne osoby niemówiące po hiszpańsku.

Działania nawet najpotężniejszych instrumentów polityki językowej nie zawsze kończą się sukcesem. Czasem, z różnorakich powodów, społeczeństwa odrzucają promowany język, nie chcąc posługiwać się mniejszościową odmianą. W przypadku gallego mamy do czynienia z zaskakującym osiągnięciem. Choć duże miasta opanował język hiszpański, w wielu mniejszych miejscowościach galisyjskiego wybrzeża króluje gallego. Co jest miarą osiągnięć polityki językowej? To nie górnolotne słowa spisane na kartach wybitnych książek, to nie pisma administracyjne czy wypowiedzi w poważnych mediach. Sukces osiąga się wtedy, gdy dana odmiana staje się językiem codzienności: gdy przy jej pomocy członkowie społeczności kupują chleb, pytają o drogę, plotkują, kłócą się i godzą. Gdy dzieci używają go do zabawy, dorośli dyskutują o polityce, najstarsi opowiadają historie z dzieciństwa.

Przepiękny krajobraz Costa da Morte, fot. Paolo Margari / Flickr,
Przepiękny krajobraz Costa da Morte, fot. Paolo Margari / Flickr, CC BY-NC-ND 2.0

 

Gallego jest wiodącym językiem dla ok. 30% galisyjskiej społeczności. Oznacza to, że większość mieszkańców w pierwszej kolejności sięga po język hiszpański, jednak dla 1/3 Galisyjczyków to właśnie gallego stanowi język codzienności. Od kilku lat mam szczęście przypatrywać się jednemu z miejsc – jest nim nadmorska miejscowość położona na Costa da Morte, Wybrzeżu Śmierci, którego nazwa nawiązuje do śmiercionośnej siły oceanu. Tutaj, jak i w wielu innych zakątkach Costa da Morte, za pomocą galisyjskiego toczy się życie. Choć jej mieszkańcy sami przyznają, że odmiana, którą się posługują, daleka jest od podręcznikowego gallego, wcale nie podręcznikowość decyduje, czy coś jest językiem czy nie. A sposób, w jaki codziennie się porozumiewają, jest językiem bez wątpienia.

Od samego ranka wiatr niesie dźwięki charakterystyczne dla tej krainy. Słyszę gallego na rynku, kupując poranną kawę, załatwiając sprawy w banku, odpoczywając na plaży. To, co stanowiło dla mnie największe zaskoczenie, to że w gallego rozmawiają ze sobą dzieci. Przyszłość każdego języka zależy przecież od tego, czy posługują się nim najmłodsi – jeśli tak, nie ma się czego bać, język przetrwa. Jeśli nie, dużo zdziałać już się nie da. W tych stronach galisyjski jest na razie bezpieczny. Dzieci bawią się w gallego, kłócą się w gallego, krzyczą w gallego. A w jakim języku się uczą? „Zależy od nauczyciela” – mówi jeden z mieszkańców miasteczka. Dla nauczycieli w pobliskich miejscowościach pierwszym językiem jest gallego, więc dzieci uczą się i w nim. Nic dziwnego zatem, że place zabaw i boiska to jeden wielki koncert tego języka.

Kawa w Santiago de Compostela
Kawa w Santiago de Compostela

Różnorodność językowa fascynuje mnie od lat. Odrodzenie gallego było więc dla mnie nie tylko wielkim zaskoczeniem, ale i nie lada gratką. Cieszy fakt, że istnieją jeszcze takie miejsca w Europie, gdzie języki mniejszościowe nie są zagrożone, a wręcz maja się bardzo dobrze. Pamiętajmy jednak, że polityka, również ta językowa, pozostaje polityką – nie każdy się z nią zgadza. Rozmawiam z mamą trojga dzieci – dwóch dziewczynek (8 i 3 lata) i 5-letniego chłopca. Jak zawsze, chcę znaleźć odpowiedź na moje językoznawcze wątpliwości. Pytam zatem, w jakim języku uczą się jej dzieci. Odpowiada, że prawie wszystkie lekcje są w gallego; po hiszpańsku dzieci maja tylko lekcje hiszpańskiego. Gdy wyrażam swój zachwyt, kobieta patrzy na mnie lekko zmieszana i oznajmia, że jej ta ekspansja gallego niespecjalnie się podoba. Całą swoją młodość spędziła w Szwajcarii, rodzice Galisyjczycy rozmawiali z nią po hiszpańsku. Języka galisyjskiego nie zna, powróciła tu po latach, założyła rodzinę, galisyjski rozumie, ale na płynne mówienie już trochę za późno. „Moje dzieci mówią po gallego w szkole, między sobą, z tatą. Po hiszpańsku rozmawiają tylko ze mną. A co, jak będą chciały wyjechać? W Madrycie gallego na nic im się nie przyda”. Trudno nie przyznać jej racji. Posługiwanie się językiem mniejszościowym otwiera drzwi do unikatowej kultury, zwyczajów i tradycji, przywiązuje jednak do konkretnego miejsca, w którym nie wszyscy chcą spędzić całe swoje życie. Pocieszam ją jednak, niech się tak nie martwi. Nasi studenci niejednokrotnie, wyjeżdżając na Erasmusa do Galicji, muszą zmierzyć się z zajęciami w gallego; jej dzieci z pewnością dadzą więc radę z hiszpańskim w Madrycie. Niewykluczone jednak, że będzie im trochę trudniej niż ich kastylijskim znajomym.

W sierpniowe popołudnie jestem z córką na placu zabaw. Jak w wielu miejscach na galisyjskim wybrzeżu, z placu rozpościera się niesamowity widok na bezkresny ocen i zielone zbocza gór. Jednym okiem pilnuję dziecka, drugim podziwiam widoki, głównie jednak nasłuchuję, jak mówią otaczający mnie ludzie. W pewnym momencie przychodzi rodzina, rodzice z dwojgiem dzieci. To turyści, nie są stąd, wyostrzam więc słuch. Po tygodniach słuchania wyłącznie gallego, chętnie choć przez chwilę posłuchałabym ukochanego hiszpańskiego. Słucham jednak i słucham, nie, to nie hiszpański. Gallego też nie. Nie mówią po portugalsku, ani po francusku. Nagle olśnienie – no tak, oni przecież mówią po katalońsku. Bo Hiszpania to, oprócz hiszpańskiego, trzy inne języki oficjalne (kataloński, galisyjski i baskijski) oraz niezliczone odmiany i dialekty. Hiszpania to różnorodność, a różnorodność nie zawsze jest łatwa. To trudna sztuka ciągłych kompromisów, pełna nieporozumień i dylematów. Nic jednak tak nie inspiruje i nie wzbogaca. Oby więc Hiszpanie z tej różnorodności potrafili korzystać jak najdłużej.

Zdjęcie główne: Pontevedra w Galicji