kultura historia podróże

Volubilis. Rzymska perła w Maroku

Karolina Janowska

Volubilis jest jak wyspa na morzu kultury arabskiej, andaluzyjskiej i berberyjskiej. Przypomina, że Imperium Romanum w szczytowym okresie swojej świetności sięgało de facto końca świata.

Na wzgórzu wiatr szarpie ubrania, rozwiewa włosy, mimo że nieco niżej panuje cisza przerywana jedynie pieśnią cykad. Aby dojść do stanowiska archeologicznego, trzeba minąć muzeum i wspiąć się po kamiennej rzymskiej drodze. Jej konstrukcji nie sposób pomylić z niczym innym. Wchodząc pod górę czuć już dreszcz emocji, gdyż w mgnieniu oka przenosimy się z teraźniejszości w starożytność; co więcej, z kraju arabskiego w świat rzymski. W oddali widać już pozostałości świetnego ongiś miasta – samotne kolumny wznoszą się ku oszałamiająco kobaltowemu niebu. Kamienie chrzęszczą pod nogami; wydawać by się mogło, że echo niesie dźwięk kroków idących tędy rzymskich legionistów w caligae. Nawet powietrze jest tu inne: zapach starożytności jest wszechobecny, jakby Rzym złożył pocałunek na tej spalonej słońcem afrykańskiej ziemi. Patrząc na ruiny – bo w wyniku trzęsienia ziemi, grabieży i upływu bezlitosnego czasu niewiele się w tym miejscu ostało – można odnieść wrażenie, że jest się w samym Mieście. Ale to nie Rzym. To Volubilis, stolica dawnej prowincji Mauretanii Tingitany.

Fot. Karolina Janowska

Rzymska perła w Maroku

Stanowisko archeologiczne przypomina hiszpańskie Empurias czy Italikę. Z domów ostały się de facto same fundamenty, w niektórych z nich wspaniałe mozaiki, o czym za chwilę. Zachował się w całości łuk triumfalny Karakalli, jednak bez zdobiących go marmurów, kilka kolumn na forum, fragment bazyliki oraz, co ciekawe, ołtarz ofiarny. Miasto ucierpiało najbardziej nie na skutek grabieży i rabunku, ale w następstwie trzęsienia ziemi w 1755 roku. Miało ono swe epicentrum w Lizbonie w 1755 roku, wpisując się w szereg najtragiczniejszych kataklizmów tego rodzaju w historii Europy. Siła trzęsienia wynosiła 9 stopni w skali Richtera, a jego moc była tak potężna, że, poza całkowitym zrujnowaniem samej stolicy Portugalii, przyniosła szkody również północno-zachodniej Afryce, w tym właśnie miastu Volubilis, które zostało zrównane z ziemią. Warto nadmienić, że nieco wcześniej ograbili je muzułmanie, którzy wykorzystywali marmur z budynków dla własnych celów, jednak co do zasady nie burzyli pełnych konstrukcji.

Fot. Karolina Janowska
Fot. Karolina Janowska

Mauretania Tingitana

Volubilis wyłania się niespodziewanie zza wzgórz porośniętych z rzadka krzewami, a gdzieniegdzie drzewami arganowymi. Pojawia się nagle, bez ostrzeżenia i zmienia trajektorię doznań. W jednej chwili z baśni tysiąca i jednej nocy przeskakujemy w zupełnie inny świat. Jakim cudem wpływy rzymskie sięgnęły tak daleko na południe, w zasadzie na rubieże ówczesnego świata? Przecież kilka kilometrów na południowy zachód od Volubilis, za murami miasta Sala Colonia, rozciągał się limes, czyli niekończący się ciąg fortyfikacji wyznaczających granicę między światem zamieszkanym a nieznanym. Co więcej, jak to możliwe, że w Maroku, kraju meczetów, medyn i kazb istnieje municipium romanum?

Zazwyczaj zapomina się, że historia Maroka sięga co najmniej VIII wieku p.n.e., kiedy to Fenicjanie zakładali swoje faktorie handlowe wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego, a także dalej, za Słupami Heraklesa, w Hiszpanii, na zachodnim brzegu Afryki i na Wyspach Kanaryjskich. Wykopaliska dowiodły, że pierwsze ślady osadnictwa w rejonie Volubilis sięgają neolitu, natomiast w wieku III p.n.e. istniała tu osada punicko-mauretańska. Fenicjanie zdołali na tym terenie założyć osady, jednak obszar dzisiejszego Maroka i częściowo Algierii zajmowała ówczesna Mauretania, stanowiąca osobne królestwo rządzone przez ludy, które później zaczęto określać mianem Berberów. Kraj ten sąsiadował od wschodu z Numidią, a od południa z saharyjskim państwem Getulia. Gdy w 146 roku p.n.e. nastąpił upadek Kartaginy, której wpływy sięgały do Mauretanii, państwo to stało się klientem Rzymu. Wspomagało Republikę w walce z numidyjskim królem Jugurtą w końcu II wieku p.n.e., a w czasie wojny domowej między Cezarem a Pompejuszem władcy Mauretanii Bokchus II i Bogud II wsparli późniejszego dyktatora, za co otrzymali od niego w nagrodę zachodnią część Numidii. Po śmierci ostatniego władcy, Oktawian August przyłączył Mauretanię do Imperium Rzymskiego, niemniej dla zachowania pozorów w 25 r. p.n.e. powierzył ją królowi Numidii, Jubie II. Aby dodać smaczku historii Mauteranii należy wspomnieć, że ów Juba II pojął za żonę córkę samej Kleopatry i Marka Antoniusza, Kleopatrę Selene. Ich syn, Ptolemeusz rządził królestwem do roku 40 n.e., kiedy cesarz Kaligula rozkazał go zgładzić. Legenda głosi, że Ptolemeusz udał się przed oblicze cesarza odziany nieopatrznie w szatę w kolorze purpury, co Kaligula zinterpretował jako po pierwsze brak szacunku, a po drugie jako jawną prowokację. Ponieważ purpurę w jego mniemaniu mógł nosić tylko cesarz, oczywistym dla szaleńca z Palatynu stało się, że Ptolemeusz planuje zamach i przejęcie władzy. Wraz ze śmiercią władcy nastąpił nie tylko koniec dynastii ptolemejskiej, ale także koniec pozornej niepodległości Mauretanii – zmieniona została ona w rzeczywistą prowincję pod nazwą Mauretania Tingitana ze stolicą w Tingis (zachodnia część) oraz Mauretania Cesariensis ze stolicą w Sitifis (obecnie część Algierii).

Fot. Karolina Janowska
Fot. Karolina Janowska

Świetność miasta

Jakkolwiek istnienie prowincji stało się faktem, o tyle rzeczywista władza cesarska sięgała właśnie Volubilis i Sala Colonia na zachodnim wybrzeżu. Niektórzy historycy twierdzili, że rzymskie wpływy sięgały aż do Casablanki, która miała nosić w starożytności nazwę Anfa. Co ciekawe, współczesny port w tym mieście również nosi taką nazwę, podobnie jak cała dzielnica. Odkrycia archeologiczne pozwoliły stwierdzić, że część dawnych portugalskich cystern wznoszona była na bazie rzymskich składnic zboża.

Volubilis przeżywało swój największy rozkwit między rokiem 40 a 285 n.e. W mieście mieszkało około 20 tysięcy osób, co było niemałą liczbą jak na owe czasy i rejon geograficzny. Co ciekawe, większość mieszkańców pochodziła z rdzennych terenów – byli zatem Maurami lub Berberami. Nie przeszkadzało im to w najmniejszym stopniu czuć się obywatelami Imperium i posługiwać łaciną, jednak inskrypcje pozostałe na niektórych obiektach zdradzają nam ciekawą rzecz. Mianowicie tubylcy w II wieku n.e. nie znali poprawnych zasad gramatyki, w napisach często pojawiają się błędy językowe, można zatem wysnuć wniosek, że afrykańska odmiana łaciny odbiegała już zasadniczo od cycerońskiego ideału. Miasto pełniło zaszczytną rolę centrum administracyjnego i ekonomicznego prowincji. Jako że leżało w otoczeniu żyznych wzgórz, na których do dziś uprawiane są oliwki i zboże, mogło dostarczać cenne surowce do stolicy. Eksportowano również barwniki purpurowe oraz drewno cedrowe, a także egzotyczne zwierzęta, takie jak lamparty, które trafiały na areny rzymskich amfiteatrów. Warto nadmienić, że według rzymskiego geografa Pomponiusza Meli, Volubilis stanowiło najbogatszą spośród wszystkich rzymskich aglomeracji w Mauretanii. Dziś świadczą o tym imponujące rozmiary stanowiska archeologicznego, a także ślady dawnych siedmiu bram, przez które możliwe było wejście i wyjście do pomerium.

Miasto zaczęło stopniowo podupadać w drugiej połowie III wieku n.e., kiedy to Rzym zaczął być nękany przez pierwsze najazdy barbarzyńców. W 285 roku cesarz Dioklecjan dokonał reorganizacji prowincji, jednak od tego czas datuje się już powolny zmierzch Mauretanii Tingitany. Od południa przez rzymskie limes napływać zaczęła ludność saharyjska. Warto nadmienić, że Volubilis nie stało się ofiarą przemarszu Wandali w roku 411 n.e., którzy po prostu przeszli przez to miasto, kierując się na wschód do dzisiejszej Tunezji. Gdy w latach 40 VI wieku n.e. dotarli tu Arabowie, miasto przeszło w ich ręce w zasadzie bez rozlewu krwi. Arabowie rządzeni przez dynastię Umajjadów połączyli obie Mauretanie w prowincję Maghreb, która to nazwa funkcjonuje do dziś. Miasto pod rządami Arabów znane było jako Walili i de facto zamieszkiwane było do połowy XVIII wieku. Kres osadnictwu położyło wspomniane trzęsienie ziemi z 1755 roku. Marmury z pozostałych „przy życiu” budowli muzułmanie wykorzystali do ozdoby swoich budynków.

Fot. Karolina Janowska
Fot. Karolina Janowska

Urok zwiedzania

Lwia część dzisiejszego Volubilis znajduje się pod ziemią, natomiast turystom udostępniony został stosunkowo niewielki fragment. Wykopaliska na tym terenie prowadzili Francuzi, a po zakończeniu okresu protektoratu w 1956 roku nie podjęto dalszych prac, dochodząc do wniosku, że to, co w ziemi, powinno w niej pozostać. Miasto, a raczej jego ruiny, ułożone są w nieco nieregularną literę L, przez co główne arterie, decumanus maximus i cardo, biegną nieprawidłowo i nie przecinają się pod kątem prostym. Z ziemi wznoszą się fundamenty z kamieni, nagie, pozbawione jakichkolwiek tynków czy zdobień. Nie sposób stwierdzić, czy w Volubilis znajdowały się domy czynszowe, tak zwane insulae, jednak wiele wskazuje na to, że mieściły się tam przede wszystkim wille. Ich układ odbiega nieco od typowych rzymskich budowli tego typu, niemniej domy te należały do ludzi zamożnych, jako że w niemal wszystkich znajdowały się takie pomieszczenia jak latryny z bieżącą wodą oraz łaźnie z trzema izbami – caldarium, tepidarium i frigidarium. W wielu domach zachowały się przepiękne mozaiki, od których tematyki domy biorą swoje nazwy.

Mamy więc Dom Orfeusza – mieszkanie zamożnego kupca i najokazalszą budowlę w Volubilis, której dziedziniec ozdobiony został mozaiką z motywami morskimi oraz Orfeuszem z lirą. Mamy Dom Akrobaty, dużo skromniejszy, ozdobiony mozaiką przedstawiającą akrobatę siedzącego tyłem na koniu lub ośle. Mamy też Dom Diany – obiekt, w którym zachowały się dwie bodajże najokazalsze i najpiękniejsze mozaiki w Volubilis. Pierwsza z nich, o tematyce erotycznej, przedstawia uprowadzenie Hylasa przez nimfy, druga zaś ukazuje Dianę w kąpieli, zamieniającą Akteona w jelenia. Równie imponująca mozaika znajduje się w Domu Herkulesa – przedstawia herosa wykonującego słynne 12 prac.

Fot. Dan Diffendale / Flickr, CC BY-NC-SA 2.0
Fot. Dan Diffendale / Flickr, CC BY-NC-SA 2.0

Volubilis to jednak nie tylko domy. Jak już wspomniano, do naszych czasów zachowało się całkiem sporo obiektów. Jednym z nich jest tłocznia oliwy, w której odnaleźć można zrekonstruowaną machinę do pozyskiwania tego cennego płynu. Zachowało się częściowo forum z bazyliką szczycącą się pięcioma nawami. Paradoksalnie kolumny bazyliki używane są do dnia dzisiejszego – na ich kapitelach uwiły sobie gniazda bociany, w dodatku nie byle jakie, bo… polskie. Część z tych przepięknych ptaków odlatujących z naszego kraju do szeroko pojmowanej Afryki przybywa właśnie tu, do Maroka, a w tym między innymi do Volubilis. Można powiedzieć, że życie w mieście nadal w pewnym stopniu kwitnie. W pewnym oddaleniu od forum wznosi się łuk triumfalny Karakalli, zbudowany w 217 roku n.e.. Na filarach widniała prawdopodobnie podobizna cesarza i jego matki (wizerunek żony nie została tam umieszczony – kobieta została zgładzona przez swego małżonka). Widoczny jest jednak napis, który nie pozostawia wątpliwości, komu został dedykowany łuk. Aby miasto mogło tętnić pełnią życia, potrzebne były również inne przybytki. W Volubilis znajdziemy pozostałości po akwedukcie, po publicznych łaźniach oraz po nimfeum, w którym prano ubrania, o czy świadczy wyżłobienie w kamieniach. Zachowały się też fundamenty miejscowego lupanaru, zlokalizowanego tuż przy łuku triumfalnym. Co do przeznaczenia tego miejsca nie sposób się pomylić, gdyż jest on nad wyraz dobitnie oznaczony.

Łuk Karakalli, fot. Catchpenny / Flickr, CC BY-ND 2.0

Miasto zwiedza się zbyt szybko, nawet jeśli chcemy delektować się każdym kamykiem – nie wszystkie obiekty są otwarte dla turystów. Niedostępny pozostaje między innymi Dom Wenus oraz kompleks budynków przemysłowych, które obecnie są w remoncie. Niewielką rekompensatę stanowi mini-muzeum przy wejściu na stanowisko archeologiczne, gdzie znajdują się artefakty wydobyte w trakcie prac wykopaliskowych, a także kapitele kolumn i stele z napisami po łacinie. Ponieważ w zasięgu wzroku nie widać żadnego kustosza, brak też panów strzegących tychże obiektów, a i po samym mieście towarzyszy z reguły jeden tylko przewodnik, który przymyka oczy na różne wybryki, można dowoli dotykać, głaskać i wręcz macać budynki, kamienie i artefakty. Ten niczym nie zmącony kontakt z antykiem jest wspaniałym przeżyciem dla każdego miłośnika starożytnego Rzymu.

Dzisiejsze Volubilis przypomina antyczną rzymską wyspę w arabsko-muzułmańskim morzu. Wokół miasta wnoszą się wzgórza, na których ponoć pochowany jest jeden z marokańskich władców, założyciel dynastii Idrysydów. Rzymska osada nie poszła jednak w zapomnienie – co roku gości ona całkiem sporo turystów, którzy w zdumieniu kroczą starożytną kamienną drogą. Przypomina ona, że Imperium Romanum w szczytowym okresie swojej świetności sięgało de facto końca świata. Za jego granicami nie było już nic, jedynie bezkresne piaski pustyni.

 

Zdjęcie główne: Just Booked a Trip / Flickr, CC BY 2.0