artykuły kultura książki ludzie styl życia lente znaczy powoli wywiady

Traktuj życie jak przygodę, nie obowiązek – rozmowa z Joanną Glogazą

Maria Bulikowska

O tym, jak żyć we własnym tempie i czerpać przyjemność z codzienności, opowiada autorka książki „Slow life. Zwolnij i zacznij żyć” – socjolożka i badaczka trendów Joanna Glogaza.

O tym, jak żyć we własnym tempie i czerpać przyjemność z codzienności, opowiada autorka książki „Slow life. Zwolnij i zacznij żyć” i bloga Styledigger Joanna Glogaza.

slow-life-mini-1-1024x683
fot. Styledigger

W „Lente” termin slow life interpretujemy przez pryzmat świadomego, południowego dolce vita. Czym slow life jest dla Ciebie? A może masz pomysł na jego polski odpowiednik?

Właśnie zupełnie nie, niestety! Gdybym miała, użyłabym go w tytule książki. Główkowałam z dziewczynami z wydawnictwa – i nic! Mało zgrabna fraza, która dobrze oddaje istotę rzeczy, to “świadome życie w zgodzie ze sobą”. Bo wbrew temu, co sądzi wiele osób, nie chodzi o to, żeby robić rzeczy wolno, obijać się albo rzucić wszystko i wyjechać na wieś. Sednem slow life jest zatrzymanie się na moment w pędzie codzienności, w którym często funkcjonujemy jak chomiki galopujące w drucianym kółku.
A jak już się zatrzymamy i złapiemy oddech, możemy zastanowić się, czy to, na co poświęcamy czas, na pewno jest dla nas ważne, czy na pewno wystarczająco często robimy rzeczy, które lubimy robić (i co to właściwie są za rzeczy?), jak możemy usprawnić obowiązki, z czego zrezygnować, żeby mieć więcej czasu dla siebie. To nauka uczciwej pracy w skupieniu i odpoczynku bez wyrzutów sumienia – przez wszechobecne powiadomienia i rozpraszacze często utykamy w dziwnym “rozmemłaniu” gdzieś pomiędzy. I traktowania życia jak przygody, nie ponurego obowiązku.

Niedawno czytałam o ciekawym badaniu, które analizowało listy z wakacji pod względem ich zawartości. Okazało się, że od 50 lat coraz rzadziej piszemy o odpoczynku, przyjemnościach i pogodzie, skupiając się na informacjach o zmęczeniu, nadmiarze pracy i obowiązków domowych. Dowodzi to nie tylko, że mamy więcej na głowie niż nasi rodzice czy dziadkowie, ale przede wszystkim, że bycie zmęczonym i wiecznie zajętym świadczy o wysokim statusie społecznym. Studiowałaś socjologię i prognozowanie trendów – czy myślisz, że ta tendencja bycia wiecznie zapracowanym szybko przeminie, czy, wręcz przeciwnie, przyjmie się tak, jak wprowadzony w XIX w. ośmiogodzinny dzień pracy?

Ciekawa sprawa. Zdziwiło mnie zwłaszcza narzekanie na obowiązki domowe podczas wakacji!  Jestem pewna, że napisał to ktoś, kto, jak mój chłopak, nie pójdzie spać, dopóki nie zetrze każdego najmniejszego pyłku skąd tylko się da.
Mogę Ci powiedzieć jedynie, co mi się wydaje – nie mam na poparcie tej tezy żadnych badań. Ewidentnie widać, że zwalniamy, i to w przeróżnych dziedzinach. Skandynawia coraz bardziej dba o pracowników, w Stanach popularnością cieszą się ośrodki wypoczynkowe “pośrodku niczego”, bez dostępu do internetu czy bez zasięgu telefonicznego. Nawet Facebook wypluwa mi ostatnio posty z weekendów dalszych i bliższych znajomych, które spędzili nad rzeką, na wyprawie rowerowej szlakami Podlasia, pod namiotem. To teraz modniejsze, niż zdjęcie z przymierzalni w Zarze.
Na pewno jest więc to mocny trend; liczę, że sporo się z niego nauczymy, a dobre nawyki nam zostaną. Zresztą tak naprawdę nie mamy wyjścia: nie możemy podkręcać tempa w nieskończoność, to fizycznie niemożliwe.

fot. Instagram @joannaglogaza
Slow life to dbanie o małe przyjemności. Fot. Instagram @joannaglogaza

Książka opiera się na Twoich doświadczeniach; sama często podkreślasz, że kierujesz ją przede wszystkim do młodych kobiet. Czy jednak zawarłaś w niej jakąś uniwersalna poradę na życie w stylu slow, która mogłaby być pomocna dla zarówno dla mnie, jak i mojej babci i prezydenta RP?

Myślę, że sporo treści w książce jest uniwersalnych. Dostaję sporo skarg od panów, że porady im się przydały, ale trudno im się czytało tekst, w którym zwracam się do czytelnika w rodzaju żeńskim – zawsze się wtedy śmieję, że choć raz zobaczyli, jak przez całe czytelnicze życie czują się dziewczyny!
Gdybym miała wybrać jedną sugestię, to chyba postawiłabym na celebrację codzienności. Zamiast czekać na ważne wydarzenia typu ślub, święta czy urodziny, których wcale nie mamy w życiu tak znowu dużo, rozpieszczajmy się w zwykłe wtorki czy czwartki ulubionymi małymi przyjemnościami. To rada, którą fajnie się czyta, ale trudno o niej na co dzień pamiętać, dlatego dobrze jest przyjemności zautomatyzować – kupować bilety na kilka miesięcy do przodu, ustalić poniedziałek dniem wieczorów filmowych z pysznymi przekąskami i tak dalej.

Większość z nas sposób organizacji, o którym mówisz, kojarzy głównie z obowiązkami. Dlaczego powinniśmy planować również przyjemności?

Po pierwsze, mamy na co czekać, poprawia nam się humor. Podobno oczekiwanie na wakacje może cieszyć bardziej, niż same wakacje. Po drugie, jeśli kupimy bilet, zarezerwujemy domek czy umówimy się z koleżanką na rolki, to nie będziemy się mieli jak wymigać. Ułożymy wszystko tak, żeby zdążyć i nie uda nam się zepchnąć zaplanowanej przyjemności na niesprecyzowane “kiedyś”.

Brzmi świetnie, ale rzeczywistość często weryfikuje nasze plany. Wiele osób uważa, że na przyjemności ich nie stać – mają na głowie kredyt, utrzymują rodzinę, itd. Co byś im poradziła?

Ściągnąć którąś z finansowych aplikacji albo założyć starą, dobrą tabelkę w Excelu i zacząć spisywać wydatki. Może okaże się, że planując tygodniowe zakupy, zamiast codziennego wyskakiwania do osiedlowego spożywczaka, zaoszczędzimy dobre kilkadziesiąt złotych, za które możemy na przykład wybrać się do kina.

No i pamiętajmy, że jest mnóstwo przyjemności, które nie kosztują ani grosza. Spacery, przytulanie, rodzinna gra w państwa miasta. Z mniej oczywistych – ostatnio odkryłam ASMR, czyli totalny relaks dla mózgu. Włączasz film na Youtubie, a pani albo pan przeprowadza Cię cichym, niesamowicie przyjemnym głosem przez kolejne etapy wizyty w salonie fryzjerskim czy w kawiarni. Ale fabuła jest tylko przykrywką dla wyjątkowo kojących dla naszych uszu dźwięków. Na niektórych działa stukanie ołówkiem o blat, na innych komputerowa klawiatura, jeszcze inni mają dreszcze przy dźwięku, jaki wydaje szczotka do włosów. Wiem, że to brzmi strasznie dziwacznie, ale naprawdę warto włożyć słuchawki, usiąść wygodnie, zamknąć oczy.

Często podróżujesz, również na nasze ukochane południe Europy. Czy przed podróżą przygotowujesz się, poznając kulturę miejsca, do którego jedziesz?

Tak, sprawdzam co warto zobaczyć, zawsze przygotowuję też listę potraw, których chciałabym spróbować. Zawsze wybieram rzeczy, które mnie (mnie to słowo klucz!) ekscytują w podróży. Wychodzę z założenia, że nie ma punktów obowiązkowych i jak najbardziej jestem sobie w stanie wyobrazić podróż do Paryża bez odwiedzin w zatłoczonym Luwrze. Nie cierpię tłumów, uwielbiam za to dzikie plaże, dziwaczne miejsca (w Paryżu zamiast Luwru odwiedziłam ostatnio największy w Europie cmentarz zwierząt), ciekawe miejscowe inicjatywy.

Skoro możemy podróżować po całym świecie i doświadczać innego życia na własnej skórze, dlaczego warto czytać?

Bo dobra książka potrafi teleportować nas do swojego świata w całości. Nie czujemy się tam jak turysta, ale pełnoprawny uczestnik wydarzeń. No i to dwa zupełnie różne sposoby poznawania świata!

***

Wszystkie zdjęcia autorstwa Styledigger