artykuły kultura książki

Arab z klasą. O felietonach Sayeda Kashui

Ula Rybicka

Izraelski pisarz Sayed Kashua to jeden z niewielu Arabów tworzących w języku hebrajskim. Gdy opowiada o Tirze, swoim rodzinnym miasteczku zamieszkanym głównie przez społeczność arabską, używa czułego, żydowskiego „ojojoj”. Kiedyś rozmawiał z żoną po hebrajsku, gdy nie chciał, by córka rozumiała, o czym dyskutują. Później, gdy rozpoczęła naukę w dwujęzycznej szkole, ich konspiracyjnym językiem został angielski. Podczas rezerwacji w telawiwskim hotelu jego nazwisko omyłkowo zmieniono na Yehoshua, a tak nazywa się inny wybitny literat z Jerozolimy...

Native to wydany w ubiegłym roku zbiór felietonów publikowanych w dzienniku “Haaretz” na przestrzeni ośmiu lat, kiedy pisarz tworzył jeszcze w swojej ojczyźnie. Tom zamyka felieton Farewell, w którym Kashua wyjaśnia, dlaczego raz na zawsze opuszcza Izrael. Zacznijmy jednak od początku.
Kashua jest pisarzem i publicystą, obecnie także wykładowcą na Uniwersytecie w Chicago. Jest twórcą serialu komediowego Arab Labor, który odniósł ogromny sukces; dużym zainteresowaniem cieszył się również jego film fabularny Dancing Arabs. Etgar Keret o jego najnowszej książce napisał, że pozbawi nas wiary w siłę procesów narodowościowych, ale jednocześnie wzbudzi nasz podziw dzięki pochwale człowieczeństwa, humorowi i cholernie dobremu pisarstwu. Znakiem firmowym autora Drugiej osoby liczby pojedynczej (wyd. polskie: Filo, 2014) jest bowiem opowiadanie o przenikających się i nierozerwalnych losach Żydów i Arabów mieszkających w jednym domu, to znaczy w Izraelu.

O domu tym Kashua opowiada na wiele sposobów, do jego opisu używając na przykład kontrastu, jak uczynił to w felietonie Rabbit Monster – liście z Paryża zaadresowanym do córki. Pisarz wychwala w nim stolicę Francji, porównując ją do Jerozolimy. Oprócz wielu niezaprzeczalnych walorów europejskiego miasta, autor artykułu zauważa także mniej oczywiste atuty metropolii: Kiedy przyjedziesz do Paryża, zrozumiesz, że to, czego uczą cię w szkole o Jerozolimie nie jest prawdą. Jerozolima nie jest ani pięknym, ani ważnym miastem. W Paryżu jest specjalna kolej zwana metrem, która jeździ pod ziemią do każdego punktu w mieście. Nie rozgryzłem jeszcze metra i ciągle się gubię lub jadę w złym kierunku i wysiadam na drugim końcu miasta. Ale wiesz, co w Paryżu jest najlepsze? To, że przeciwna strona też jest wspaniała, więc rzadko kiedy zdarza mi się płakać z powodu pomyłki. Być może list, napisany w 2008 roku, był zapowiedzią tego, że rodzina Kashui będzie potrzebowała nowego domu – z dala od podzielonego miasta i kraju.


Nie bez powodu na początku przywołałam słowa Kereta, ponieważ jego fabularyzowany dziennik Siedem dobrych lat znakomicie koresponduje ze zbiorem felietonów Kashui, który także napisany jest z niezwykle osobistej perspektywy. Większość tekstów to opowieści o życiu codziennym, przedstawiające portrety rodzin i sąsiadów – mikroskalę, która pozwala wyciągać wnioski o skali makro izraelskiego społeczeństwa. Obu pisarzom nie brakuje też poczucia humoru, częstego ironizowania oraz cennej umiejętności śmiania się z własnych przywar. Należy jednak przyznać, że Kashua, w przeciwieństwie do Kereta, ma znacznie więcej powodów do ubolewania. W tomie Native znajdziemy osobliwe historie z życia arabskiego obywatela. Polot, z jakim pisze Kashua, sprawia, że każda kolejna opowieść porywa, rozśmiesza i rywalizuje z innymi o miano tej najlepszej.

I tak na przykład, w artykule Foreign Passports pisarz relacjonuje odprawę na lotnisku Ben Guriona, skomplikowaną szczególnie dla posiadaczy zagranicznych paszportów. Aby wjechać na teren lotniska, trzeba minąć wszechobecne w Izraelu checkpointy. Na szczęście lata doświadczeń nauczyły arabskiego pisarza jak ułatwić sobie życie. Generalnie przez punkt kontrolny udaje mi się przejechać z łatwością. No i przyjechałem Citroenem, którego kupiłem specjalnie do takich przejazdów. Jedyny Boże, czy widzieliście kiedyś Araba w Citroenie? Nie tylko checkpoint może być problemem. Dokładny wywiad i przeszukanie bagażu przez pracowników lotniska potwierdzają przebiegłość godną pozazdroszczenia: Posiadam bieliznę i skarpetki przeznaczone wyłącznie na lotnisko. Hugo Boss i Calvin Klein. Żeby zaimponować ochronie. Arab, owszem, ale Arab z klasą. To tylko dwa z wielu elementów taktyki, którą objął Kashua, by móc uczestniczyć w zagranicznych spotkaniach promujących jego nową książkę.

Jednak latem 2014 roku Kashua nie mógł być już dłużej zdystansowany wobec izraelskiej rzeczywistości. Wtedy bowiem, podczas nasilonych ataków terrorystycznych, ofiarami padły dzieci tak po stronie żydowskiej, jak i arabskiej. Ten rodzaj agresji nie tylko wywołał falę potępienia z obydwu stron, lecz przede wszystkim wzbudził u mieszkańców podzielonego kraju uzasadniony strach. Barwne i satyryczne artykuły Kashui przerodziły się w poważną refleksję na temat przyszłości. Kashua, akceptując wówczas posadę wykładowcy na Uniwersytecie w Chicago, poprosił o bilet w jedną stronę dla siebie i rodziny.
Na szczęście przeprowadzka do Stanów wcale nie oznaczała zakończenia współpracy z dziennikiem, w którym Kashua wciąż opisuje swoje spostrzeżenia z wydarzeń na Bliskim Wschodzie. Co ważne, w tomie Native nie sposób znaleźć choćby cienia skargi na to, jak w Izraelu żyje się Arabom. Pisarz unika wytartych sloganów, banalnych spostrzeżeń oraz tendencyjnych pytań o przyszłość państwa. Zamiast tego regularnie przedstawia z pozoru nieistotne codzienne zmagania, pozostawiając czytelnikowi pole do interpretacji. O życiu na Bliskim Wschodzie opowiada w sposób wirtuozerski. By pisać o skłóconych narodach, nie potrzebuje wcale słowa „konflikt”.

Sayed Kashua, Native. Dispatches from a Palestinian-Israeli Life, Grove Press, 2016