kultura historia książki

Laughter in ancient Rome (Śmiech w starożytnym Rzymie) Mary Beard

Julia Wollner

W wypadku najnowszej publikacji autorstwa Mary Beard mamy do czynienia z KSIĄŻKĄ O ŚMIECHU, a nie ze ŚMIESZNĄ KSIĄŻKĄ. Na szczęście jednak wcale nie czyni to lektury mniej interesującą.

Wstęp
Chyba pierwszy raz w życiu publikuję recenzję książki, której jeszcze nie przeczytałam, a tak właśnie stanie się w wypadku Laughter in ancient Rome (“Śmiech w starożytnym Rzymie”). O dziwo, nie czuję się wcale jak niezdyscyplinowany uczeń, bowiem powody mam doskonałe, a naliczyłam ich trzy. Otóż:
a) jestem już po lekturze wprowadzenia i stron końcowych
b) jako fanka autorki i tak nie będę obiektywna
c) mówi się, że okazja czyni złodzieja, więc dlaczego ma nie czynić recenzentki?

Teraz pozwólcie, że omówię je od końca.

Rozwinięcie

laughter

Adn. C
Najnowsza rozprawa autorstwa Mary Beard przywędrowała do mnie pocztą lotniczą z deszczowej Anglii. Na swoją kolejkę czeka od kilku tygodni, cierpliwie grzejąc się w żoliborskim słońcu na parapecie mojego mieszkania (wziąwszy pod uwagę jej wyspiarskie pochodzenie, uznałam, że całkiem dobrze jej to zrobi). Zerkam na nią raz po raz, a kolory użyte przez wydawcę na okładce – biel, czerń i czerwień – przywodzą mi na myśl kartki z dawnych ściennych kalendarzy. Co to ma do rzeczy – wyjaśnię na końcu. Choć być może sami się domyślacie…

Adn. B
Mary Beard należy do grona moich ukochanych autorów i naukowych autorytetów. Jak pisałam kiedyś przy okazji recenzji książki Pompeje, ta siwowłosa, dowcipna i dosadna profesor filologii klasycznej z Cambridge, brylująca na Youtubie i blogująca bez umiaru, sprawia, że nawet zupełnie nie zainteresowany historią odbiorca uzna antyk za epokę absolutnie fascynującą. Mary Beard gwarantuje po prostu najwyższy poziom historycznej rozrywki. Nie może być inaczej w przypadku tematu tak poważnego, jak… starożytny śmiech! Co i dlaczego bawiło naszych przodków? W jaki sposób to okazywali? Jakie miało to konsekwencje społeczne? O tym wszystkim traktuje Laughter in ancient Rome.

1 aprile
Adn. A
Jak już wspomniałam w poprzednim akapicie, Mary Beard przekona do antyku każdego. Jestem pewna, że tak będzie i tym razem. Przyznam jednak, że, przekartkowawszy publikację, wiem już, że mamy tu do czynienia z KSIĄŻKĄ O ŚMIECHU, a nie ze ŚMIESZNĄ KSIĄŻKĄ. Tekst jest bowiem gęsty, przypisów sporo, a starożytne dowcipy, jak się okazuje, jawią się zwykle jako… zupełnie niezabawne! Na szczęście jednak wcale jednak nie czyni to lektury mniej interesującą, szczególnie dla tych czytelników, którzy w świecie dawnych Rzymian czują się swojsko i poruszają się w miarę swobodnie.

Zakończenie
Pojutrze mamy datę wybitnie wręcz adekwatną do tytułu książki: Prima Aprilis*. Święto śmiechu o korzeniach sięgających czasów najdawniejszych; kalendarzowo usankcjonowany dzień żartów, figli i dobrego humoru. Biało-czerwono-czarna kartka w kalendarzu od wieków znana jako okazja do psot, która zrobiła ze mnie niesfornego uczniaka i recenzentkę nieprzeczytanej książki.

Sami jednak rozumiecie… Nie mogłam jej nie wykorzystać! 🙂

* czyli przypis
Prima aprilis – a w zasadzie: Prima dies Aprilis – wywodzi się zapewne z radosnego rzymskiego święta zwanego “Veneralia”, obchodzonego na początku kwietnia i poświęconego bogini Wenus noszącej przydomek Verticordia (“Wenus zmieniającej serca”) oraz Fortunie Virilis (czyli “Męskiej”). W niewielkiej odległości czasowej, bo około 12 kwietnia, celebrowano także Cerealia ku czci Ceres, upamiętniając powrót na ziemię jej ukochanej córki, Prozerpiny. Te dwie wesołe daty, podczas których rzymski lud chętnie oddawał się rozmaitym figlom i psikusom, z czasem zlały się w jedno. Być może wspomnieć należy także o święcie Kybele, przypadającym na 25 marca. Chętnie organizowano wówczas maskarady i wszelkiego rodzaju psoty, w których dozwolone było nawet żartowanie z władców. Dzień ten nosił nazwę Hilariów, a stąd niedaleko przecież do przymiotnika “hilaris”, czyli “wesoły”…

zdjęcie w tle: Jon Feinstein / Flickr.com