artykuły styl życia zapachy

Korowód weneckich wspomnień, czyli Venezia Laury Biagiotti

Magdalena Maciejewska

Il Carnevale di Venezia to najsłynniejszy karnawał w Europie i jeden z najsłynniejszych karnawałów na świecie — tuż obok tego w Rio de Janeiro. Tegoroczny odchodzi już do przeszłości. Bez względu na kalendarz, wspomnienie barwnych weneckich masek i miasta oddanego zabawie przywoła jednak zapach włoskiej projektantki.

Artykuł z serii: Perfumy pachnące Śródziemnomorzem

Zapachy, podobnie jak książki, opowiadają historie i odkrywają tajemnice. Czynią to językiem innym od powieści, a jednak równie przekonującym, trwale zapadającym w pamięć, grającym na emocjach, a zarazem przekazującym wiele konkretnych informacji. W niniejszej serii przedstawiamy wybrane przez nas perfumy, które zamknięto we flakonach razem z opowiadanymi przez nie sekretami Śródziemnomorza.

Laura Biagiotti Venezia ma w sobie bogactwo barw weneckiego karnawału, ale oglądane przez szybę — z wygodnej sofy w kawiarni, z dala od ulicznego zgiełku. Perfumy te są równocześnie pełne i przytłumione, obfite i zaokrąglone do jednolitości. Trochę jak świat obserwowany przez maskę. Nieskończenie wiele bodźców, wszystkie przygaszone. Z dojrzałych owoców, upojnych kwiatów i orientalnych dodatków powstaje gładka, kremowa masa.

Z miękkiej Venezii Laury Biagiotti żaden składnik nie wystaje, żadna nuta nie jest kanciasta ani szorstka — to słodka śliwka, która wpadła w ciepły, miękki budyń z ylang-ylang, sandałowca i ambry. Tak przynajmniej pachnie odświeżona wersja z 2011 roku, którą wspólnie skomponowali Lucas Sieuzac i autor oryginalnej kompozycji z 1992 roku, Michael Almairac. Venezia powróciła po latach, na prośbę stęsknionych fanów, ale czy ukoiła ich tęsknotę? Choć trudno odmówić jej pewnego uroku, wydaje się bladym wspomnieniem dawnej siebie, podobnie jak dzisiejszemu weneckiemu karnawałowi w turystycznym wydaniu daleko do szaleństw i ekscesów z czasów, gdy Serenissima święciła największe triumfy.

Venezia z lat 90-tych była donośniejsza, głębsza i bardziej charakterna od swojej młodszej siostry. Czuć w niej było rozgrzewający cynamon, słodkawy benzoes i nieco animalnego cywetu. Bukiet kwiatów bogatszy był choćby o geranium i goździka, bukiet owoców – o porzeczkę i mango. Wszystkiego było więcej. Składniki nie chowały się za miękką mgłą, a płynęły w powietrzu śmiałym korowodem.

W roku 2012 roku pojawiła się kolejna odsłona Venezii, jaśniejsza eau de toilette. Dominuje w niej śliwka zmieszana z brzoskwinią, wyraźniejszy jest sandałowiec. Co ciekawe, nie brakuje opinii, że to właśnie ta wersja bliższa jest oryginału sprzed lat. Czy to prawda? Każdy, kto tęskni za dawnym pachnidłem Laury Biagiotti, musi ocenić własnym nosem. Na szczęście nie trzeba czekać z tym do kolejnego karnawału.