artykuły kultura styl życia

Boujloud w Maroku

Anka Florczak

Boujloud to trwająca co najmniej trzy dni maskarada, rozpoczynająca się zazwyczaj dzień po Święcie Ofiarowania. Zgodnie ze starą berberyjską tradycją, sięgającą jeszcze czasów przedislamskich, młodzi Marokańczycy zakładają spreparowane skóry kóz lub owiec, a twarze chowają za maskami lub grubą warstwą węgla drzewnego. I choć dziś marokański karnawał nabiera nieco innego, bardziej nowoczesnego charakteru, to nadal spełnia swoją rolę: podważa doskonałość oficjalnego porządku świata i pozwala dać upust nieokiełznanej energii.

Nie ma wątpliwości, że zbliża się jedno z najważniejszych, a być może wręcz najważniejsze święto muzułmańskiego świata. Do Eid el Kabir (Eid al Adha) czyli Święta Ofiarowania upamiętniającego ofiarę Abrahama pozostało jeszcze sześć dni, a wydawać się może, że dosłownie ze wszystkich stron, z ulic, placów i podwórzy domów, dobiega charakterystyczny dla tego okresu dźwięk – żałosne beczenie baranów.

W wielu miejscach ustawiono już prowizoryczne zagrody, w których tłoczą się wystawione na sprzedaż zwierzęta. Każde z nich można dokładnie obejrzeć, kupić, a później załadować na przyczepę tuktuka lub przywiązać do bagażnika motoru i zawieźć do domu. Bardzo często w tej ostatniej drodze towarzyszy ofierze nie tylko nowy właściciel, ale również gromada dzieci, dla których czas poprzedzający Eid El Kabir jest idealną okazją do zabawy: nic nie może równać się dzikiej gonitwie i wtórowaniu głosom zwierząt.

Ja jestem nieco mniej szczęśliwa, kiedy kilka dni przed Świętem Ofiarowania nasz baran pojawia się w domu. Wraz z innymi zwierzętami czeka na swą ostatnią godzinę w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu, a mnie kraja się serce, choć wiem, że nie będzie cierpieć tak, jak zwierzaki w hodowlach przemysłowych (sam akt ofiarowania trwa dosłownie sekundę). Tuż po porannej modlitwie zostaje obmyty, a następnie złożony w ofierze i oskórowany. Mięso jest dokładnie dzielone na trzy części, z których pierwsza jest zjadana tego samego dnia wieczorem, druga zamrożona, a trzecia podarowana biednym. Podczas Eid El Kabir nikt nie może pozostać głodny i nic nie powinno się zmarnować.

Fot. Clara Sanchiz / Flickr, CC BY-SA 2.0
Fot. Clara Sanchiz / Flickr, CC BY-SA 2.0

Przez najbliższe parę dni w powietrzu unosi się charakterystyczny słodkawy zapach krwi i świeżych skór. Te ostatnie można po prostu wyrzucić (co zdarza się stosunkowo rzadko i zdecydowanie częściej w dużych miastach), sprzedać, wysuszyć na słońcu lub wykorzystać do przygotowania kostiumów na pogański karnawał, szczególnie popularny na południu Maroka – Boujloud.

Boujloud, w zależności od regionu zwany również Bilmaoun, Boulabtayne czy Souna, to trwająca co najmniej trzy dni maskarada, rozpoczynająca się zazwyczaj dzień po Święcie Ofiarowania. Zgodnie ze starą berberyjską tradycją, sięgającą jeszcze czasów przedislamskich, młodzi Marokańczycy zakładają spreparowane skóry kóz lub owiec, a twarze chowają za maskami lub grubą warstwą węgla drzewnego. Do przegubów przywiązują owcze kopyta, których magiczne dotknięcie może zarówno przynosić szczęście, jak i być fatalne w skutkach. Samo projektowanie kostiumu trwa dobrych kilka dni, bo każde przebranie składa się z kilku skór i wielu dodatkowych ozdób, takich jak naszyjnik z muszli czy kolorowe chusty. Konkurencja jest duża, a strój im dziwniejszy, tym bardziej atrakcyjny.

Boujloud (dosłownie „człowiek ze skórami”), często uzbrojony w długi kij, wędruje od domu do domu, zbierając pieniądze lub jedzenie – przede wszystkim jajka, cukier i mięso. Towarzysząca mu procesja składa się z wielu przedziwnych postaci. Jest Żyd, starzec i jego żona, czarnoskóra kobieta i kadi, osioł, złodziej czy wreszcie francuski oficer. Cała gromada, przy akompaniamencie fletów, bębnów oraz śpiewu, kieruje się ku głównym placom miast i miasteczek, gdzie wieczorami odbywają się prawdziwe uliczne spektakle.

Tematy przedstawień są wprawdzie różne, ale zawsze dotyczą najważniejszych aspektów z życia społeczności, takich jak ślub, narodziny czy uprawa roli. Na tych kilka dni wszelkie prawa polityczne i religijne zostają całkowicie zawieszone, znika napięcie, a tabu nie ma racji bytu. Nagle wszystko jest dopuszczalne. Można bezkarnie wyśmiewać religię, parodiując wszelkie jej aspekty (oto postać Żyda prowadzi muzułmańską modlitwę, a mężczyźni modlą się w obecności kobiet), wolno krytykować organizację społeczną i polityczną państwa, nie narażając się przy tym na poważne problemy. Właśnie dlatego kolonialne władze, zarówno francuskie, jak i hiszpańskie, a następnie niektóre partie konserwatywne próbowały zwalczać Boujloud. Na szczęście bez powodzenia, bo rola, jaką spełniał i musi spełniać karnawał, jest niezwykle istotna i dotyczy chyba wszystkich kultur świata.

Zakładając symbolicznie okrwawione zwierzęce skóry, Boujloud staje się nieczysty. Niczym kozioł ofiarny, którego w starożytności wysyłano na pustynię, przyjmuje na siebie grzechy całej społeczności, ratując ją tym samym od samozagłady. Podobnie jak w greckim Sparagmos lub rzymskich Saturnaliach, w których prawdopodobnie tkwią korzenie święta, zanika granica pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. Uczestnicy marokańskiego karnawału przyczepiają do głów baranie rogi, upodobniając się tym samym do kartagińskiego Baala Hammona, brodatego bóstwa nieba i wegetacji, utożsamianego przez Rzymian z Saturnem. Człowiek w skórze przejmuje nie tylko ciało, ale i duszę zwierzęcia; tak, jak podczas Święta Ofiarowania, syn i owca zostają nierozerwalnie połączeni.

Ukrycie prawdziwej skóry pod postacią zwierzęcia jest motywem, który napotykamy w bardzo wielu tradycjach. Skóra staje się symbolem powrotu do dawno utraconej duszy; przypomina, że tylko pozostając w harmonii z samym sobą człowiek jest w stanie odnaleźć właściwą drogę. Prastare historie, które znamy z dzieciństwa – Niedźwiedzia skóra braci Grimm, Ośla Skórka Charlesa Perraulta czy islandzka Skóra foki – wszystkie mówią przecież o tym samym: o powrocie do nieskrępowanego, a przez to prawdziwego ja, o odwiecznej potrzebie kontaktu ze źródłem, niezależnie od tego, jak bardzo mroczne by ono nie było.

Dziś marokański karnawał nabiera nieco innego, bardziej nowoczesnego charakteru, szczególnie w większych miastach. Przebrania często nie przypominają już w niczym tradycyjnych kostiumów Boujloud, upodabniając się bardziej do strojów kojarzonych z karnawału w Wenecji czy Rio. W paradzie organizowanej przez lokalne NGOsy i władze biorą udział zagraniczni goście. Maskarada, traktowana jako dziedzictwo kulturowe Maroka, staje się również atrakcją turystyczną.

Boujloud nadal spełnia jednak swą odwieczną rolę. Podważa doskonałość oficjalnego porządku świata; daje upust nieokiełznanej energii; uwalnia to, co ukryte i oficjalnie zakazane; łączy sacrum i profanum. Pozwala wrócić do własnej cielesności, początku czasu. Oczyszcza. Odnawia.

 

Korzystałam z niezwykle interesującej książki Abdellaha Hamoudiego The Victim and Its Masks : Essay on Sacrifice and Masquerade in the Maghreb oraz dzieła Michaiła Bachtina zatytułowanego Twórczość Franciszka Rabelais’ego a kultura ludowa średniowiecza i renesansu.
Zdjęcie główne: TheAnimalDay.org / Flickr, CC BY 2.0