Wróg, którego się kocha: Wezuwiusz
Magdalena GiedrojćGóra miłości i nienawiści. Okrutna i nieprzewidywalna, trudna do zrozumienia i niemożliwa do porzucenia. Wulkan pełen sprzeczności. Wróg, którego się kocha. Wezuwiusz.
Nie przez przypadek jedną z pierwszych scen w filmie Johna Turturro Passione jest przejmujące wykonanie pieśni o Wezuwiuszu. W muzycznej opowieści o Neapolu nie mogło zabraknąć wulkanu, który organizuje życie mieszkańców, wpływa na ich ognisty temperament, prowokuje, pobudza do walki. W filmie silny kobiecy głos niemal wykrzykuje wszystkie emocje związane z wulkanem; skarży się na ciężki los ludzi żyjących w cieniu wielkiej, groźnej góry, która trzyma ich życie w swoich rękach. Jest dla nich jak dom i jak więzienie, jak czyściec. Samo jej wspomnienie napełnia trwogą. Mieszkańcy powinni uciekać, ale zostają. Opętani górą, rzucają jej wyzwanie. Pewnie stąd bierze się ta neapolitańska pasja, ogniste uczucia, miłość, która uskrzydla, nienawiść, która zabija. Wszystko jest tu silne, płomienne, gwałtowne. Jak ta góra zrobiona z lawy, która piętrzy się nad miastem i zatoką.
Wezuwiusz nigdy nie przestał być groźny. W 79 r. zniszczył Pompeje i Herkulanum, po czym przycichł tylko na dłuższą chwilę. W czasach nowożytnych odzywał się po wielokroć, szczególnie aktywny był w wiekach XVII-XIX, na szczęście z mniej tragicznym skutkiem. Po raz ostatni przypomniał o sobie na poważnie w 1944 r. Wciąż żyje i zagraża; nie wiadomo, kiedy się obudzi, by znów uderzyć.
Od stuleci pobudza wyobraźnię, skupia na sobie uwagę mieszkańców i turystów. Kiedy w XVIII wieku do Włoch zaczęli tłumnie przyjeżdżać zamożni podróżniszcy, na trasie ich Grand Tour coraz częściej pojawiała się też wybuchająca góra. Organizowano niebezpieczne wycieczki na szczyt, często po zmroku, by zwiększyć poczucie zagrożenia. Cienkie strumyki lawy, żarzące się w szczelinach, rozjaśniały ciemność i podnosiły ciśnienie wędrującym. Czasami dochodziło do kuriozalnych wypraw, gdy bogate damy były wnoszone na szczyt na specjalnych krzesłach, by nie zniszczyły sobie trzewików. Co więcej, bywały rozczarowane i rozżalone, gdy podczas wizyty na Wezuwiuszu nic nie błyskało, nie dymiło, nie było wstrząsów i strachu przed gwałtownością natury. Pewna arystokratka, żyjąca w XIX wieku, skarżyła się we wspomnieniach z podróży, że nie po to szła na wulkan, by zobaczyć zwykłą górę. Wezuwiusz miał niejako w obowiązku dbać o atrakcje, niczym wielki kuglarz wybuchać na życzenie publiczności. Na szczęście nic sobie z tego nie robił, w przeciwnym razie neapolitańczycy musieliby pożegnać swoje domy na zawsze.
Tam, gdzie pojawiają się niewyjaśnione zjawiska przyrody, człowiek zawsze próbuje znaleźć jakieś mniej lub bardziej wiarygodne wytłumaczenie, a jeśli nie udaje mu się na poziomie faktów, tworzy magiczne podania, snuje mityczne bajania. O Wezuwiuszu także opowiadano wiele. Neapolitańczykom nie wystarczał rzymski mit o bogu ognia, który zamieszkuje w wulkanie i pracuje tam, wykuwając w ogniu kowalskie cuda, a jego działalność wywołuje drżenia ziemi i ogniste wybuchy. Potrzebowali własnych historii, nie poświęconych wszystkim wulkanom, lecz temu jedynemu, Wezuwiuszowi. Zawsze wiedzieli bowiem, że ich wulkan jest wyjątkowy. Mówiono więc, że we wnętrzu góry żyje zakuty w kajdany gigant, którego próby wyrwania się z niewoli prowadzą do wybuchów i wstrząsów. W innej wersji noga giganta miała zostać uwięziona w skale, a próby wyrwania kończyny wstrząsały ziemią. Kiedy w końcu mu się udało, w miejscu wyrwanej nogi powstała straszliwa otchłań, z której ulatnia się siarka, żarzą się kamienie i wypływa lawa.
Opowiadano też o bogatym młodzieńcu imieniem Vesuvio, który zakochał się w pięknej dziewczynie (lub pięknej nimfie wedle innej legendy), jednak ich miłość nie mogła się zrealizować, skazana była na klęskę. Bogowie zamienili nieszczęśliwą dziewczynę w cudowną, lazurowo-zieloną wyspę Capri, a naprzeciw niej postawili zamienionego w górę chłopca. Jego niespełnione pragnienie wstrząsa nim od czasu do czasu, wyrywa z jego górzystej piersi szloch i rozpacz, cały drży od niespełnionej miłości. Większa aktywność Wezuwiusza oznacza, że wzrasta tęsknota i namiętność młodzieńca do ukochanej. Romantyczna opowieść pozwala na chwilę zapomnieć o okrucieństwie natury, o skutkach wulkanicznych „westchnień”.
Wśród legend pojawiają się jednak i takie, które nie pogrążają się w romantycznym nastroju i nie zapominają o tym, co czyni wulkan tak fascynującym: o jego gwałtowności i nieprzewidywalności. Stąd wiele opowieści o ognistym wcieleniu Wezuwiusza. Nazywano go „bramą piekieł”; mówiono, że w jego czeluściach kryje się Lucyfer. Do dziś niektórzy określają go „diabelską górą”, a pewien fragment Wezuwiusza, między dwoma wzgórzami wulkanicznymi, zwany jest „piekielną doliną”. Do tej grupy podań należy też to o łzach Chrystusa, które przetrwały w nazwie popularnego miejscowego wina. Otóż podobno po ucieczce Lucyfera z nieba Chrystus zapłakał wielce nad jego utratą, bo był to anioł najpiękniejszy i najlepszy. Chrystusowa łza spadła do Zatoki Neapolitańskiej i przerodziła się w kawałeczek Raju, gdzie życie jest cudowne, a wino smakuje niczym boski nektar. Inni opowiadają, że to diabeł ukradł kawałek Raju, a łza Chrystusa użyźniła go i pozwoliła narodzić się winorośli, z której powstaje niezwykłe wino. Są też i tacy, którym obecność diabła w smaku wina nie pasuje, więc twierdzą, że Chrystus zapłakał z żalu nad ziemią piękną, lecz jałową. Jego łzy wyżłobiły w skorupie lawy bruzdy, w których zakiełkowała winorośl. Jakąkolwiek wersję przyjmiemy, musimy się zgodzić na boską interwencję. Smak wina z Wezuwiusza ma być dowodem na to, że bez pomocy z nieba nie mogło się tu obejść.
Dziś neapolitański wulkan stał się atrakcją turystyczną. Autokary wjeżdżają na wysoko położony parking, a turyści wyruszają na spokojny spacer łagodnym szlakiem w górę. Zaglądają wulkanowi prosto w oczy, śmieją się z niewidzialnego zagrożenia, robią sobie zdjęcia z milczącą górą. Jednak neapolitańczycy wiedzą, że to tylko złudzenie. Wezuwiusz drzemie, w każdej chwili gotowy obudzić się i pokazać światu swą gwałtowną naturę. Dlatego piosenkarka w filmie Passione śpiewa, że doprawdy szalonymi są ci, którzy nie uciekają. Tylko dokąd uciekać, skoro to Wezuwiusz jest ich domem? Zresztą czy ucieka się od kochanka, nawet najgwałtowniejszego?
______________________
Zdjęcie główne: fresk z pompejańskiej willi Casa del Centenario – najwcześniejsze znane przedstawienie Wezuwiusza