Adam Wodnicki, Lekcja łaciny
Julia WollnerCzytając Lekcję łaciny, miałam nieodparte wrażenie, że książka ta jest jak powietrze w ukochanym domu, rozjaśnione smugą ciepłego światła wpadającego przez okno w letni poranek. Tańczą w nim drobinki kurzu...
Powietrze, dzięki któremu żyjemy, światło, które sprawia, że życie to warte jest pokochania. Drobinki kurzu, swojskie, znajome, a jednocześnie w swym wesołym tańcu i mikroskopijnych rozmiarach cudownie poetyckie. Obraz tych trzech elementów staje mi przed oczami, gdy przymierzam się do opisania Lekcji łaciny – kolejnej zachwycającej książki Adama Wodnickiego wydanej przez Austerię. Kolejnej, a jednocześnie stanowiącej pożegnanie z krainą przedstawianą w poprzednich tekstach: profesor opuszcza ukochane Arles. Rozstanie pełne jest czułości, a wspomnienia, marzenia i fakty nakładają się na siebie niczym obrazy pomieszane ze łzami wzruszenia.
Książkę Lekcja łaciny Adama Wodnickiego zakupić można w naszym sklepie (kliknij tutaj).
Jest w Lekcji łaciny powietrze, bez którego nie można żyć – dom, historia, przyroda i cywilizacja. Jest światło – piękno sztuki, wzruszenia poetyckie, spotkania z największymi. Jest wreszcie kurz – codzienność, szczęk sztućców przy posiłkach, spotkania z przyjaciółmi, wydeptane ścieżki. Są dzieje odkryć archeologicznych przypominające, z jakiej przeszłości przyszliśmy; są opowieści sąsiadów i kroniki lokalnych gazet, a w nich historie, o jakich się filozofom nie śniło. Są pnącza kwitnącego powoju nad ulubioną galerią, są resztki mistralu w koronach drzew, kieliszek wina wypity na placu i zachwyt portalem romańskiej katedry. SĄ, bo zachowane na zawsze w sercu, a jednocześnie NIE MA, bo czas spotkania dobiegł końca. I tylko żal, że książka podąża tym samym tropem: bycia-niebycia, miejsca-niemiejsca. Powitania-pożegnania, bo w końcu trzeba, jak pisze Wodnicki, zgasić lampkę na biurku, wyjść, zamknąć za sobą drzwi biblioteki.