Alice Schwarzer, Moja algierska rodzina
Renia RespondekGdzie trzech Polaków przy jednym stole, tam cztery opinie na jakiś temat – znacie to z własnego podwórka? Okazuje się, że zdanie to sprawdza się nie tylko w polskich realiach. Podobnie jest w przypadku Algierii, co w swojej książce Moja algierska rodzina pokazuje nam Alice Schwarzer.
Niemiecka dziennikarka w latach 90. prowadziła w Tunisie seminarium dla koleżanek po fachu i tam zaprzyjaźniła się z niejaką Dżamilą. Wiosną 2016 roku przybywa do niej w odwiedziny do Algierii, co owocuje bardzo ciekawym reportażem. Doskonale obrazuje on przemiany, które zaszły w ostatnich dziesięcioleciach w największym kraju Afryki. Poznając kilkupokoleniową rodzinę Dżamili, w naturalny sposób możemy dostrzec, jak zmieniała się sytuacja w kraju, a co za tym idzie – również poglądy jego mieszkańców.
Alice zabiera nas na uroczystości rodzinne, odwiedzamy z nią najciekawsze algierskie atrakcje turystyczne, próbujemy przysmaków w lokalnych knajpach, spacerujemy po parkach i przemierzamy ulice, jednocześnie słuchając historii różnych członków rodziny Dżamili. Poznajemy ich przeszłość, wsłuchujemy się we wspomnienia, dowiadujemy, jak żyje im się obecnie i jaki mają pomysł na przyszłość swojej ojczyzny.
Przedstawiana nam rodzina daleka jest od wszelkich schematów. Poznajemy kobiety, które z dumą noszą chustę, mimo wyższego wykształcenia porzuciły życie zawodowe i zupełnie podporządkowały się patriarchalnemu modelowi rodziny. Są też kobiety-rewolucjonistki, które za nic mają narzucane im islamskie reguły gry. Nie uważają ich za element tradycyjnej algierskiej tożsamości, a jedynie schemat, który przywędrował z zewnątrz kilkadziesiąt lat wcześniej. Wreszcie spotykamy najmłodsze pokolenie, dobrze znane nam także z polskich ulic, ze smartfonem w ręku wyglądające lepszego życia za granicą.
Współczesna Algieria jest jak rodzina Dżamili – to konglomerat różnych tradycji, kultur i poglądów. Wszelkie próby wpisania tego kraju w jakiekolwiek ramy zakończyły się fiaskiem. Polegli kolonialiści francuscy, nie poradzili sobie ani lokalni socjaliści, ani całkiem współcześni islamiści. Różne koncepcje buzują, z jednej strony wywołując konflikty i napięcia, z drugiej zaś tworząc barwną i niezwykle interesującą dla zewnętrznego obserwatora mieszankę.