Caupona. Antyczna uczta we współczesnych Pompejach
Julia WollnerOdkąd przeczytałam o Cauponie na fejsbukowym profilu Michała Kubicza, autora Agrypiny, wiedziałam, że muszę tam zawitać. To z powodu tej restauracji zdecydowałam się na entą w życiu wyprawę do Pompejów! Warto było. I pysznie!
Cauponę otwarto niedawno. Lokal znajduje się kilkadziesiąt metrów od jednej z głównych ulic współczesnych Pompejów. By dostać się do tej świątyni starożytnych smaków, trzeba jednak zboczyć z niej odrobinę, najlepiej zapytawszy o drogę przechodniów – restauracji nie widzimy, jadąc samochodem. Gdy już odnajdziemy właściwy adres (Via Masseria Curato 2) i rozgościmy się po drugiej stronie ogrodzenia, można odnieść pożądane w tej sytuacji wrażenie, że cofnęliśmy się w czasie.
Znajdujemy się nagle w niewielkim rzymskim ogrodzie położonym u wejścia do gospody. Jej mury pokrywają napisy i malunki antycznych graficiarzy; wśród krzewów i drzewek owocowych rozstawione są repliki starożytnych sprzętów z brązu. Przemiła obsługa w strojach z epoki zaprasza nas do środka, gdzie czekają pompejańskie freski i kopie antycznych bibelotów. Niektóre elementy wystroju są zupełnie współczesne, jednak ogólna stylizacja sprawia, że praktycznie ich nie zauważamy.
Jedna z ancillae proponuje nam przywdzianie wygodnych szat nawiązujących do tych sprzed dwóch tysięcy lat, a jednocześnie wystarczająco obszernych, by narzucić je wprost na noszone ubranie. Przykrywam t-shirty tuniką i pallą, mąż zostaje owinięty togą. Trzymane w dłoniach telefony nagle wydają nam się śmieszne. Wybieramy posiłek na zewnątrz, wśród śpiewu ptaków, pod pompejańskim niebem. Nie mamy wątpliwości, że najbardziej interesuje nas menu degustacyjne, pozwalające spróbować popisowych dań lokalu, przygotowanych według prawdziwych antycznych receptur. Obsługa podaje nam współczesne sztućce; jemy poza tym usadowieni na krzesłach, a nie w pozycji leżącej. Jednak wystarczy kilka łyków wina, by poczuć się zupełnie zanurzonymi w przeszłości.
Menu Apicjusza – bo taki tytuł nosi karta inspirowana słynnym traktatem O sztuce kucharskiej ksiąg 10 – obejmuje m.in. jaja na twardo w czarnym sezamie w ramach gustum, czyli przystawki. Na pierwsze danie (prima mensa) podana zostaje pyszna zupa szparagowo-dyniowa z kasztanami, na drugie (secunda mensa) pałaszujemy gicz cielęcą w winie Falernum. Najbardziej smakuje nam deser: miodowe ciastka z ricottą, jabłkami i czerwonymi owocami.
Ucztę kończymy, urządzając sesję zdjęciową na tle fresków i graffiti, oblizując się nadal ze smakiem. Przed powrotem na stację kolejową, skąd udamy się do Neapolu, zachłannie pociągamy jeszcze ostatnie łyki dobrze schłodzonego mulsum – wina z dodatkiem miodu, które osładza odrobinę dość słony rachunek przyniesiony przez kelnera. Warto było przyjechać tu z Warszawy!