artykuły kultura książki

Henry James, Godziny włoskie

Magdalena Brzeska

Niezwykłość Włoch polega na tym, że nie ma tam żadnego "jak zawsze”.

Zapiski z podróży to specyficzna forma przewodnictwa. Choć stanowią zaproszenie, ukazują świat we fragmentach. Zawsze są literacką opowieścią. Nie mają kronikarskich ambicji. Ich celem jest pobudzenie wyobraźni i zaprowadzenie czytelnika do miejsc, które w rzeczywistości nie istnieją. Czytanie literackich szkiców z wojaży to przecież podróż do czyichś wspomnień.

Taki dziennik ma swoją teksturę, głębię i konteksty. Jego charakterystyczną cechą jest jednak to, że zawiera w sobie wymaganie, by opisywane przez autora przestrzenie w pisarskiej perspektywie stawały się dziełem sztuki. Godziny włoskie Henry’ego Jamesa to opis Italii ocenianej w estetycznych kategoriach, a każdy z tych esejów staje się fascynujący właśnie dlatego, że Italia za każdym razem się im wymyka.

Zapiski z 40 lat podróży po kraju – od chwili na krótko przed jego zjednoczeniem aż do początku nowego stulecia – prowadzą czytelnika od młodzieńczego, niemal sentymentalnego oczarowania ku chłodnej kontemplacji. Niezwykłość szkiców polega na tym, że stanowią rzadką okazję do obserwowania zmian i przeobrażeń przestrzeni miast, jak Wenecja, Rzym czy Neapol, w przekształcającej się wraz z nimi wizji jednego z największych XX-wiecznych pisarzy.

James chciałby pozostać w dawnej Italii i trudno mu się pogodzić ze zmianą

Gdy niemal pół wieku zamyka się w godzinach, o wiele silniej odczuwa się potęgę czasu otwierającego się w chwilach naszej lektury. Włochy nie chcą podporządkować się Jamesowi, który chce przeżywać je w wyobraźni i stara się na nie patrzeć z zachowaniem pewnego dystansu. Tłumaczka Anna Arno nazwała tę postawę oglądaniem ludzi przez okno. Należy przy tym dodać, że jest to okno pałacu. Tam, wbrew pozorom, najłatwiej odebrać lekcję pokory.

Autor często porusza kwestię zmęczenia turystami, którzy zdają się wykradać włoski czar, nie rozumiejąc go wcale i nie doceniając. James narzeka na podróżujących, opanowanych pragnieniem oglądania tego, co widzieli inni, a więc przygotowanych na to, co mają zobaczyć. Można odnieść wrażenie, że nie dostrzega, jak sam próbuje zmuszać Włochy, by dopasowały się do jego gotowego szablonu. Ten sposób patrzenia bywa zresztą pozbawiony empatii – ma to miejsce na przykład wtedy, gdy James opisuje swoją tęsknotę za widokiem włoskiej biedoty i malowniczym kontrastem nędzy i przepychu władzy.

James chciałby pozostać w dawnej Italii. Tej przepełnionej historią, upajającej się własną wielkością, pozwalającej nurzać się w kulturze i wyobrażać sobie Włochów w roli potomków wielkich renesansowych artystów. Pisarz nie pyta o to, czym sama Italia pragnie się stać; konstatuje jedynie ze zdziwieniem, że on sam usiłuje przebywać w miejscu, którego już nie ma. Trudno mu się pogodzić ze zmianą, a odchodzenie od starych wzorców traktuje niemal jak osobistą stratę. Jak wielu artystów żyjących na przełomie XIX i XX wieku, reaguje przerażeniem na cykl burzliwych procesów rozwojowych zwiastujących nadejście nowoczesności.

 

 

Zupełnie tak, jakby w miejsce obrazów, które stworzył w swojej fantazji, podstawiono fotografie. Włochy w jego zapiskach stają się autentyczne – należą do życia, a nie do sztuki. Pomimo wysiłków pisarza, by zatrzymać je w jednej, raz na zawsze ustalonej formie, narzucają się ze swoją dynamiką i z lekceważeniem traktują nawet największy literacki talent, jeśli pragnie wykorzystać je do uprawomocnienia własnych emocji. Wciąż pozostają gościnne, ale nie pozwalają się zadomowić – odmawiają przyjęcia osobowości zwiedzającego, by mógł poczuć się tam jak u siebie. James pięknie opisuje to, jak Italia przez kilkadziesiąt lat uczy go skromności.

Pejzaże i portrety jego pióra bywają zachwycające i pozwalają współuczestniczyć we wzruszeniach. W moim odczuciu współczesny odbiorca może dopatrzeć się w nich jednak zupełnie innej wartości. Książka skłania do refleksji nad tym, co to tak naprawdę znaczy być turystą, i niemal zmusza do zadania sobie pytania o to, co to znaczy być turystą we Włoszech.

Jak wiele czasu należy spędzić w tym kraju, by przekroczyć niewidzialną granicę i móc raz na zawsze porzucić to słowo? Czy w tej wiecznie zmieniającej się przestrzeni, zróżnicowanej w stopniu niespotykanym w Europie, nie będzie turystą wenecjanin podróżujący do Neapolu? Jeśli zapragnie zwiedzić to miasto w taki sposób, który będzie naśladował innych – poprzedników, którzy wyznaczą jego trasę i podpowiedzą mu, co ma czuć – czy stanie się turystą we własnym domu?

Wieczność pozostaje we Włoszech przeczuciem, którego nie sposób nazwać znajomym

Największą wartością esejów Jamesa są jego rozważania dotyczące natury samych podróży, bo w zestawieniu ze wspomnieniami pisarza prowokują do postawienia wielu podobnych pytań. Autor nie potrafi bowiem zobaczyć Italii poza swoim doświadczeniem, a wszystkie jego zachwyty naznaczone są emocjonalnym stosunkiem do przemian dziewiętnastowiecznej Europy – nade wszystko żalem za narracjami, które należy już zostawić za sobą. Uwarunkowania historyczne, polityczno-społeczne, a nawet przeobrażenia w sztuce zdają się nie pasować mu do pisanego przewodnika.

W jasne, ciepłe dni cudownie było wędrować z jednego zakątka Florencji do innego, ponownie oddając honory znajomym arcydziełom. Miło też się było upewnić, że pamięć nie spłatała nam żadnego figla i że najbardziej niezwykłe rzeczy, które widziało się w ubiegłym roku, pozostały równie niezwykłe jak zawsze – napisał w jednym z pierwszych szkiców. Niezwykłość Włoch, co z biegiem lat odkrywał, polega na tym, że nie ma tam żadnego „jak zawsze”. Choć żyją w rytmie wieczności, pozostaje ona jedynie przeczuciem, którego nie sposób nazwać znajomym.

Włochy Jamesa są rzeczywistością, a nie metaforą – choć pisarz chciałby, by było inaczej. Jednocześnie, nawet na krótką chwilę, nie przestają być tajemnicą. Ale czy nie to stanowi treść wszystkich naszych podróży? To inni mają być turystami, byśmy spoglądali w ich kierunku z wyższością, pobłażliwie się uśmiechając. My sami powinniśmy mieć natomiast pełne prawo zakładać, że ułożyliśmy własne ścieżki według odpowiedniego programu. Godziny włoskie to doskonała lektura, jeśli chcemy przypomnieć sobie o własnej naiwności i wyrazić zgodę na poczucie wyobcowania, które wyjdzie nam na spotkanie podczas kolejnej podróży.

Henry James, Godziny włoskie, tłumaczyła Anna Arno, Próby, Warszawa 2021