kultura książki

Jarosław Mikołajewski, Godzina śródziemnomorska

Julia Wollner

Dla mnie Godzina śródziemnomorska to przede wszystkim opowieść o grzechu hybris. Wszyscy w jakimś stopniu mamy go niestety na sumieniu.

Starożytni bogowie podglądali ludzkie poczynania beznamiętnie – w większości wypadków pozostawali wobec naszych losów zupełnie obojętni. Zauważywszy, że pozwalamy sobie na coś, co wolno tylko nieśmiertelnym, uznawali nas jednak za winnych grzechu hybris. Grecy używali tego określenia w odniesieniu do różnie przejawiającej się buty i arogancji. Uważali ją za zaślepienie, które uniemożliwia człowiekowi właściwą ocenę swojej sytuacji, za przekroczenie miary, jaką wyznaczyli mu bogowie. Czekała go za to dotkliwa kara. Gdy Atena zauważyła, że Arachne ośmieliła się haftować piękniej od niej, zamieniła ją w pająka. Artemida, wściekła, że zwykły śmiertelnik pozwolił sobie na podglądanie jej w kąpieli, przeobraziła Akteona w jelenia, którego rozszarpały psy. Kto zachowywał się jak bogowie, musiał dostać nauczkę – przemienić się w zwierzę, drzewo, kwiat. Ostatnie przypadki metamorfoz odnotowano jednak daleko stąd i to dawno, przed tysiącami lat – zanim greckich i rzymskich bogów strącono z hukiem z piedestału.

Na szczęście dydaktyczny wymiar metamorfozy nie został zupełnie zapomniany. Jej współczesną wersję – metamorfozę przez refleksję – proponuje nam teraz Jarosław Mikołajewski w wydanej właśnie opowiastce dla młodego czytelnika, zatytułowanej Godzina śródziemnomorska. Tę przesyconą wspomnieniem dawnych mitów historię autor podsumowuje krótkim wierszykiem, który przed laty pojawił się także na stronach opublikowanej przez nas antologii o przemianach:


Jest taka stara i mądra gra:
że ja to ty, a ty to ja.

(…)
Kiedy ktoś smutek w spojrzeniu ma,
pomyśl: “to mógłbym być również ja”.

Historia poprzedzająca tę pouczającą rymowankę to zaproszenie do postawienia się w sytuacji drugiego człowieka – tego bardziej od nas doświadczonego przez los. Pięknie odwołując się do dawnych i współczesnych tekstów kultury, od Homera do Pasoliniego, autor pokazuje nam naszą własną obojętność na krzywdę bliźniego. Byliśmy tylko widzami, dalekimi świadkami – usprawiedliwia się na przykład Dziennikarz, jeden z głównych bohaterów tej wzruszającej opowieści. Gdy krzyk stał się wrzaskiem, rozpaczliwym wyciem, łkaniem, a ponton z atletą stał się żółtym punkcikiem, który walczył o życie, Dziennikarz pozostał na brzegu, nie pobiegł na pomoc tonącym. Czy spoglądanie na czyjeś rozpaczliwe zapasy z przeznaczeniem, jak niejednokrotnie czynili antyczni bogowie, nie jest jednak ich wyłącznym przywilejem? Czy my, ludzie, nie zostaliśmy stworzeni do wspólnoty, do solidarności, do udzielania sobie wzajemnego wsparcia? Czy Dziennikarz, naśladując nieśmiertelnych, nie wykazuje się butą, która winna zostać ukarana? Iluż dziennikarzy jest przy tym wśród nas?

Wydana przez Słowne, pięknie zilustrowana przez Joannę Gębal książeczka Mikołajewskiego to kolejny tekst autora poświęcony problemowi uchodźstwa, ale i wrażliwości na drugiego człowieka w ogóle. Skierowany jest teoretycznie do młodego pokolenia, jednak poruszy i zawstydzi każdego wrażliwego czytelnika, bez względu na PESEL. Jak zwykle u tego autora, nie znajdziemy tu jednak sugestii rozwiązań; jest tylko zaproszenie do bolesnego rachunku sumienia, zachęta do przyjrzenia się sobie, bez makijażu, filtrów i upiększeń. Do zauważenia własnej hybris. W świecie, w którym coraz częściej zaleca nam się skupienie na własnym dobrostanie, trafia do nas tym samym apel o dostrzeżenie Innego. Czy go usłyszymy, czy do akcji wkroczyć musi siła wyższa, która upomni nas, ukarze i nauczy?

Jarosław Mikołajewski, Godzina śródziemnomorska, ilustrowała Joanna Gębal, Słowne, Warszawa 2022