Kos. Wyspa Hipokratesa
Olga WięzowskaNie trzeba wielkiej wyobraźni, by podróżując dziś po Kos odczuć harmonię i bogactwo natury, które w przeszłości uczyniły z tutejszych uzdrowisk cel pielgrzymek zbolałych i chorych. Lawrence Durrell
Wyspa Kos od wieków znajdowała się na skrzyżowaniu kultur. Hellenistyczny świat przesiąknął orientalną elegancją, później w życie weszły zwyczaje włoskie i do dziś odczuwa się tu wielokulturowość, całkiem nietypową jak na grecką wyspę. Lawrence Durrell pisze w The Greek Islands: Oczom płynącego ku wyspie Kos ukazuje się wspaniały krajobraz. Od północy majaczą w niebieskawej mgle ciemne zbocza Kalymnos, zaś po przeciwnej stronie rozciąga się dzikie pogranicze Turcji, wielka pustka, z pozoru niestrzeżona i nieokiełznana. Głęboka woda stopniowo zmienia kolor, gdy wpływamy do szlachetnej zatoki stolicy, miasta ukoronowanego XV-wieczną twierdzą, którą rycerze porzucili, gdy odpływali z tych szczęśliwych wód ku bardziej ponurej i kamienistej Malcie. Cytuje też Pourqueville’a, który mówił: Nie ma pod niebiosami przyjemniejszej krainy, aniżeli Kos. Patrząc na te cudowne, pachnące ogrody, chce się rzec, iż to raj na ziemi. Dziś, aby delektować się rajskim krajobrazem, trzeba uciec od masowej turystyki, która niestety stała się zmorą skąpanej w egejskim słońcu wyspy. Na szczęście jednak są jeszcze miejsca, gdzie jej piękno pozostaje nienaruszone.
Jednym z nich są ruiny Asklepiejonu – świątyni Asklepiosa, boga sztuki lekarskiej. Warto zacząć tu zwiedzanie wyspy, na której około 460 roku p.n.e. urodził się Hipokrates, zwany ojcem medycyny: założyciel słynnej szkoły i redaktor Corpus Hippocraticum – najstarszego dokumentu piśmiennego starożytnej Grecji traktującego o medycynie. Ruiny, które oglądamy dziś – bajecznie położone na zboczu, z którego dostrzeżemy wysepkę Pserimos – to pozostałości hellenistycznej świątyni. Wiadomo jednak, że już wcześniej, za życia Hipokratesa, Asklepiejon istniał w tym samym miejscu i zapewne również miał konstrukcję tarasową, ze szpitalem na dolnym poziomie i świątynią na górnym.
Jak wyglądała wyspa Kos za życia Hipokratesa? W V wieku p.n.e. należała do Ateńskiego Związku Morskiego – sojuszu zawiązanego przeciw Persji. Jednak demokrację wprowadzono tu dopiero w 366 roku p.n.e., a więc już po śmierci prekursora medycyny. W tym samym roku nastąpiły przenosiny stolicy z Astipalei do miasta Kos, które, jeśli wierzyć Diodorowi, mogło rywalizować o palmę pierwszeństwa z najznamienitszymi ośrodkami epoki.
Życie na Kos w epoce klasycznej starożytnej Grecji jawi się idyllicznie. Dziś stolica nie obfituje w ogrody i oliwne gaje, choć wciąż jest jak na greckie miasto dość zielona. Najokazalsze drzewo na całej wyspie rośnie u wejścia do portu. Platan Hipokratesa – pod którym według legendy nauczał słynny medyk – zajmuje cały placyk i owija swe potężne konary wokół licznych podpórek niczym śpiący boa dusiciel. Zapewne nie pod tym platanem dyskutowano w starożytności o wpływie klimatu na zdrowie człowieka, lecz drzewo bez wątpienia liczy sobie kilkaset lat. Latem dostarcza bardzo pożądanego cienia na wielkim obszarze – nawet meczet Gazi Hassan Pasza jest bezpieczny od palącego słońca, nie wspominając o licznych drzemiących tu kotach.
Stolica zasługuje na dzień zwiedzania, lecz w sezonie spacery po wąskich uliczkach, zastawionych straganami z pamiątkami wszelkiego rodzaju, ciężko nazwać przyjemnością. O wiele rozsądniej jest wsiąść w autobus do Pyli.
Pyli jest senną górską mieściną, która wita turystę z uniesionymi ze zdumienia brwiami. Ma jeden, nieszczególnie atrakcyjny okrągły plac z rozlokowanymi wokół tawernami. Trzy kilometry stąd kryje się jednak prawdziwa perełka Kos: Paleo Pyli, czyli ruiny bizantyjskiej twierdzy i stara, dawno opuszczona osada. Fort budowano od IX do XI w. n.e; wzmocnienia zawdzięcza on Zakonowi Rycerzy Joannitów. Znajdująca się obok osada opustoszała podczas XIX-wiecznej epidemii cholery, która spowodowała masowy exodus. Dziś tylko kozy korzystają z niskich kamiennych domków u stóp stromego zbocza. Kręta ścieżka prowadzi trawersami w górę, na zamek.
Pośród ruin fortecy przycupnęła mała knajpka (patrz zdjęcie główne), która, według przewodnika Lonely Planet, oferuje najlepszy widok na Kos – a może i na całym świecie. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Panorama obejmuje połać Kos, lazurowe morze, pobliską wysepkę Pserimos i odległe zbocza Kalymnos, a wszystko to ujęte we flanki stromych wzniesień. Pserimos i Kalymnos drżą na horyzoncie niczym fatamorgana, senne majaczenie wyłaniające się z mgieł o różnych gęstościach. Błękitno-szare zwały gór wyrastają z iskrzącej się w słońcu, turkusowej toni, zarysowane równie miękkim, rozproszonym światłem, co otulające je gołębiowo-niebieskie niebo.
Czas na Kos z łatwością roztapia się w typowo śródziemnomorski sposób; godzina ósma może równie dobrze oznaczać dziesiątą. Nawet rozkład jazdy autobusów podlega swobodnej interpretacji. Kiedy chcę umówić się z właścicielem małej łódki na dzień na morzu, reklamowany przez spłowiały szyld sprzed kilku sezonów, w południe otrzymuję informację, że będzie można to zrobić o godzinie siedemnastej. O siedemnastej ktoś faktycznie czyści pokład, ale po moim pytaniu drapie się z roztargnieniem po głowie i pyta, czy może nie przyszłabym o dwudziestej? O dwudziestej na łódce nikogo nie ma. Na szyldzie widnieje informacja, że na pływanie można się umawiać między dziesiątą a dwunastą, każdego dnia. Jednak, skoro na pierwszy rzut oka widać, że szyld wisi już na słońcu od lat, nie powinnam mieć pretensji za nierzetelność… Nic nie uchroni się przed potęgą egejskiego słońca, nawet czas.
Według przewodnika Kos okalają najurodziwsze plaże Dodekanezu, a antyczne relikty wyrastają na wyspie jak grzyby po deszczu, tak że po kilku dniach nabiera się już nieco zblazowanej postawy, widząc kolejną koryncką kolumnę czy fragment wiekowego muru. Lepiej byłoby chyba jednak powiedzieć, że Kos jest dla poszukiwacza starożytności niczym bombonierka z czekoladkami – oferuje niekończące się niespodzianki. Nawiedzające Kos trzęsienia ziemi są powodem zarówno spustoszeń, jak i niezwykłych odkryć: agorę z czasów Hipokratesa możemy oglądać, gdyż wynurzyła się po silnych wstrząsach w 1933 roku. Warto udać się tam, by wyobrazić sobie układ urbanistyczny starożytnego miasta Kos. Jeśli słońce spiecze nas przy tym zbyt mocno, należy szybkim krokiem skierować się na ulicę Kanari, do piekarni Pikoula. Oferuje ona najlepszą baklawę na Kos oraz szalony wręcz wybór pączków, bułeczek cynamonowych i chleba, gwarantujący, że spędzimy tu ładną część popołudnia.
Choć dziś nie mamy pełnej wiedzy na temat sztuki lekarskiej, praktykowanej przez Hipokratesa i jego uczniów, jeden ciekawy szczegół znajduje potwierdzenie w źródłach pisanych. W asklepiejonach – takich jak świątynia, której ruiny nadal możemy podziwiać na Kos – chorych w ramach terapii pozostawiano pierwszej nocy w specjalnym pomieszczeniu, w którym mieli udać się na spoczynek. Uzdrowiciele interpretowali sny nawiedzające pacjentów. Stanowiły one podstawę diagnozy i ważną poszlakę dla zrozumienia natury choroby. Chciałabym oddać się marzeniom sennym pośród antycznych ruin, lecz pozostają mi jedynie sny na jawie. Czy wystarczą, aby postawić poprawną diagnozę? Nie wiem, czy wracam z Kos zdrowsza, ale na pewno lżejsza o wiele niepotrzebnych zmartwień, skutecznie wypalonych przez piekące słońce.