Maria Callas. Między bajką a koszmarem
Katarzyna JakielaszekMaria Callas – wielka Greczynka, która chciała być obywatelką świata. Poznaj jej poruszającą historię.
2 grudnia 1923 roku urodziła się niezapomniana primadonna, która swoim wspaniałym głosem podbiła cały świat. Kiedy była u szczytu kariery, jej występom towarzyszyły sale wypełnione po brzegi i tłumy wiwatujących na jej cześć. Napisano o niej setki artykułów, książek i opracowań, nakręcono wiele filmów – fabularnych i dokumentalnych; powstały nawet sztuki teatralne inspirowane jej biografią. W 2023 roku w Atenach otwarto muzeum jej poświęcone. Czy to jednak wystarczy, aby poznać Marię Callas – targaną ogromnymi emocjami Greczynkę, która chciała być obywatelką świata?
Maria pragnęła żyć pełnią życia, ale była kruchą i zalęknioną istotą; pragnęła towarzystwa, pochwał i życzliwości, sama jednak nie przestrzegała reguł społecznych. Wprawdzie pasowała jak ulał do roli sławnej diwy, jednak – jak mówiła o sobie samej z humorem – posiadała też wszelkie wady i zalety gospodyni domowej. Uwielbiała sztukę, pielęgnowała własną karierę, kochała mężczyzn i prawione przez nich komplementy, ale doceniała też dobre jedzenie, piękny wystrój wnętrz i spokój domowego zacisza. Zmarła przedwcześnie – bo zaledwie w wieku 53 lat – w Paryżu, po kilku latach samotności, milczenia i odosobnienia, do którego posiadała wszystkie potrzebne przepustki. Do stłamszenia własnego talentu i wygaszenia w sobie gwiazdy doprowadziła Marię nieszczęśliwa miłość do najbogatszego w owym czasie człowieka na świecie. Uczucie Greczynki do jej rodaka, Arystotelesa Onassisa, wypełniło 20 lat jej życia. Niestety, ich romans – zwany Romansem Złotych Greków lub Romansem Ostatnich Bogów z Olimpu – kosztował ją głęboką depresję, zakończoną śmiercią.
Kariera
Maria Callas – a właściwie Maria Anna Cecylia Sofia Kalogeropoulou – urodziła się w 1923 roku w Nowym Jorku, w rodzinie greckich emigrantów. Już jako małe dziecko rozpoczęła swoją edukację w szkole muzycznej. Od najmłodszych lat muzyka miała jej zastępować miłość i czułość, których nie zaznała nigdy od swojej matki. Dziewczynka szukała także pocieszenia w jedzeniu, spędzając wolne chwile w kuchni. Była brzydka i bardzo gruba, a na dodatek nosiła mocne okulary krótkowidza. Gdy miała 8 lat, zaczęła pobierać lekcje fortepianu, a jej piękny głos, kontrastujący z nieatrakcyjnym wyglądem, zapowiadał wielką karierę.
Droga po sukces nie zaczęła się dla Marii w Ameryce, lecz w Grecji, do której w roku 1937 dziewczyna przypłynęła wraz z matka i siostrą. W Nowym Jorku został ojciec – jej najbliższa, ukochana osoba. Kiedy artystka miała niespełna 20 lat, zadebiutowała w Królewskiej Operze Ateńskiej. W roku 1942 – przerażającym czasie wojny, głodu i destrukcji – podczas wykonywania arii w operze Pucciniego, Maria odkryła światu swój wspaniały talent. Nad rozwojem jej głosu, jedynego w swoim rodzaju sopranu dramatycznego, pracowała słynna gwiazda hiszpańska Elvira de Hidalgo, która – mieszkając w Atenach – czuwała nad Marią i jej lekcjami śpiewu. Po zakończeniu wojny sopranistka wróciła do ojca, by w latach 1945–1947 szlifować umiejętności w Nowym Jorku oraz szukać możliwości angażu na tamtejszych scenach operowych.
Właściwa kariera Marii zaczęła się w 1947 roku, gdy wystąpiła w Weronie w roli Giocondy, wywierając ogromne wrażenie na publiczności słynnej areny. 2 lata później ukazała się jej pierwsza płyta, zawierająca 3 wspaniałe arie. Callas zaczęła występować i śpiewać na dobre, z przedstawienia na przedstawienie zdobywając coraz więcej rozgłosu i sławy. Podpisała także umowę z wytwórnią płytową EMI, rozpoczynając ciężki okres pracy w studiu. Przez 8 lat nagrywała płytę za płytą. Początkowo występowała w Stanach Zjednoczonych i we Włoszech, aby z czasem podróżować i śpiewać na całym świecie. Wspinała się na wyżyny artyzmu, a jej wykonania operowych arii do dziś pozostają niedoścignionym wzorem dla innych śpiewaczek. Łucja z Lamermooru Donizettiego, Turek we Włoszech i Cyrulik sewilski Rossiniego, Moc przeznaczenia, Nabucco, Aida czy Traviata Verdiego – tu Maria Callas nie miała sobie równych. Ona sama starała się tak dobierać artystów, aby stawać na scenie z najlepszymi z najlepszych, odrzucając słabszych czy mniej znanych. Nie chciała niczym zaszkodzić swej własnej karierze. Dzięki morderczej pracy i wiecznie niezaspokojonej ambicji stała się primadonną mediolańskiej La Scali i Metropolitan Opera.
Ciężar organizacji życia zawodowego Marii Callas spoczywał właściwie na barkach jednej osoby. Giovanni Battista Meneghini był wielkim entuzjastą opery, impresariem, zamożnym włoskim przedsiębiorcą i, od 1949 roku, mężem artystki. Po latach Maria mówiła o Giovannim, że kochała go tak, jak córka kocha swojego ojca. Przejęty swą rolą, nie pozwalał jej marnować czasu na spotkanie towarzyskie, trzymając ją – niczym drogocenny skarb – zazdrośnie w domu. Kiedy po występach pojawiała się wśród ludzi, przyjmując od nich owacje i rozdając autografy, denerwował się, widząc wokół niej tłumy. Nie akceptował propozycji uczestniczenia w przyjęciach, chyba że dotyczyły one spotkań z jego rodziną. Nie docenił Marii nawet wtedy, gdy otrzymała zaproszenie na kawę do książąt Monaco w Monte Carlo. Egzystencja stłamszonej artystki stawała się coraz trudniejsza i pełna melancholii.
Za zasłoną
Dopóki nie poznała Onassisa, Maria żyła, spała, jadła, poruszała się i oddychała wyłącznie z myślą o swoich występach. Kariera wypełniła każdy milimetr jej życiowej przestrzeni. Dziś, po wielu dekadach, pamiętamy jej wspaniałe kreacje sceniczne, ukazujące artystkę jako smukłą i czarująco piękną kobietę. Za kulisami nie wszystko wyglądało tak doskonale. Jak wiele Greczynek, nie potrafiła odmówić sobie jedzenia, objadała się do nieprzyzwoitości, często korzystając nawet z niedojedzonych resztek osób siedzących obok. Franco Zeffirelli poznawszy Marię miał powiedzieć, że to najbrzydsza artystka na świecie. Callas ważyła wówczas 106 kg, a jej wydatny nos podkreślały charakterystyczne okulary osadzone w grubej oprawie. Gdy po przedstawieniu Aidy w Weronie jeden z krytyków napisał, że nie może znaleźć różnicy między nogami słonicy a nogami Aidy, Callas rozpłakała się i nie umiała przestać rozpaczać przez kilka dni z rzędu. Gdy postanowiła przyjąć rolę Łucji w operze Donizettiego, nawet najbliżsi mówili, że to niemożliwe – obawiano się, że osoba o tak masywnej sylwetce nie będzie wiarygodna w tytułowej roli. Zraniona przykrymi opiniami, Maria zgłosiła się do specjalnej kliniki, znanej z dyskretnych terapii redukcji wagi u majętnych osób. Oprócz drastycznego ograniczenia diety, kuracja polegała na połknięciu tasiemca.
Franco Zeffirelli powiedział o Marii, że to najbrzydsza artystka na świecie
Po jakimś czasie śpiewaczce udało się uzyskać wymarzoną sylwetkę, jednak utrzymanie diety w ryzach stało się przyczyną ciągłego niepokoju i stresu. Opowiadano, że Maria urządzała straszliwe sceny podczas prób i w trakcie pracy z innymi artystami; sama nigdy się nie przyznała, że zdarzyło się jej kogoś kopnąć czy rzucić krzesłem. Prawdą jest, że, podobnie jak wcześniej, za żadne skarby świata nie chciała współpracować z artystami, których nie ceniła. Nie chcę, aby moje imię kojarzyło się ze złym gustem – powtarzała. Miała też inną słabość: łaknęła komplementów, choćby nie były prawdziwe. Mawiała, że jej przyjacielem jest ten, dla którego jest zawsze doskonała – choć wiedziała, że doskonałą nie jest. Potrzebowała ciągłego wsparcia emocjonalnego, ciągłego potwierdzania własnej wartości. Musiała słyszeć od innych, że jest najlepsza, najpiękniejsza, wyjątkowa. Mawiała też, że od najmłodszych lat boi się biedy. Jej praca na scenie, małżeństwo z zamożnym włoskim przedsiębiorcą i przyjaźń z Onassisem zapewniały jej dobrobyt. Mimo to nieustannie oszczędzała. Zawsze obawiałam się, że umrę w biedzie – powiedziała w swoim ostatnim wywiadzie. I pomimo majątku, jaki posiadła, strach ten nie opuścił jej do końca.
Spotkanie złotych Greków
W drugiej połowie lat ’50 Maria Callas zbliżała się do dziesiątej rocznicy swego małżeństwa z Meneghinim. Był on od niej o wiele starszy, dużo niższy; mówiło się, że wyglądał przy żonie jak jej ojciec. Pomimo, że popularność Marii zaczęła nieco spadać, artystka wciąż znajdowała wiele radości w występach, a także w wydarzeniach organizowanych przez tak zwane wyższe sfery, gdzie mogła i potrafiła błyszczeć.
W tym czasie poznała Arystotelesa Onassisa – ulubieńca greckich bogów, o którym mawiano, że jest współczesnym Midasem. Niczym mitologiczny król, miliarder miał imponujące zdolności przemieniania swych idei w bogactwo. Ich pierwsze spotkanie miało miejsce podczas przyjęcia zorganizowanego na cześć artystki; obecny tam Onassis podszedł do Callas, ucałował jej dłoń i powiedział po grecku: Moja pani, przypominasz mi grecką boginię. Dokładnie tak sobie panią wyobrażałem. Poznać panią to dla mnie honor. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Przez następnych 7 dni, gdziekolwiek pojawiała się Callas, Arystoteles wyłaniał się zaraz obok. Obsypywał śpiewaczkę komplementami i ogromnymi bukietami róż. Kwiaty dostarczano jej nieustannie: do apartamentów, gdzie się zatrzymywała, do restauracji, gdzie w południe spożywała obiad, do garderoby przed wieczornymi występami. Z początku dołączany był bilecik z życzeniami powodzenia, który ktoś skreślił w języku greckim. W późniejszych dniach nie było już żadnej karty czy podpisu, ale Maria nie musiała nawet pytać, kto jest nadawcą.
Kiedy 17 czerwca 1959 roku po wspaniałym wystawieniu Medei Callas i jej mąż wzięli udział w przyjęciu w The Dorchester w Londynie, spotkali tam Onassisa ponownie. Wspaniały bankiet, ufundowany przez miliardera na cześć Marii, dosłownie pozbawił ją tchu. Pomimo że włoscy krewni jej męża byli zamożni i należeli do elity finansowej, w porównaniu z Arystotelesem mogli czuć się jak ubodzy krewni. Onassis zaprosił do opery 40 osób, a kolejnych 160 na przyjęcie. Był to najbardziej wystawny bankiet, jaki kiedykolwiek zorganizowano na cześć Marii. Salę udekorowano oszałamiająco pachnącymi orchideami i rozkwitającymi różami. Wiele razy wcześniej Callas słyszała zdanie: “Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem”, jednak dopiero teraz ktoś w pełni je realizował.
W operowym foyer Onassis i Meneghini zostali sfotografowali w uścisku; Arystoteles po jednej stronie Marii, a Giovanni po drugiej. Ujęcie okazało się prorocze. Arystoteles nie opuszczał jej na krok. Kiedy przez przypadek wspomniała, że lubi tango, Onassis od razu opłacił orkiestrę, wręczając dyrygentowi pięćsetfuntowy banknot. Przez całą noc grano tylko ogniste rytmy ulubionych melodii Callas. Arystoteles zaprosił też Marię do wspólnego rejsu z nim i jego żoną Tiną na słynnym jachcie „Christina”. I choć Giovanni Battista nie okazał wielkiego entuzjazmu dla tego pomysłu, to dla małej dziewczynki, jaką wciąż miała w sobie Callas, wszystko to, co działo się dookoła niej, było jak sen na jawie. Pomimo sprzeciwu męża, Maria postanowiła, że wyruszą w tę podróż. Przed wyjazdem spędziła wiele godzin na wędrówkach po mediolańskich butikach, gdzie wydała miliony lirów na stroje kąpielowe, kreacje wieczorowe oraz bieliznę.
Na pokładzie wartego 3 miliony dolarów pływającego pałacu Onassisa, mającego rozmiary zbliżone do futbolowego boiska, odpoczywały największe osobistości Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Grecji. W prywatnym studiu Arystotelesa wisiał oryginalny obraz El Greca, był też wspaniale ozdobiony cennymi kamieniami posąg Buddy, mozaikowy basen z wierną reprodukcją fresków z pałacu króla Minosa na Krecie, rozłożysty dąb rosnący po środku salonu i lazurowy kominek. Prywatna łazienka miliardera była podobna do antycznej świątyni; w jej wnętrzu znajdowała się wanna, przyozdobiona latającymi rybami i delfinami.
– Moja pani, przypominasz mi grecką boginię
Dla Marii 3 tygodnie wojaży po Morzu Śródziemnym były jak podróż do raju. Arystoteles opowiadał swojej nowej przyjaciółce o trudnym dzieciństwie, dorastaniu w nędzy, o tym, jak 17 lat przed nią wchodził w dorosłe życie w Smyrnie na wybrzeżu Turcji. Maria była nim oczarowana. Kiedy „Christina” opuszczała port w Stambule, na pokładzie zabrakło męża Marii, który wrócił do Mediolanu; Onassis udostępnił mu zresztą własny odrzutowiec. Decyzja Giovanniego Battisty była podyktowana wizytą w tamtejszym patriarchacie, gdzie Atenagoras – zwierzchnik Greckiego Kościoła Prawosławnego – pobłogosławił Marię i Arystotelesa niczym nowożeńców. Artystka pierwszy raz w życiu była tak zakochana w mężczyźnie i nie sprawiało jej różnicy ani to, że oboje nie są ludźmi wolnymi, ani że romans ten rozgrywa się na oczach całego świata. W końcu kto jak kto, ale ona była przyzwyczajona, że życie i scena mogą splatać się w jedno.
Inna Callas
Maria pierwszy raz w życiu czuła się tak szczęśliwa. Onassis dał jej to, czego potrzebowała – i nie chodziło tu o bogactwo. To on po raz pierwszy sprawił, że poczuła się nie tylko podziwianą artystką, ale także podziwianą kobietą. Był wobec niej grzeczny, rycerski i adorował ją tak, jak dotąd mogła tylko mogła pragnąć. Jej radość stała się przyczyną prześladowania przez prasę i reporterów, którzy nie odstępowali zakochanych na krok, towarzysząc im we wszystkich publicznych wyjściach. Jako mężatka była nieraz kąśliwie oceniania, dlatego w oficjalnej wypowiedzi dla mediów stwierdziła: Potwierdzam, że moje małżeństwo jest skończone. To wisiało w powietrzu od jakiego czasu. Teraz jestem swoim własnym organizatorem. I proszę mnie zrozumieć i uszanować moją prywatną sytuację. Zapytana o swą relację z Grekiem, zakończyła wypowiedź słowami: Pomiędzy Onassisem seniorem a mną istnieje długoletnia przyjaźń. Jestem z nim również związana w kwestiach interesów. Jeśli będę miała coś jeszcze do powiedzenia, to zrobię to na pewno w odpowiednim momencie.
Kiedy we wrześniu 1959 roku Callas zakończyła nagrywanie nowej płyty, od razu, w Wenecji, wsiadła na jacht „Christina”. Tym razem zakochanym towarzyszyła siostra Onassisa oraz jej mąż. Tymczasem żona Arystotelesa, młodsza o ponad dwadzieścia lat Tina, udała się do Paryża, gdzie zatrzymała się w domu swego ojca, greckiego armatora Stavrosa Livanosa. Ze względu na wspólne dzieci, Arystoteles był potulny jak baranek, ale Tina nie zamierzała wybaczyć mu publicznej zniewagi. Chociaż zdradzali się nawzajem od lat, nigdy wcześniej Onassis nie wymierzył żonie tak potężnego policzka.
Tymczasem zakochana Callas wydawała się zupełnie zapominać o własnej karierze operowej, wielkim sukcesie, międzynarodowym uznaniu i wspaniałych kreacjach scenicznych. Nie interesowały ją ani nowe kontrakty, ani propozycje płynące z najlepszych teatrów i oper. Niemniej jednak i ona sama była mocno zszokowana, kiedy prasa wyliczyła i porównała liczbę jej koncertów sprzed i w trakcie trwania romansu z Onassisem. W roku 1958 wystąpiła w 28 przedstawieniach, prezentując 7 różnych oper w 6 miastach; w roku 1960 miała tylko 7 występów w zaledwie 2 miastach. W roku 1961 pokazała się w Medei, w której widziano ją dwukrotnie – w mediolańskiej La Scali i w greckim antycznym teatrze w Epidauros; natomiast w 1962 roku wystąpiła wyłącznie w Mediolanie. W 1963 roku Maria nie widziała sceny w ogóle, a w 1964 roku odbył się jej ostatni występ.
Jak większość naszych radości na tym świecie, tak i szczęście Marii nie trwało wiecznie. Słynna śpiewaczka bardzo liczyła na małżeństwo. Niestety…
Ślub
Onassis nie palił się do żeniaczki z Marią. Wprawdzie nadal obsypywał ją drogocennymi prezentami, jednak widać było, że jego miłosny zapał topnieje z miesiąca na miesiąc. W wielkich i pustych rezydencjach ukochanego miliardera Callas coraz częściej bywała sama. Onassis spędzał dużo czasu ze swoimi dziećmi, próbując odzyskać ich miłość i pozostać przy nich w burzliwym okresie dojrzewania. Zaczął także spotykać się z innymi kobietami, co nie umknęło uwadze prasy. Maria czekała tygodniami, jednak jej kochanek nie tylko nie dzwonił, ale nawet nie odpowiadał na jej telefony. Po okresach milczenia przysyłał kwiaty, zapewniał o swej adoracji i porywał na wspaniałe kolacje, a ból i gniew Marii szybko przemieniały się w radość. Każde ponowne spotkanie było dla niej niczym nowy miodowy miesiąc. W pewnym momencie wydała dla prasy oświadczenie dotyczące ich wspólnej przyszłości, tymczasem… Onassis stwierdził, że to tylko mrzonki i fantazja! Maria znów zamieniła się więc w posłuszną kochankę, która milczy, a Arystoteles zachowywał się jak turecki pasza we własnym haremie. Kiedy nie miał ochoty dłużej oglądać Marii, nic nie stało dla niego na przeszkodzie, aby zacumować „Christinę” w najbliższym porcie i zostawić kobietę na brzegu. Na przeprosiny, aby wyrazić swą skruchę, zdecydował się obejrzeć zamek we Francji, mający stać się wspólnym gniazdkiem dla niego i artystki. Maria nie posiadała się ze szczęścia, jednak miesiąc później posiadłość kupił ktoś inny.
To on po raz pierwszy sprawił, że poczuła się nie tylko podziwianą artystką, ale także podziwianą kobietą
Triumfem Onassisa była namowa Marii do przyjęcia propozycji występów w Grecji. Zaproszenie Callas do antycznego teatru w Epidauros miało dla niego mistyczne znaczenie. Obydwoje odłożyli wszelkie swoje zajęcia na później i spędzili w Helladzie wspaniałe chwile. Sierpniowe przedstawienie na Peloponezie stało się jednym z najważniejszych wydarzeń życia Marii, która ubóstwiała swego mężczyznę i akceptowała wszystkie jego wady, adorując je na równi z jego zaletami.
Zmiany
W roku 1963 Lee Radziwill wspomniała Onassisowi, że jej siostra Jackie Kennedy niedawno poroniła i bardzo cierpi z tego powodu. W ramach rekonwalescencji miliarder zaoferował jej rejs swoim jachtem, a ona – o dziwo – nie odmówiła, chociaż ani prezydent USA, ani Callas nie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy. W tym samym czasie okazało się, że w ciążę zaszła Maria. Nie mogła się doczekać, aby podzielić się tą wspaniałą wiadomością z ojcem swego upragnionego dziecka; cieszyła się bardziej niż z czegokolwiek innego w swoim życiu. Onassis wydawał się jednak dużo mniej szczęśliwy. Jego zimne, pozbawione uczuć zachowanie stanowiło dla Marii źródło tak wielkiego stresu, że nie zdołała donosić ciąży do końca: Homer urodził się zdecydowanie za wcześnie. Maria pochowała swojego synka samotnie, na cmentarzu w Mediolanie. Jego grób odwiedzała do końca życia, zawsze raz w miesiącu w dniu, w którym urodził się, aby chwilę później umrzeć.
Po tej stracie Maria pełna była coraz większych rozterek. Nie mogła już żyć z Onassisem, a jednocześnie nie wyobrażała sobie życia bez niego. Miała 43 lata; nie posiadała swojego miejsca, domu, rodziny, męża ani dziecka, którego tak bardzo pragnęła. Aby ją pocieszyć, Onassis kupił jej apartament w Paryżu. Niewiele to jednak zmieniło, ponieważ nadszedł dzień, kiedy służący Arystotelesa powiedzieli prasie, że rozkazano im spędzić cały wieczór w swoich pokojach, gdyż Grek gotował „dla specjalnego gościa”. Od tej pory Maria wiedziała, że Arystoteles ma nowy romans. Przeczuwała też, że ten przypadek różni się od innych. Zaczęła zażywać tabletki uspokajające, bez których nie potrafiła zasnąć już do końca życia.
Szybko wyszło na jaw, kto był owym gościem specjalnym. Gazety doniosły, że Onassisa widziano na kolacji z Jackie w El Marocco na wyspie Mykonos. Kryzys nadszedł, gdy Greczynka zjawiła się niespodziewanie na „Christinie”, jednak właściciel jachtu poinstruował ją, by natychmiast wracała do Paryża i tam na niego czekała. W październiku 1968 roku Maria otrzymała wiadomość, że Onassis i wdowa po Kennedym właśnie się pobrali.
Minął zaledwie tydzień od ślubu, a Onassis był już u Marii z powrotem. Bardzo chciał zbliżyć się do niej ponownie, Greczynka zaś nie potrafiła go odtrącić. Opowiedział jej, że Jackie w ciągu zaledwie kilku dni wydała milion dolarów na zakupy, inwestując głównie w drogocenną biżuterię. Callas, jak zawsze zapatrzona w swą miłość, zaczęła wierzyć, że małżeństwo z Amerykanką to tylko krótkotrwały kaprys. Do Europy przyleciała jednak Jackie, zaniepokojona publikowanymi w prasie zdjęciami czule trzymających się w objęciach dawnych kochanków. Następnego dnia małżonkowie zjedli kolację w tym samym lokalu, w którym dzień wcześniej Maria była z Arystotelesem. Niestety, rachunek zapłaciła Callas, która wylądowała w szpitalu z diagnozą niebezpiecznego przedawkowania środków nasennych.
Chociaż Callas przepowiadano głęboką depresję, to niespodziewanie – po bardzo poważnym kryzysie – rozpoczęła próbę nadrobienia straconego czasu. Zaczęła grać w filmach, występować na scenie, pojawiać się na wielkich przyjęciach. Zajęła się także edukacją innych, dając lekcje śpiewu w słynnej nowojorskiej Juilliard School of Music. Zapytana o komentarz w związku z małżeństwem swego wieloletniego kochanka, odpowiedziała, że życzy młodej parze powodzenia i gratuluje Jackie, która zapewniła swoim dzieciom… przyszywanego dziadka.
Śmierć
Arystoteles umierał 2 razy. Pierwszy raz w styczniu 1973 roku, kiedy musiał odłączyć aparaturę sztucznie podtrzymującą życie jego syna Aleksandra. Ukochane dziecko miliardera rozbiło się w prywatnym samolocie, przejmując stery za ojca, na co bardzo nalegała Jackie Kennedy. Aż do śmierci Arystoteles starał się wyjaśnić przyczynę awarii. Fundował wielomilionowe nagrody, bo w nieszczęśliwy wypadek nigdy nie uwierzył. W cierpieniu i żałobie wspierała go Maria. Pojawiał się w jej apartamencie znacznie częściej niż kiedykolwiek wcześniej. Łączyła ich już nie tylko miłość, na którą patrzył cały świat; splątała też niewidzialna nić śmierci synów. Arystoteles zasypał w ramionach Marii spłakany jak małe dziecko, czując, że tyko ona może go zrozumieć i pocieszyć w niewypowiedzianym bólu. Nigdy wcześniej nie byli sobie tacy bliscy – zmęczeni życiem ostatni greccy bogowie.
W marcu 1975 roku Onassis bardzo podupadł na zdrowiu. Maria otrzymywała codzienne raporty ze szpitala. Nie mogła z nim przebywać, bo oficjalnie przy mężu trwała żona. Ale kiedy Jackie nie było w pobliżu, Artemis, siostra Onassisa, zawiadamiała Marię, że może przyjść. W ten sposób odbyło się ich pożegnanie – kiedy ukochana odwiedziła go w szpitalu po raz ostatni, Arystoteles był już nieprzytomny od 5 tygodni. Greczynka, spoglądając na miłość swego życia podłączoną do wszystkich możliwych aparatur, wyszeptała, że nigdy go nie zostawi i będzie go kochać bez końca.
Ostatni raport ze szpitala otrzymała 15 marca. Miłość jej życia zgasła: Arystoteles umarł.
Na zawsze
Maria cierpiała dalej, pogrążona w agonii z tęsknoty za ukochanym. Cierpiała też, bo nie udało się jej spełnić jako kobiecie – tak przynajmniej na siebie patrzyła. Nie miała dzieci, których tak bardzo pragnęła. W ostatnich latach życia najprawdopodobniej szukała ulgi w narkotykach. 16 września 1977 roku, w wieku 53 lat, została znaleziona martwa we własnym łóżku. Oficjalnie podano, że zmarła na atak serca. Kiedyś zaś mawiała: Gram bohaterki, które umierają dla miłości. Ale ja naprawdę potrafię w to uwierzyć…
Zgodnie z jej ostatnią wolą, ciało Marii Callas skremowano, a prochy rozsypano dookoła jońskiej wyspy Skorpios, gdzie został pochowany Arystoteles. Obiecała przecież ukochanemu, że go nigdy nie opuści… W ten sposób może go przytulać i kołysać w ramionach już na zawsze. Tak jak za życia, gdy obydwoje byli najbardziej szczęśliwi, choć wspólnie skąpani w swoim nieszczęściu.