Roberto Salvadori, Moja Florencja
Julia WollnerW Mojej Florencji zamiast blasku renesansu mamy raczej faszystowską bryłę, place, które matce autora przypominały obrazy De Chirica, oraz stare, czarno-białe fotografie, które zastępują reprodukcje barwnych płócien Odrodzenia.
Moja Florencja to krótki szkic o mieście zapamiętanym z dzieciństwa. Zgodnie z zainteresowaniami Salvadoriego, sporo tu architektury i rozważań estetycznych – bardzo ciekawych, bo innych od tych, do których przyzwyczaiły nas popularne książki o Florencji. Zamiast blasku renesansu mamy tu raczej faszystowską bryłę, place, które matce autora przypominały obrazy De Chirica oraz stare, czarno-białe fotografie, które zastępują reprodukcje barwnych płócien Odrodzenia.
Książkę Moja Florencja kupić można tutaj.
Spojrzenie na stolicę Toskanii niepozbawione jest nostalgii; mimo to, na pierwszy plan wybija się całkowity brak złudzeń w odniesieniu do florenckiej rzeczywistości. Salvadori mówi o niej, że nadal istnieje, daje się podziwiać naszym oczom, jednak dla niego jest martwa, jak kamienne ciało, z którego dusza się ulotniła. Czy sprawiły to tłumy turystów, które zagarniają miasto dla siebie? A może fakt, że kojarzony z Florencją niedościgniony, drastycznie doskonały wzór piękna dla dzisiejszego florentyńczyka stanowi przede wszystkim ciężar? Może najbardziej winny jest brak widoku na Viale Milton, pociągowych szyn i babki, która karmiła małego Roberta starymi herbatnikami z metalowej puszki? Zapewne wszystko po trochu. To przecież jego Florencja, którą zapamiętał, naszkicował, ale nieuchronnie, jako człowiek dorosły, na zawsze opuścił.