Bartek Kieżun, Ateny do zjedzenia
Julia WollnerA w zasadzie: nie tylko Ateny i nie tylko do zjedzenia!
W swojej najnowszej książce Ateny do zjedzenia Bartek Kieżun zabiera nas do greckiej stolicy, ale nie tylko. Razem z nim zwiedzimy także sanktuarium w Eleusis, przylądek Sunion, klasztof Dafni w Chaidari, Korynt, wyspę Eginę i Salaminę, a wyliczanka ta nie wyczerpuje listy pięknych miejsc, które opisuje dla nas autor.
Poza ramy wyznaczone przez tytuł Kieżun wykracza zresztą nie tylko w sensie geograficznym. Dzięki koncepcji książki, przygotowanej jako połączenie kulinarnego przewodnika i pamiętnika z podróży, za wspólną wyprawę wdzięczne będą nam nie tylko żołądek i podniebienie, ale także głowa i serce. Bartek, który za swoje poprzednie publikacje otrzymał szereg prestiżowych nagród, doskonale wie, że kuchnia jest nierozerwalnie związana z kulturą, a opowiadanie o smakach staje się jeszcze bardziej wyborne, jeśli okrasimy je przywołaniem dawnych historii, mitów, wspomnieniem miejsc i zabytków. Najlepiej opisanych w sposób jak najbardziej subiektywny, od serca, bez pseudoerudycji, o którą tak łatwo otrzeć się, pisząc o tym, co najważniejsze dla europejskiej kultury.
Swą opowieść o Atenach zaczyna Kieżun od przywołania początkowych obaw, jakie towarzyszyły mu w wyprawie do nich. Grecka stolica cieszy się bowiem opinią miasta trudnego, chaotycznego i mało przyjaznego. I choć z całą pewnością nie da się jej scharakteryzować przymiotnikiem “uporządkowana”, to okazała się też pełna serdecznych mieszkańców, dobrej energii i radości życia. Tego rodzaju pozytywne zaskoczenie może czekać niektórych czytelników w wypadku książki Bartka. Myślę na przykład o tych, którzy obawiają się sięgnięcia po pięknie wydane książki o kuchni. Takim publikacjom zdarza się przecież onieśmielać, szczególnie tych, którzy nie osiągnęli jeszcze wirtuozerii w dziedzinie gotowania. Miła niespodzianka spotka także każdego, kto sięgnie po Ateny do zjedzenia, bojąc się spotkania z wielką historią, jakże często kojarzoną z nudnymi szkolnymi lekcjami. Autor pokazuje, że wyśmienite potrawy nie muszą być skomplikowane i nadmiernie wyszukane, a piękno antyku, mitologii i architektury to coś, co dostępne jest absolutnie każdemu.
Dla mnie Ateny są, zaraz po Rzymie, najukochańszym śródziemnomorskim miastem. Uważam je za stolicę niezwykłą, piękną urodą nieoczywistą, a jednocześnie dostarczającą przeżyć głębokich jak mało które miejsce na ziemi (Bartku, nie tylko Tobie uginają się kolana przy każdym wejściu na Akropol). Uwielbiam też tamtejszą kuchnię: prostą i skromną, a przecież zupełnie nie do podrobienia. I myślę sobie dziś: przed wiekami mieszkańcy Aten otrzymali od córy Zeusa drzewo oliwne. Dziś inny wspaniały dar trafia w NASZE ręce: Ateny do zjedzenia opisują najpiękniejsze smaki tego miasta. Szykujmy się na prawdziwie boską ucztę!