Do góry nogami
Julia WollnerNie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś bowiem w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. A to będzie znakiem dla was: znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i leżące w żłobie. Łk 2,8-12
W starożytnym Rzymie w drugiej połowie grudnia celebrowano Saturnalia – święto obfitości i dostatku, czas życzliwości i radości. Miasta przemierzały radosne orszaki, obdarowywano się wzajemnie prezentami, a domostwa przystrajano wiecznie zielonymi roślinami. Najbardziej charakterystyczną cechą Saturnaliów była jednak chwilowa społeczna rewolucja, ograniczona czasowo do dni trwania święta. W nawiązaniu do legend o złotym wieku, kiedy nad światem panował Saturn, a wszyscy ludzie byli sobie równi, dokonywano zamiany ról panów i niewolników. Rzym wraz z prowincjami stawał na głowie.
To, co wydarzyło się pewnej chłodnej nocy w dalekiej Judei, pięknie wpisuje się w kontekst Saturnaliów. Król narodził się w warunkach najskromniejszych z możliwych, rozpoczynając swą ziemską wędrówkę wśród nas. Przyszedł, by wprowadzić nową jakość, walczyć z wykluczeniem, przywrócić podmiotowość i wolność. Wprowadzić ferment, zburzyć skostniałą hierarchię. Zredefiniować wszystko, a najbardziej nas samych, w naszych własnych oczach.
Wielki poeta Katullus nazywał Saturnalia “najlepszymi z dni”. Przypominano sobie wówczas, że nie ma stałości bez rewolucji, nie ma ciągłości bez zmiany. Jezus, w tym samym czasie, przypomina nam o tym jeszcze dobitniej, najdobitniej. Nigdy więcej już o tym nie zapominajmy.