Dom Poety Tragicznego (Dom Dramaturga) w Pompejach
Julia WollnerAntyczna willa, która zainspirowała Edwarda Bulwera-Lyttona do napisania słynnej powieści Ostatnie dni Pompejów, zdaje się nosić nazwę adekwatną do swego charakteru – mimo rzekomej pomyłki badaczy.
W północno-zachodniej części Pompejów, między Bramą Herkulańską a Forum, w 1824 roku archeolodzy odkryli przepysznie udekorowaną willę. Choć nie miała imponujących rozmiarów, to zachwycała kunsztem malowideł i mozaik, które zdobiły jej wnętrza.
Pochodzenie nazwy miejsca rozmaicie tłumaczą różne źródła. Według jednych, wzięła ona swój początek od fresku, który błędnie uznano za przedstawienie poety recytującego swój utwór – dziś uważa się, że ukazuje on raczej mitycznego króla Tesalii Akmeta i jego żonę Alkestis, opisanych choćby w dramacie Eurypidesa. Inni twierdzą, że włoskie określenie “Casa del Poeta Tragico” odnosi się do mozaiki podłogowej w tablinum, na której widnieje scena próby teatralnej. W tym wypadku dużo bardziej adekwatna zdaje się polska nazwa willi, Dom Dramaturga, której jednak próżno szukać w innych językach.
Rezydencję wzniesiono najprawdopodobniej w II w.p.n.e., natomiast przepiękne dekoracje wykonano około 10 lat przed erupcją Wezuwiusza. Dziś znajdują się one w Muzeum Archeologicznym w Neapolu, zaś wnętrze willi jawi się zwiedzającym jako dosyć ponure – a na pewno ogołocone z żywych barw, które mu, z troski przecież, odebrano. Na odkopujących ją w XIX wieku badaczach musiała zrobić jednak wielkie wrażenie, zasługując w pełni na opisy w podręcznikach historii sztuki i wszystkich najważniejszych bedekerach świata.
Turyści odwiedzający Pompeje często pytają, czy dom należał do miejscowego wieszcza, pisarza, erudyty. Nie wiemy tego na pewno, ale odpowiedź brzmi najprawdopodobniej: nie. Wystarczy jednak niespieszny spacer po opustoszałych przed wiekami wnętrzach, by stwierdzić, że, mimo wszystko, znajdziemy tu wiele poezji, tej najprostszej i chyba najpiękniejszej. Poezji codzienniego życia.
Spotykamy ją już przy samym progu. Dom Poety Tragicznego słynie z doskonale zachowanej mozaiki u wejścia: “Cave canem”, uwaga na psa. Był tu więc jakiś pies, może faktycznie groźny, a może zupełnie nie. Był jakiś pan, obdarzony chyba poczuciem humoru, bo ostrzeżenie widnieje już za drzwiami – jakby o moment za późno dla gościa, któremu czworonóg zdążył już uszczypnąć łydkę. Były odwiedziny, klienci, znajomi. Poranne i wieczorne kroki w korytarzu, powitania i pożegnania, odźwierny, którego małą izdebkę odkryto tuż przy schodach. Może szuranie po posadzce, może kroki rytmiczne i pewne.
Gdy dochodzimy do atrium, serca domu, znajdujemy kolejne wersy jego przebrzmiałego pod lawą wiersza. Głębokie rowki na studzience w atrium, wyżłobione linami, którymi wciągano na górę wiadra z wodą. Opowiadają o ulewnych deszczach, o pragnieniu w upalny dzień, o porannej toalecie i syzyfowym myciu wiecznie zakurzonych podłóg.
Trafiamy do perystylu. Na kolumnie widnieje wyryte imię “Aniniusz” – może nosił je ukochany mieszkającej tu panienki, może właściciel domu, a może robotnik, który miał nałożyć gips na spękaną powierzchnię filaru. Bo przecież były tu i remonty, i miłostki, i wszystko to, co wypełnia dzień po dniu od czasów najdawniejszych.
Za ścianą ogrodu czeka nas puenta – zakład foluszniczy i antyczna pralnia. Nieprzebrane sterty prania; togi, płaszcze, koce i narzuty. Synonim codzienności, symbol cieszącego się nią Południa, rozwieszony na niekończących się sznurkach, które przecinają dzisiejszy Neapol, Rzym, Marsylię. W antycznych Pompejach, jak w wierszu pełnym oksymoronów, czystość uzyskiwano za pomocą cuchnącej uryny – do wybielania tkanin wykorzystywano ludzki mocz. Najcodzienniejszy z codziennych, ten, od którego każdy, bez względu na status, zaczyna poranek.
Tragiczny Poeta z Pompejów był nim nawet, jeśli w życiu nie spisał jednej strofy – tak jak jesteśmy poetami my wszyscy. W ogrodzie willi archeolodzy odkopali niedawno skorupę żółwia – symbolu liryki. Najpewniej karmionego sałatą domowego ulubieńca, ale może też ostatnią kropkę wiersza, którego właściciel domu nigdy nie planował stworzyć.