Facet na wagę złota. 10 cech izraelskiego męża, na które warto się przygotować
Julia WollnerJestem żoną Izraelczyka od blisko dekady. Spędziwszy tysiące dni z moim ukochanym małżonkiem, a także poznawszy wielu jego kolegów i krewnych, śmiem twierdzić, że wiem już co nieco o męskich przedstawicielach Narodu Wybranego. Kłócimy się często i to w prawdziwie śródziemnomorskim stylu; jestem jednak przekonana, że ze wszystkich znanych mi nacji to właśnie Izraelczycy najlepiej nadają się na życiowych partnerów. Jeśli trochę dzisiaj na nich ponarzekam, to absolutnie z przymrużeniem oka!
Mojego męża poznałam w 2007 roku przez Internet. Nie były to jeszcze czasy Tindera; królował za to portal Sympatia. W Polsce stanowił on zupełne novum, jednak mój dzisiejszy mąż czuł się w wirtualnym świecie jak ryba w wodzie. Nic dziwnego – Izraelczycy są z wynalazkami za pan brat. W ich kraju działa przecież największe zagłębie technologiczne na świecie, ustępujące jedynie kalifornijskiej Dolinie Krzemowej; z maleńkiego kraju na Bliskim Wschodzie przywędrowało też do Europy wiele komputerowych wynalazków. To Izraelczycy wymyślili USB; to oni stworzyli tysiące niezwykle popularnych aplikacji na telefon i komputer, jak chociażby przydatna w samochodzie Waze czy popularny komunikator Viber. Dziś, po latach, nie dziwi mnie specjalnie, że mój ślubny, jak większość swoich krajan, wykazuje nałogowe przywiązanie do Internetu (1)… Nie powinnam chyba jednak narzekać. Komputerowi zawdzięczam przecież założenie rodziny.
Nawet jeśli zbyt dużo pracuje przy komputerze lub, częściej, na telefonie, izraelski mężczyzna, za którego przykład weźmy dziś mojego męża, ma także bardziej przydatne zainteresowania. Należy do nich zdecydowanie tzw. shopping, czyli, jak mawiały nasze babcie, chodzenie na zakupy. Izraelski mężczyzna z radością pójdzie z tobą do galerii handlowej (wiele polskich centrów handlowych należy zresztą do firm izraelskich), na targ czy do supermarketu. Nie będzie nerwowo patrzył na zegarek, gdy mierzyć będziesz piętnastą spódnicę – szczególnie, jeśli wytropi na nią jakąś promocję. Nie mów mu, że nie potrzebujesz do spódnicy skarpetek w kropeczki ani czterdziestej kosmetyczki – przecież tylko głupi by z promocji nie skorzystał (2)! Co więcej, nawet w eleganckim butiku będzie targował się jak nakręcony. Efekt? Sprzedawca jeszcze ci do tej spódnicy dopłaci.
Izraelski mężczyzna zna się nie tylko na Internecie i zakupach, o nie! Ma oryginalne hobby, rozległą wiedzę (według rozmaitych zestawień statystycznych, Izraelczycy należą do najlepiej wykształconych nacji na świecie) oraz przekonanie, że zna się najlepiej na wszystkim (3). Sądy wygłasza ze stanowczością kaznodziei, a gdy podajesz jego opinie w wątpliwość, podkreśla, że nahon lo nahon, tomar be bitahon – prawda to czy nieprawda, trzeba mówić z przekonaniem. Od początku znajomości będzie ci zresztą tym przekonaniem imponował – nazywając cię “miłością”, “życiem”, “duszą”. Poczujesz się ważna, w centrum zainteresowania. Nawet, jeśli znacie się tylko godzinę.
Na czym izraelski mężczyzna zna się najlepiej? Oczywiście – na kobietach! Cóż, nie przeczę, do mnie mój Izraelczyk ma podejście wyjątkowe. Na początku randkowania z delikwentem zdziwiona byłam tylko, jak często jego ziomkowie opowiadają dowcipy o Polkach (4). Są ich dwa główne typy: o zaborczych polskich matkach (chodzi oczywiście o matki tychże Izraelczyków, często pochodzące z Łodzi czy Krakowa) oraz zimnych i nieczułych polskich kochankach. Na szczęście zaraz po nich pojawiają się dowcipy o nieznośnych Izraelkach i konkluzja, że dobrą polską żonę każdy chętnie by sobie wziął.
Jak już wspomnieliśmy, na zakupach ze swoim izraelskim absztyfikantem dowiesz się, polska kobieto, że nie można być w życiu frajerem. Rezultatem tego przekonania nie jest tylko nagminne korzystanie z promocji i obniżek, ale także obsesyjne sprawdzanie wiadomości (5) – w telewizji, radiu, Internecie i gazetach. Większość Izraelczyków tłumaczy swoje uzależnienie od newsów troską o polityczną sytuację kraju, nad którym wiecznie ciąży widmo wojny. Niepokojąco często przekonuję się jednak, że izraelski mężczyzna, strapiony perspektywą zbrojnych konfliktów, tak naprawdę zapoznaje się z wynikami ostatnio rozegranych zawodów w koszykówce albo cenami tanich lotów do Honolulu. Zapytany, dlaczego to robi, powie ci, że celebruje życie, chwyta chwilę. W tym Izraelczycy są rzeczywiście wybitni.
Oczywiście śledzenie bieżących wydarzeń może być stresogenne, a nic tak nie relaksuje człowieka, jak smakowity kąsek na podniebieniu i wypoczynek na łonie natury. Na tymże łonie Izraelczyk spotyka się zaś wreszcie z wyrozumiałością Polaka, bo nagle okazuje się, że łączy ich wspólna i cudowna pasja: grillowanie. W Izraelu grilluje się nie tylko na kempingu i w wakacje (6), ale także w każdą prawie sobotę i święto. Pachnący mangal, jak określają grill Izraelczycy, jednoczy, buduje wspólnotę, zachęca do rozmowy i wzmaga apetyt. Przy okazji grupowego opiekania mięsa rodzą się przyjaźnie, kończą spory, nawiązują kontakty biznesowe i umacniają rodziny. Które, ma się rozumieć, mogą później rozpaść się przy zmywaniu.
Rodzina, nawet ta nadwątlona, jest w Izraelu rzeczą świętą (7). Wynika to między innymi z faktu, że Izraelczyk należy do stworzeń wybitnie stadnych. Wolny czas najchętniej spędza w dużym gronie, z rodzicami i rodzeństwem spotyka się co piątek na szabatową kolację, a telefony do bliskich wykonuje pięćdziesiąt razy dziennie. I choć stary lokalny dowcip mówi, że izraelska matka tym tylko różni się od rottweilera, że rottweiler puści kiedyś wreszcie swoje dziecko, przywiązanie to działa także w drugą stronę: synowie dzwonią do matek i ojców przy każdej okazji, a jeszcze częściej – bez. Izraelskiemu mężczyźnie nie zarzucisz nigdy, że nie interesuje go własna rodzina.
Oddanie najbliższych wyraża się u izraelskiego mężczyzny także w inny sposób – przez uwielbienie dzieci. Na turystach przybywających do Ziemi Świętej samolotem wielkie wrażenie robi zwykle wizyta w lotniskowej męskiej toalecie – wyposażonej, tak samo jak damska, w przewijak dla maluchów. Izraelski tata jest zaangażowany w opiekę nad dzieckiem w równym stopniu, jak jego partnerka (8). Jako że żydowskie rodziny są zwykle wielodzietne, wynosi już z domu umiejętność zmieniania pieluch, ćwiczoną na młodszym bracie, czy składania wózka (pomagał kuzynce). To jedno z przyjemniejszych odkryć, których dokonać może polska żona!
Rozważając randkowanie z przystojnym Izraelczykiem, polska kobieta obawia się często różnic kulturowych, szczególnie tych wynikających z odmiennych religii i tradycji. Sprawę znacznie ułatwia jednak fakt, że znakomita część izraelskiego społeczeństwa jest zupełnie zlaicyzowana, nie przestrzega koszeru, a w synagodze ostatni raz była w podstawówce. Jest jednak na świecie coś, do czego każdy Izraelczyk podchodzi z prawdziwym nabożeństwem: hummus (8). Słonawy lub słodkawy, gęsty lub ciut rzadszy, z jajkiem, sumakiem, bobem czy burakiem – każdy Izraelczyk ma tu swoje własne wyznanie i preferencje, a dyskusje o odpowiedniej zawartości thiny (pasty tahini) w tym boskim wynalazku przeciągać mogą się przy stole głęboko w izraelską noc.
Hummus jest zresztą jedną z tych rzeczy, na które Izraelczyk zawsze narzeka na obczyźnie. Nikt bowiem nie umie przyrządzać go tak, jak mama czy właściciel ulubionego baru tuż przy domu. Nie byłoby w tym większego dramatu, gdyby nie fakt, że izraelski mężczyzna uwielbia podróżować, a każdą wolną chwilę najchętniej poświęciłby na wojaże (10). Wychowany w maleńkim państewku, marzy o wielkim świecie. Zaraz po ukończeniu służby wojskowej, wyjeżdża na rok, a czasem nawet na dłużej, kierując się do Azji, Ameryki czy Afryki, zwiedzając ją z plecakiem. Czasem, jakimś dziwnym trafem, zawędruje do Polski. I wtedy zaczyna się zupełnie inna historia…