styl życia osobiście

Kalokagathia

Julia Wollner

Myślę o boskim ciele Achillesa, które dzielnie zdobywa dla niego chwałę na polu walki, ale później, słabością maleńkiego fragmentu, zabiera mu życie, darowując wieczność. Myślę o niedawnej wizycie w galerii handlowej w Tel Awiwie, gdzie daremnie szukam wzrokiem choć jednej twarzy nie ostrzykniętej nadmierną ilością wypełniaczy... choć jednej twarzy po prostu szczęśliwej. Myślę o dziewczętach tańczących flamenco na ulicach Malagi i o ich poruszających się na co dzień z trudem babciach, które na czas Feria de Agosto wyciągają z drewnianych kufrów nie tylko kolorowe suknie, ale także niezmierzone pokłady energii.

Kilka lat temu, prowadząc dwumiesięcznik o Włoszech “La Rivista”, pisałam tak:

 

W Italii piękno staje się ciałem.

Ciałem zadbanym, ciałem nakarmionym, ciałem napojonym najlepszym trunkiem i wystawionym do słońca. Ciałem bogini, podziwianym przez miliony turystów; ciałem sportowca, gotowym do walki. Ciałem niekompletnym, stworzonym przez artystę niewierzącego w harmonię całości, ale nie pozbawionym urody i mocy. Ciałem na ekranie, przypominającym bezustannie o zmysłowych rozkoszach, otwartym na wszelkie doznania, gotowym na seks.

Ciałem zamkniętym w złotej klatce własnej atrakcyjności.

 

Dziś, blisko 5 lat później, po niezliczonych podróżach, po urodzeniu kolejnego pół-śródziemnomorskiego dziecka, po ważnych lekturach i, przede wszystkim, po dobrych spotkaniach, wiem, że Italię w pierwszym zdaniu można zamienić na kraje śródziemnomorskie w ogóle. Myślę o boskim ciele Achillesa, które dzielnie zdobywa dla niego chwałę na polu walki, ale później, słabością maleńkiego fragmentu, zabiera mu życie, darowując wieczność. Myślę o niedawnej wizycie w luksusowej galerii handlowej na północnych przedmieściach Tel Awiwu, gdzie wśród tłumu kupujących kosztowne towary daremnie szukam wzrokiem choć jednej twarzy nie ostrzykniętej nadmierną ilością wypełniaczy… choć jednej twarzy prawdziwie szczęśliwej. Myślę o dziewczętach tańczących flamenco na ulicach Malagi i o ich poruszających się na co dzień z trudem babciach, które na czas Feria de Agosto wyciągają z drewnianych kufrów nie tylko kolorowe suknie, ale także niezmierzone pokłady energii.

 

Kochać ciało swoje i najbliższych, okazując im czułość. Kochać ciało gładkie i sprężyste, kochać ciało stare i spracowane, spragnione troski i wdzięczności za to, jak wiernie nam służy. Otoczyć ciało opieką, dać mu dobrze zjeść, napoić, ucieszyć słońcem i pieszczotą wiatru. Utulić, zbliżyć do drugiego ciała. Poczuć. I iść z nim przez życie tak, by i dusza była zadowolona – uczciwie, uważnie, świadomie. Pięknie i dobrze*. Oto wyzwanie na ten rok, nad Naszym Morzem aktualne od tysiącleci.

 

Autorem zdjęcia głównego jest egipski fotograf Ramez E. Nassif.

*Kalokagathia (καλοκἀγαθία, od καλὸς κἀγαθός kalos kagathos – dosł. “piękny i dobry”) –  greckie pojęcie oznaczające połączenie dobra z pięknem.