Kurtyzany i hetery
Karolina JanowskaOd antycznych Aten po renesansowy Rzym – kim były ówczesne dawczynie rozkoszy?
Mamy hetery dla rozkoszy, nałożnice jako stałe nasze otoczenie, a żony, by rodziły nam prawne dzieci i były nam wiernymi gospodyniami – tak w jednym zdaniu określił słynny mówca Demostenes status quo panujący w Atenach. Dokonał z jednej strony sporego uproszczenia, z drugiej zaś w dość brutalny sposób ukazał miejsce i rolę kobiet w greckim społeczeństwie. Kobieta mogła pełnić w nim jedną z trzech ról: żony, nałożnicy lub hetery, jednak wyłącznie ta trzecia dawała jej pełną niezależność. Kim były owe starożytne dawczynie rozkoszy i czy ich rola rzeczywiście sprowadzała się wyłącznie do tego, aby uszczęśliwiać mężczyzn?
Najstarszy zawód świata
Wzmianki o prostytucji znajdujemy w źródłach znacznie starszych niż greckie i rzymskie. Znany starożytny podróżnik i dziejopisarz, Herodot, wspomina w swoich Dziejach, że w Babilonie funkcjonowała instytucja prostytucji sakralnej – każda młoda kobieta pragnąca wyjść za mąż musiała udać się do świątyni Mylitty i zostać tam tak długo, aż jakiś mężczyzna zechciał ją posiąść, oczywiście na chwałę bogini. Dopiero po wypełnieniu tego – przykrego lub nie – obowiązku mogła wrócić do domu i rozglądać się za kandydatem na męża. Do kobiet uprawiających wiadomy zawód odnosiło się również prawo mojżeszowe, zabraniając wykonywać go córkom Izraela; nierządnicami o zasłoniętych welonem twarzach, stojącymi na skrzyżowaniach dróg, mogły być jedynie cudzoziemki i tylko z takimi porządny Izraelita mógł, aczkolwiek nie powinien, obcować. Egipscy faraonowie na swe usługi mieli cały zastęp luksusowych prostytutek, które na stałe zamieszkiwały w pałacu; tej lub owej udawało się od czasu do czasu wkraść w łaski władcy do tego stopnia, że czynił ją swoją oficjalną nałożnicą. Starożytnym Grekom i Rzymianom owo kobiece zajęcie nie było obce, wszakże tylko w Grecji – a szczególnie w wyrafinowanych Atenach w czasach ich rozkwitu – wykształcił się zupełnie inny typ prostytutki, która ze zwykłą porne nie miała nic wspólnego. Była to hetera.
Określanie tych kobiet mianem „prostytutek” byłoby dla nich obraźliwe, gdyż hetery były kimś o wiele bardziej znaczącym niż sprzedawczynie swoich ciał. Rzecz jasna, ten rodzaj usług również był dostępny mieszkańcom Hellady – mogli wybierać i przebierać w całych zastępach pań wykonujących swą profesję w znacznie gorszych warunkach i po znacznie niższej cenie. Należy jednak zaznaczyć, że zakres przyjemności świadczonych przez pornai był jasno określony i o niczym innym w ich wykonaniu nie było mowy. Zwykle nosiły one buty z wyrytym pod podeszwą napisem „chodź za mną”, który miał wabić potencjalnego klienta do miejsca schadzki. Rekrutowały się z cudzoziemek, wyzwolenic, branek wojennych. Ta „zwykła” prostytucja w Atenach kwitła i miała się znakomicie – jednak wyrafinowany grecki umysł pożądał zgoła czegoś innego i nie był w stanie się zadowolić krótkotrwałą, ulotną rozkoszą. Grecy, ci zapaleni mizogini, pożądali towarzystwa kobiet nie tylko dla zaspokojenia zmysłów, ale również ducha.
Matki, żony i kochanki starożytnej Grecji
Dlaczego hetery zajmowały tak istotne miejsce w greckim społeczeństwie? Odpowiedź jest niezwykle prosta: ponieważ greckie społeczeństwo składało się z samych mężczyzn. I to dosłownie! Na ulicy nie sposób było spotkać porządnej kobiety, o ile nie była ona matroną w odpowiednim wieku, nie nosiła stosownego odzienia, zakrywającego ją niemal całą wraz z włosami, i nie szła w towarzystwie służącej – „damy do towarzystwa”. Ogólnie mówiąc, Ateńczycy wychodzili z założenia, że jeśli kobieta już koniecznie musi opuścić gynajkon, czyli wydzielone dla niej pomieszczenia w domu męża, powinna to robić wówczas, gdy będzie można o niej mówić, że jest matką tego i owego młodzieńca, nie zaś żoną tego czy innego obywatela. Nie można stwierdzić, że kobiety obowiązywał całkowity zakaz opuszczania domu – owszem, mogły pojawiać się wśród ludzi podczas świąt i uroczystości, pokazywać się w teatrze (w towarzystwie męża lub przyzwoitki) – nikt ich na klucz w gynajkonie nie zamykał. Niemniej ich pojawienie się na ulicy było raczej niemile widziane. Do historii przeszła niejaka Ksantypa, żona filozofa Sokratesa, która za nic miała nakaz pozostania w domu i naprzykrzała się małżonkowi podczas filozoficznych debat.
Pojawienie się kobiety u boku męża na ulicy w Atenach, o ile nie było to akurat żadne święto, urągało mężowskiej dumie. Co ciekawe, hańbę przynosiła mu również… miłość do żony. W starożytnych Atenach małżeństwa bynajmniej nie zawierano z miłości, ale z czystego rozsądku i chłodnej kalkulacji. Mężczyzna żenił się zazwyczaj około trzydziestki, bo wcześniej po prostu nie wypadało – efebowie nie brali sobie żon, a młodzieńcy musieli najpierw przejść „szkołę” u starszych mężczyzn. Kiedy taki trzydziestolatek już się dostatecznie wyedukował (czyli wyszalał, nabywając w ten sposób życiowej mądrości), przychodził czas na płodzenie potomstwa. Przyszły pan młody szukał sobie wówczas żony jak najmłodszej, by ją sobie wychować i uczynić posłuszną. Wygadane, inteligentne i obyte w świecie kobiety, w dodatku takie, które przekroczyły piętnasty rok życia, nie stanowiły w Atenach ideału kandydatki na żonę. Co innego młode dziewczęta, które dopiero co stały się kobietami. Te nadawały się idealnie. Dodajmy przy tym, że największą zaletą takiej narzeczonej była umiejętność milczenia.
Ateńczyk pojmował za żonę nastolatkę, najczęściej wystraszoną perspektywą dzielenia życia (a zwłaszcza łoża) z mężczyzną dwukrotnie od niej starszym, niewykształconą, nieobytą w towarzystwie. Była wyedukowana jedynie w kobiecych zajęciach, takich jak tkanie, szycie i przędzenie, a także naprędce odbyła kurs wydawania poleceń służbie. Trudno wymagać, by grecki mężczyzna – wychowany w miłości do literatury, kultury, muzyki, sztuki, filozofii, cytujący eposy Homera i pieśni Alkajosa, zapałał miłością do tego przerażonego stworzenia. Zresztą, obdarzanie żon uczuciem uchodziło w Grecji za coś „nienormalnego” (dlatego swego czasu Perykles uchodził za wariata, ponieważ zakochał się bez pamięci w Aspazji, notabene byłej heterze) i było, delikatnie mówiąc, niesmaczne. Żony można było co najwyżej darzyć szacunkiem, zwłaszcza jeśli wydały na świat synów, niekoniecznie córki. Niewykluczone, że takie sytuacje miały miejsce, jednak nie wypadało tego publicznie mówić, ani tym bardziej okazywać.
Czy to oznaczało, że Grecy w ogóle nie padali ofiarami strzał Erosa? Wszak specjalistów od miłości mieli w swoim panteonie całe mnóstwo. Otóż nie, byli bardzo kochliwi, jak na mieszkańców Śródziemnomorza przystało. Tyle że nie zakochiwali się w swoich życiowych partnerkach. Od tego mieli… hetery.
Towarzyszka, przyjaciółka, dama do towarzystwa
Słowo „hetera” (gr. hetaira) oznaczało „towarzyszkę” i stanowiło żeński odpowiednik słowa hetairos – towarzysz, przyjaciel. Faktycznie, hetera była nią w dosłownym znaczeniu, gdyż jej podstawowym zajęciem było towarzyszenie mężczyznom podczas sympozjonów, na które przyzwoite kobiety nie miały wstępu. Do obowiązków hetery należało początkowo umilanie uczty, zabawianie mężczyzn rozmową, zaś erotyczny aspekt jej obecności miał znaczenie drugorzędne. Nie było wcale powiedziane, że sympozjon skończy się w wiadomy sposób, jak to czasem widzimy na wazach czarno- i czerwonofigurowych. Hetera mogła, ale nie musiała, świadczyć typowo erotyczneusługi. To ona decydowała, czy odda się któremukolwiek z uczestników biesiady, a jeśli tak, to również ona decydowała –komu. W tym celu organizowano najczęściej konkursy. Bywało tak, że dwie lub kilka heter sprawiało zmysłowe przyjemności wszystkim gościom zgromadzonym na biesiadzie. Jednak zazwyczaj pobierały za to sporą opłatę, nie każdego więc było stać na podobne luksusy.
Hetera stanowiła swego rodzaju ozdobę sympozjonów. Trzeba nam pamiętać, że hetery były na ogół kobietami wykształconymi– w przeciwieństwie do legalnych żon ateńskich czytały literaturę, potrafiły grać na co najmniej jednym instrumencie, interesowały się filozofią. Niektóre z nich znały się nawet na matematyce i astronomii. Podczas biesiad umilały więc gościom czas nie tylko swym wyglądem, śpiewem i tańcem, ale również konwersacją na wysokim poziomie. Na ogół uważa się, że hetery „służyły” mężczyznom wyłącznie do zaspokajania zmysłów. Nic bardziej mylnego i krzywdzącego dla owych kobiet „greckiego renesansu”. Oferowały one swoim klientom w pierwszej kolejności zaspokojenie potrzeb umysłu i ducha, możliwość przebywania w towarzystwie pięknych i inteligentnych kobiet – czego starożytni Grecy pragnęli, jakkolwiek na agorach i w gimnazjonach uparcie powtarzali, że liczą się w świecie wyłącznie mężczyźni, a najwyższym wyrazem piękna jest męskie ciało. Bardzo często zdarzało się też, że potencjalny klient musiał się długo naczekać, aż drzwi domu wybranki otworzyły się przed nim, aby mógł skorzystać z pełni usług. Nic dziwnego, że mężczyźni tracili głowy dla heter. Uosabiały one wszystko to, czego żony nie mogły i nie potrafiły im dać.
Hetery niekiedy wiązały się ze swoimi klientami. Tak było choćby w przypadku jednej z najpiękniejszych „towarzyszek” starożytnych Aten – Fryne. Jako wieloletnia kochanka Praksytelesa pozowała mu do wielu rzeźb; to prawdopodobnie jej twarz i ciało możemy podziwiać pod postacią Afrodyty z Knidos. Jej wizerunek znany jest również jako „Głowa z Arles”, która stanowi prawdopodobnie kopię posągu Fryne ze świątyni delfickiej. Piękna hetera pozowała również malarzowi Apellesowi, jednak jego dzieła nie zachowały się do naszych czasów. Z postacią Fryne wiąże się jeden z największych skandali w historii starożytności: proces o bezbożność. Fryne miała się zjawić naga podczas jednego ze świąt ateńskich, czym rzekomo oburzyła lud. W rzeczywistości jej procesu, przegranej, a w konsekwencji śmierci, domagał się odrzucony kochanek. Aby udowodnić niewinność pięknej hetery, jej obrońca, Hyperejdes, nie mogąc wywrzeć na sędziach wrażenia w inny sposób, podczas procesu obnażył piersi Fryne, tym samym udowadniając, iż kobieta tak piękna nie może być bezbożna. Sędziowie, którzy zapewne oniemieli z zachwytu, jednogłośnie wydali wyrok uniewinniający.
Hetery wykonywały swój zawód stosunkowo krótko – w Grecji kobieta trzydziestoletnia uważana już była za osobę starą. Aby uchronić się przed nędzą starości, często brały na wychowanie sieroty i kształciły je w zawodzie, a następnie stręczyły. Jeśli same posiadały córki, a wielokroć tak bywało, kształciły je na swoje następczynie.
Instytucja luksusowej prostytutki, można rzec, kurtyzany, nie wykształciła się w żadnej innej starożytnej kulturze. W Rzymie prostytucja naturalnie istniała, ale ograniczała się do lupanarów i praktykowana była w warunkach zwykle uwłaczających kobiecej godności, a swoje potrzeby u tego rodzaju pań zaspokajali najczęściej żołnierze, marynarze lub bezżenni mężczyźni, którzy nie mieli możliwości schadzek z obywatelkami rzymskimi. U schyłku republiki, kiedy nastąpił ogólny upadek obyczajów, instytucja ta stała się mniej popularna, bowiem rzymskie matrony schodziły na coraz gorszą drogę. Inaczej miała się rzecz poza stolicą, choćby w Pompejach, gdzie domy publiczne stanowiły swego rodzaju kompleksy usługowe. Niemniej „heteryzm” się w Rzymie nie sprawdził: obdarzeni racjonalnymi umysłami prawnicy i politycy nie łaknęli towarzystwa wykształconych i obytych w kulturze kobiet. Zjawisko to pojawiło się ponownie zupełnie nieoczekiwanie w dobie renesansu, a jego rozkwit przypadł na przełom wieku XV i XVI, przy czym największe triumfy święciło – a jakże – w Wiecznym Mieście.
Honesta curiam sequens
Termin „kurtyzana” – wł. cortigiana – pochodzi od słowa curia, które w XVI wieku oznaczało przede wszystkim dwór papieski. Wydawać by się mogło, że słowo to oznacza dosłownie „dwórkę”, i poniekąd tak było. Szesnastowieczne „hetery” pełniły tego rodzaju funkcję w jednym z największych, najświetniejszych i całkowicie pozbawionym kobiet dworze europejskim. Należy pamiętać, że w tamtych czasach Watykan był księstwem samym w sobie. Rządzony przez papieża, stanowił – i do dziś stanowi – odrębne państwo. Papieże otaczali się dworem złożonym z kardynałów, z których każdy miał własną świtę; z organizacyjnego punktu widzenia Państwo Kościelne nie różniło się wcale od innych italskich księstw doby renesansu. Z niewielkim wyjątkiem: pozbawione było kobiet i to w dosłownym sensie. Pozwalając sobie jednak na pewną uszczypliwość dodajmy, że jedynie w teorii, w praktyce bowiem lwia część owych kardynałów i biskupów posiadała mniej lub bardziej legalne partnerki, zwane konkubinami (od łacińskiego słowa concubere – współżyć), nałożnicami, lub po prostu towarzyszkami. Funkcjonowały też mniej zaszczytne określenia tego rodzaju kobiet, niemniej faktem pozostawało, że zajmowały one stałą i określoną pozycję u boku swoich partnerów w purpurze. Bardzo często z tego rodzaju związków na świat przychodziło potomstwo, przy czym jeśli zostało uznane przez ojców – tak jak w przypadku biskupa Pietra Bemba lub najsłynniejszego chyba kardynała-ojca (a później papieża), Rodriga Borgii – matka traciła prawo do opieki nad nimi. Takie dzieci uznawane były za oficjalnych wychowanków kurii i jako takim przysługiwały im specjalne przywileje, tytuły i względy. Konkubiny bywały nimi albo przez całe życie, jak partnerka wspomnianego Pietra Bemba, z którą żył on aż do jej śmierci, albo do momentu osiągnięcia przez kardynała wyższego stanowiska, jak w przypadku Rodriga Borgii, który oddalił Vannozzę Cattanei, gdy przybrał papieską tiarę (i związał się z młodą Giulią Farnese). Jednak to nie nałożnice nadawały ton i formę papieskiemu dworowi. Ten zaszczyt należał do kurtyzan.
Cortigiana – hetera renesansu
Cudzoziemiec przyjeżdżający do Wiecznego Miasta zazwyczaj dziwił się niepomiernie ilością napotkanych na ulicy pięknych kobiet. Dopiero po jakimś czasie docierało do niego, że są to kobiety do wynajęcia, a jeszcze później, że owe damy nie są na jego kieszeń. Faktycznie bowiem ilość kurtyzan zamieszkujących Rzym w pewnym czasie przerosła liczbę „porządnych” mieszkanek, przy czym tych drugich ze świecą było szukać na ulicach miasta, szczególnie wieczorem. Nie wszystkie kurtyzany były rodowitymi rzymiankami; część z nich stanowiła element napływowy, głównie ze wsi i małych miasteczek. Wiele przyszłych heter rekrutowało się z grona dziewcząt, które zostały zhańbione i porzucone – pozbawione perspektyw na zamążpójście decydowały się szukać szczęścia w Państwie Kościelnym, gdzie nieżonatych (sic!) mężczyzn nie brakowało. Nie wszystkim udawało się wybić, jednak dla każdej, o dziwo, znalazło się miejsce, co wywnioskować można z tego, że koniec końców papież zmuszony był wydać bullę nakazującą wszystkim kurtyzanom wynieść się z miasta. Gdy decyzja ta napotkała gwałtowny sprzeciw ze strony zarówno jego „świty”, jak i męskiej części mieszkańców Rzymu, kobiety musiały ograniczyć swą działalność do jednej konkretnej dzielnicy.
Te kurtyzany, którym udało się, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, zrobić karierę, były niezależne finansowo i mogły o sobie mówić, że wiodą życie w luksusie. Najczęściej wiązały się one z jednym lub kilkoma możnymi klientami, którzy notabene chętnie dzielili się przychylnością damy. Podobnie jak setki lat wcześniej w Atenach, rzymskie kurtyzany pełniły rolę oficjalnych towarzyszek mężczyzn podczas niezliczonych przyjęć, biesiad, świąt i koncertów, wypadów za miasto. Społeczność rzymska przełomu XV i XVI wieku – podobnie jak ateńska w V w. p.n.e – zdominowana była przez mężczyzn i praktycznie pozbawiona obecności kobiet. Miejsce żon, matek i córek było w domu, a ich zadanie polegało na wychowywaniu dzieci i dbaniu o ognisko domowe. Kurtyzany pełniły rolę podobną do dzisiejszych celebrytek – podziwiano je, wielbiono, cieszyły się one sławą, uznaniem, a wręcz szacunkiem. Co ciekawe, po zakończeniu działań w swej profesji, w wieku około trzydziestu, a w niektórych przypadkach czterdziestu lat, kurtyzany zazwyczaj wychodziły za mąż, przy czym małżeństwa te, nierzadko układane, okazywały się bardzo trwałe i szczęśliwe. W epoce wielkiej seksualnej tolerancji, która nie powtórzyła się już nigdy później, kobieta pożądana przez wielu mężczyzn cieszyła się swoistą estymą, a każdy potencjalny małżonek odczuwał swego rodzaju dumę, że jego małżonką zostanie „bogini miłości”.
W przeciwieństwie jednak do starożytnej Grecji, gdzie swoje potrzeby seksualne mężczyzna mógł zaspokoić na różne sposoby zarówno z kobietami, jak i z mężczyznami, wskutek czego obowiązki heter w tym zakresie schodziły na plan dalszy, miłosny aspekt związku (lub spotkań) z kurtyzaną odgrywał w Italii bardzo ważną rolę. Musimy pamiętać, że szesnastowieczne hetery żyły i funkcjonowały w społeczeństwie, któremu nieobce było pojęcie grzechu, a co za tym idzie, którego seksualna swoboda, przynajmniej w aspekcie małżeńskim, była mocno ograniczona. Kurtyzana spełniała zatem wszystkie fantazje i pragnienia erotyczne mężczyzn, których nie mogli oni realizować w małżeńskiej sypialni, gdyż godziłoby to w godność żony. Ponadto prawowite małżonki najczęściej nie wyrażały zgody na realizowanie co śmielszych pomysłów swoich mężów, zatem szukali oni owej realizacji gdzie indziej – u kurtyzan, znakomicie obeznanych z ars amandi, często edukujących się nawzajem w tej dziedzinie. Owe talenty w połączeniu z urodą i inteligencją czyniły z kurtyzan niebywale atrakcyjne i godne pożądania kobiety, a co ciekawe, z tych właśnie wszystkich powodów cieszyły się one – przynajmniej w Rzymie – ogromnym szacunkiem. Nie bez przyczyny określano je mianem honesta curiam sequens, czyli zacna towarzyszka dworu.
Najwspanialszą spośród szesnastowiecznych kurtyzan była bez wątpienia Imperia Cognati, której wizerunek możemy prawdopodobnie podziwiać w kaplicy Chigi w kościele Santa Maria della Pace, a także na fresku Rafaela Triumf Galatei, który znajduje się w Villa Farnesina. Przyszła na świat jako córka kurtyzany Diany Di Pietro Cognati i nieznanego ojca. Bardzo szybko osiągnęła szczyt sławy, a udało się to dzięki doskonałemu przyswojeniu nauk pobieranych u matki. Była damą w każdym calu, opanowała umiejętność czytania i pisania, gry na instrumencie, tańca, podstawy literatury, filozofii, a nadto okazywała powściągliwość w zachowaniu, jadła z umiarkowaniem, zachowywała skromną postawę… i uśmiechała się niewinnie, kiedy mężczyźni w jej towarzystwie raczyli się niewybrednymi żartami. Potrafiła roztaczać wokół siebie czar i powab, dyskretnie uczestniczyć w męskich dyskusjach, czyniąc jednocześnie wrażenie milczącej, obezwładniać mężczyzn spojrzeniem ledwie na nich zerkając… jednym słowem: uwodziła ich w taki sposób, by nawet tego nie zauważyli. Tworzyła też poezję i pieśni miłosne. Żyła w prawdziwym luksusie, co zawdzięczała swemu wieloletniemu kochankowi i protektorowi, jednemu z największych bogaczy ówczesnej Europy, Agostino Chigiemu. Po śmierci żony związał się on z Imperią na wiele lat, co nie przeszkadzało kurtyzanie utrzymywać kontaktów (również miłosnych) z ośmioma innymi adoratorami. Ta najbogatsza w historii i najsławniejsza kurtyzana, która w pełni swej sławy posiadała wszystko, czego tylko kobieta może pragnąć, niespodziewanie popełniła samobójstwo, zażywając truciznę. Prawdopodobnie do tego kroku popchnęła ją decyzja kochanka, który postanowił ożenić się po raz drugi, nie wiadomo tego jednak z całą pewnością. Umierając, miała zaledwie trzydzieści jeden lat.
Damy w męskim świecie
Usuń jednak prostytutki spośród spraw ludzkich, a wszystko wprowadzisz w zamęt przez pożądliwości; powierz im miejsce matron, a pohańbisz wszystko niesławą i brzydotą – tak miał powiedzieć święty Augustyn niemal 800 lat po tym, jak Ateny święciły swój złoty wiek. Miał poniekąd rację. Instytucja luksusowych prostytutek święciła triumfy w społeczeństwach, które wykluczało kobiety z publicznego życia. Ponieważ mężczyźni nie mogli funkcjonować społecznie bez kobiet, musiało pojawić się trzecie rozwiązanie, swego rodzaju obyczajowy kompromis, który wpuszczał kobiety w męski świat, jednocześnie chroniąc te spośród nich, które tej ochrony z racji swego stanu i pozycji wymagały.
Nie bez znaczenia był fakt, że były to damy w pełnym tego słowa znaczeniu. Zaspokajały bez wątpienia wyższe pragnienia i potrzeby mężczyzn, nie tylko te związane stricte z popędem seksualnym. Dawały im możliwość obcowania z kulturą i pięknem, swą dyskretną adoracją podbudowując jednocześnie ich męskie ego. Ponieważ należały do wyższych sfer, dostęp do nich był ograniczony, a to z kolei powodowało, że obcowanie z nimi stanowiło przywilej; mężczyźni mogli mieć wrażenie, że należą do prawdziwej elity.
Złoty wiek heter zakończył się wraz z nadejściem baroku i kontrreformacji. Ta dość ponura epoka położyła kres wyzwolonemu, otwartemu na człowieka renesansowi, a co za tym idzie, nieskrępowaniu obyczajów i – co tu dużo mówić –wszechobecnej seksualnej swobodzie. W późniejszych wiekach mężczyźni musieli szukać znacznie bardziej przyziemnych uciech w ramionach kobiet, którym daleko było do wyrafinowania renesansowych kurtyzan. O wielkim znaczeniu, sławie i estymie owych „rzymskich Wenus”, świadczą zachowane do dziś freski, rzeźby, poematy i wzmianki renesansowych autorów. Można więc powiedzieć, że jakkolwiek ich epoka przeszła do historii, one same nie odeszły w zapomnienie… Niejeden współczesny mężczyzna zapewne chętnie westchnąłby i dziś do pięknej renesansowej damy.