O ogniu
Julia WollnerJeden z najbardziej pojemnych symboli; błogosławieństwo i przekleństwo. Od wieków miał charakter sakralny, podtrzymywany na ołtarzach i w domowych ogniskach, gdzie łączył rodzinę i przyjaciół, żyjących ze zmarłymi, wiernych z bóstwem. Zapanowanie nad nim stanowiło przełomowy etap w historii człowieka. W grudniu, na granicy nocy i dnia, starego i nowego, niech prowadzi nas tylko ku dobremu.
Sięgam po Słownik symboli Juana Eduarda Cirlota, uważany za jedną z najlepszych publikacji tego rodzaju, jakie kiedykolwiek ujrzały światło dzienne. Ciekawa jestem bardzo, co hiszpański poeta, badacz i muzyk powie mi o ogniu – symbolu niejednoznacznym, wieloaspektowym i jakże w swej polisemii dla człowieka ważnym.
Hiszpan wspomina o solarnym sensie płomienia w w hieroglifice egipskiej – już dla starożytnych mieszkańców krainy nad Nilem związany był z ideą życia i zdrowia, a także wyższości i zwierzchnictwa. Wiele pierwotnych ludów wywodziło ogień od słońca, łącząc go z piorunem zsyłanym z niebios i ze złotem, które gromadzą wodzowie. Grecy widzieli w ogniu sprawcę przemian, pośrednika między formą ginącą i powstającą. Heraklit z Efezu – ten sam, który głosił, że zmiana jest jedyną pewną rzeczą na tym świecie – uważał go za prasubstancję, żywioł, z którego wszystko się rodzi i do którego wszystko powraca. Dalej pisze Cirlot o znaczeniu ognia w alchemii, gdzie proces spalania prowadzi przecież do transmutacji substancji tworzących nową jakość. Uświadamia, jak wiele naszych działań – od fajerwerków po świąteczne iluminacje – nosi znamiona magii naśladowczej, mającej zapewnić zapas światła i ciepła, a jednocześnie oczyszczenie i pokonanie zła.
Co ciekawe, autor słownika nie przywołuje zupełnie postaci Prometeusza. Nie mam tu zresztą na myśli mitu o ogniu przemyconym wbrew woli Zeusa ani o tym, jak tytan nauczył ludzi kuć zbroję czy gotować jedzenie. Zaskakuje mnie jednak niezwrócenie uwagi na myśl – dla mnie jedną z piękniejszych w całej grecko-rzymskiej tradycji – że z ognia powstała ludzka dusza. Człowiek ulepiony został wszak z ziemi i wody – gliny pomieszanej ze łzami – którą tytan ożywił iskrą skradzioną z rydwanu Heliosa. Odrobiną światła, ułamkiem boskości.
Oczywiście ogień, zgodnie ze swą archetypową naturą, to nie tylko prometejskie dobrodziejstwo – to także źródło destrukcji, atrybut istot piekielnych, kara i bolesna ofiara. Jest kwintesencją terminu coincidentia oppositorum; równocześnie dzieją się w nim zdarzenia przeciwne. W grudniu niech będzie dla nas jednak tylko symbolem przemiany i odrodzenia, nowego początku, zapału i inspiracji. Niech w naszym prywatnym słowniku jego jak najbliżej mu do semantyki światła. Żaden dualizm, tylko czysty, jasny płomień.