kultura historia

O wybuchu Wezuwiusza w 79 roku n.e. jeszcze słów kilka

Małgorzata Członkowska-Naumiuk

Odlewy ciał ofiar wybuchu Wezuwiusza wywołują zawsze silne emocje. To nie są eksponaty czy „kopie”. W ich wnętrzu pozostają kości i czaszki. To ludzkie szczątki. Ci „skamieniali” zmarli wyglądają, jakby jeszcze przed chwilą żyli. Są zadziwiająco bliscy. Warto zebrać najważniejsze fakty o tym, jak przebiegała erupcja Wezuwiusza i jak ludzie ci ginęli.

W dobie zalewających nas nieprecyzyjnych informacji w mediach i Internecie z pewnością przydatne okażą się odpowiedzi na kilka podstawowych pytań. Jakie były główne fazy erupcji? Ile czasu trwała? Co było w niej najbardziej zabójczego? Dlaczego mieszkańcy Herkulanum zginęli inaczej niż mieszkańcy Pompejów? Czy archeolodzy odkrywają zachowane zwęglone ciała, jak niekiedy twierdzą dziennikarze? I wreszcie – dlaczego znaleziono stosunkowo niewiele szczątków ofiar, skoro wybuch z 79 roku należał do największych, jakie znamy?

via di Mercurio w Pompejach, fot. RealCarlo / Flickr, CC BY 2.0
Via di Mercurio w Pompejach, fot. RealCarlo / Flickr, CC BY 2.0

Przebieg erupcji

W Misenum wyglądało to jak dym. Siostra Pliniusza, Julia, która spacerowała po tarasie z parasolką  uznała, że to kolejny z pożarów, które wybuchały na wzgórzach nad zatoką przez całe lato. Jednak wysokość chmury, jej rozmiary i szybkość, z jaką się wznosiła, nie przypominały niczego, co do tej pory widziała. Doszła do wniosku, że powinna obudzić brata, który drzemał nad książkami w położonym niżej ogrodzie.

– Obudź się, bracie. Powinieneś to chyba zobaczyć.

Pliniusz od razu otworzył oczy.

– Wygląda to jak wielki pożar, nadciągający od strony Wezuwiusza.

– Wezuwiusza? – Pliniusz zamrugał – Moje buty! – krzyknął do najbliższego niewolnika. – Migiem!

Poczłapał po suchej trawie w stronę tarasu. Kiedy tam dotarł, większość domowych niewolników stała już przy balustradzie, wpatrując się na wschód w kierunku czegoś, co wyglądało jak gigantyczna rosochata sosna utkana z dymu, unoszącego się po drugiej stronie zatoki. Pokryty czarnymi oraz białymi smugami brązowy, gruby pień miał wiele kilometrów wysokości i wyrastały z niego kępy podobnych do pióropuszy gałęzi.

Tak wyglądał początek wybuchu widziany oczami Pliniusza Starszego. Opis – nieco przeze mnie skrócony – pochodzi z powieści Roberta Harrisa Pompeje (tłum. A. Szulc, Warszawa 2014), ale fragment ten wiernie oddaje treść listu naocznego świadka, Pliniusza Młodszego, w którym autor opowiada o wydarzeniach owych pamiętnych dni w 79 roku. Jak wiemy, podczas wybuchu rzymski uczony Pliniusz Starszy zginął w Stabiach, do końca wnikliwie obserwując niezwykłe zjawisko, zaś jego siostrzeniec, Pliniusz Młodszy, przeżył i, opierając się między innymi na notatkach wuja, przekazał potomności to, co obaj zaobserwowali i czego doświadczyli (w dwóch listach do Tacyta, Epistulae, ks. VI, listy 16 i 20).

Wezuwiusz wybuchł 24 sierpnia albo dwa miesiące później, jak twierdzi dzisiaj część naukowców.  Erupcja rozpoczęła się około siódmej godziny dnia czyli naszej trzynastej. Eksplozja, która nastąpiła po bardzo długim okresie nieaktywności wulkanu, była wyjątkowo silna. Krater Wezuwiusza był solidnie „zakorkowany” skamieniałą lawą, porastała go roślinność, przez stulecia nie wydobywał się z niego żaden dym. Poprzedni wybuch o podobnej mocy miał miejsce około 1800 roku p.n.e.; kilka słabszych erupcji wystąpiło jeszcze później, ale nie w okresie istnienia miasta, na tyle dawno, że nie pozostały po nich żadne ślady w zbiorowej pamięci ludności tego regionu.

Korek Wezuwiusza eksplodował i magma wydostała się z naddźwiękową prędkością przez otwór antycznego skamieniałego komina – pisze Alberto Angela w książce Pompeje. Trzy ostatnie dni. Określenie „naddźwiękowa prędkość” nie jest przenośnią. Przypomnijmy, że prędkość dźwięku w powietrzu wynosi 340.3 m na sekundę, czyli ok. 1225 km na godzinę. Rozerwanie krateru z pewnością wywołało hałas, głośne tąpnięcia oraz wstrząsy ziemi, ale – jak podaje włoski autor – jest bardzo prawdopodobne, że huk podobny do wybuchu bomby, słyszalny w miastach pod Wezuwiuszem i dalej, spowodowało dopiero przekroczenie bariery dźwięku przez wyrzucane z gigantyczną siłą i prędkością materiały piroklastyczne i mieszaninę gazów wulkanicznych. Innymi słowy najpierw pojawiła się wystrzelająca w górę chmura, która przybierała postać kolumny, a dopiero po dłuższej chwili rozległ się huk.

W krótkim tekście nie sposób oczywiście zawrzeć szczegółowego opisu całego przebiegu wybuchu. Bardzo dokładną propozycję rekonstrukcji faktów podaje na przykład Alberto Angela, ale równie godną polecenia jest literacka wizja Roberta Harrisa, mocno osadzona w realiach i oparta na solidnej wiedzy historycznej, archeologicznej, a także wulkanologicznej.

Erupcja trwała łącznie około 25-26 godzin. Pierwsza faza, podczas której wulkan stale wyrzucał materiały piroklastyczne, trwała około 20 godzin. Nad kraterem rosła i utrzymywała się pionowo kolumna gazów, pyłów, w tym pary wodnej, kawałków pumeksu i fragmentów skał. Według badaczy przez około pół godziny osiągnęła 14 km, a w szczytowym punkcie emisji materiałów piroklastycznych – około 30 km wysokości. Opis Pliniusza jest tak trafny, że we współczesnej wulkanologii używa się terminu kolumna pliniańska i erupcja pliniańska na określenie tego typu gwałtownego wybuchu wulkanicznego.

Jeśli gotowi jesteście przeżyć prawdziwy wybuch – nie tylko wulkanu, ale przede wszystkim czytelniczych emocji, koniecznie sięgnijcie po opowieść Angeli. Jak pisze Julia Wollner na okładce książki, nieskończona liczba ciekawostek, dziesiątki nowych badań i niespodziewanych odkryć w połączeniu z wyjątkowym talentem literackim autora sprawiają, że zapisana słowami opowieść Angeli przypomina doskonale sfilmowany dokument. Pompeje. Trzy ostatnie dni kupić można tutaj, wspierając rozwój naszego magazynu!

 

Szacuje się, że pod względem ilości uwolnionej energii mechanicznej i termicznej erupcja Wezuwiusza odpowiada pięćdziesięciu tysiącom bomb atomowych zrzuconych na Hiroszimę. Podczas gdy eksplozja atomowa wyzwala swoją energię w ułamku sekundy, Wezuwiuszowi zajęło to zdecydowanie dłużej – w tym tkwi różnica. W mniej niż dwadzieścia godzin wulkan (…) pokryje całe terytorium w kierunku Pompejów, w promieniu dwunastu-piętnastu kilometrów, warstwą pumeksu wysoką na około trzy metry. Wytworzy parzące „lawiny” popiołów, cząsteczek i gazów, spływy i potoki piroklastyczne (…), będące w stanie przemieszczać się z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę, z temperaturami osiągającymi między czterysta a sześćset stopni (A. Angela, Pompeje…).

W Internecie i mediach można wciąż natrafić na irytujące twierdzenie o „zalanych lawą Pompejach”. Tymczasem lawa w potocznym rozumieniu, w postaci płynnej masy „roztopionej” skały, nie zalała Pompejów. Ani nawet Herkulanum, które według części badaczy mogło wprawdzie zostać zalane – ale przez tzw. lahar, spływ „błota wulkanicznego”, wrzącą mieszaninę wody, pyłów i odłamków skalnych.

Na początku pierwszej fazy erupcji, być może w ciągu pierwszej godziny, na tereny wokół Wezuwiusza spadły duże odłamki zastygłej lawy, skał, głazy, bomby wulkaniczne, które zburzyły lub uszkodziły część domów w Pompejach i Herkulanum, zabiły pewną liczbę mieszkańców i z pewnością wywołały panikę. Jednocześnie wiatr wiejący w górze w kierunku południowo-wschodnim pchał nad Pompeje i okoliczne tereny chmurę materiałów wulkanicznych, z której już do końca erupcji miał opadać na miasto intensywny deszcz popiołów i lapilli – drobnych kawałków pumeksu. W Herkulanum sytuacja przedstawiała się inaczej. Po pierwszym bombardowaniu przez duże fragmenty skalne, miasto zostało tylko posypane minimalną warstwą popiołu.

Wypiętrzaniu się kolumny erupcyjnej towarzyszyły kolejne wstrząsy ziemi, burze, być może deszcze i ulewy, a także duży wiatr i wysokie fale. Masy porowatych lapilli osiadały i dryfowały na powierzchni morza, utrudniając lub uniemożliwiając żeglugę, o czym wiemy między innymi z relacji Pliniusza. Także Harris doskonale to opisuje. Z powodu zasłaniającej niebo rozległej chmury pyłów i lapilli nad Pompejami i na rozległych obszarach na południowy-wschód od wulkanu panował półmrok lub ciemność. Warto też dodać, że w rejonie w pobliżu trwającego wybuchu zrobiło się chłodniej.

W nocy nastąpiła faza, podczas której kolumna wulkaniczna zaczęła „pulsować” – opadała, załamywała się pod swoim ciężarem, a następnie ponownie rosła. Temu zjawisku, związanemu z przemieszczaniem się materiału wulkanicznego pod ogromnym ciśnieniem, towarzyszyły pierwsze lawiny piroklastyczne, złożone z rozgrzanych gazów wulkanicznych, pary wodnej, pyłu i materiału skalnego w różnych proporcjach. Temperatura tego typu „lawin” jest zależna od składu oraz odległości od krateru, przeważnie podawane są wartości wahające się od 200 do 700 stopni Celsjusza. Jeśli w takim „potoku” przeważa mieszanka gazów, nazywany bywa obrazowo, choć niefachowo, „chmurą gorejącą” (nuée ardente, jak nazwali ją Francuzi po wybuchu góry Pelée na Martynice w 1902 roku: w kilka minut wybuch zniszczył tam miasto Saint Pierre, gorący spływ piroklastyczny zabił 30 tysięcy mieszkańców, uratowały się 3 osoby). Lawina piroklastyczna sunie ze znaczną prędkością, która może osiągać ok. 100-300 km na godzinę.

W ostatniej fazie erupcji, która miała miejsce rano i około południa drugiego dnia, kolumna nad kraterem ostatecznie się zapadła, wywołując najsilniejsze, niszczycielskie spływy piroklastyczne, porywające ze sobą kamienie i inne duże obiekty, jak belki czy drzewa.

Lawina piroklastyczna, fot. Chris Newhall, (U.S. Geological Survey)
Lawina piroklastyczna, fot. Chris Newhall, (U.S. Geological Survey

Jak ginęli ludzie w Pompejach, a jak w Herkulanum?

W Pompejach znaczna część ofiar (38%) zginęła podczas wielogodzinnego nieustannego deszczu popiołów i pumeksu. Trwał on od popołudnia pierwszego dnia erupcji do wczesnego ranka drugiego dnia. Ludzie ginęli często pod zawalającymi się dachami, ścianami, kolumnami. Metr sześcienny pumeksów waży ponad pół tony, zatem łatwo sobie uświadomić, dlaczego waliły się dachy – pisze Angela. Rano drugiego dnia warstwa popiołów i pumeksu w Pompejach wynosiła około trzech metrów. Wiele osób zostało uwięzionych w zabarykadowanych zwałami pumeksu i uszkodzonych domach, wiele udusiło się pyłem. Oprócz pumeksu Pompeje od razu pokryte zostały cienką warstwą popiołu. Opadła okropna mgła, (…) widoczność zmniejszyła się do ledwie ponad metra. Nie jest to jednak zwykła mgła: oczy pieką i nieustannie łzawią, oddycha się z trudnością. (…) Każdy oddech wywołuje pieczenie w gardle i płucach, ponieważ popiół składa się z mikroskopijnych, ostrych okruchów wulkanicznych, które podrażniają i ranią układ oddechowy (A. Angela, Pompeje…).

Na Herkulanum, ze względu na kierunek wiatru, nie spadł deszcz popiołów i pumeksu. Przez wiele lat naukowcy sądzili, że większość mieszkańców tego miasta zdążyła uciec, ponieważ wśród zabudowań znaleziono bardzo niewiele ludzkich szczątków. Ale wstrząsające odkrycie z 1981 roku zaprzeczyło temu. Na plaży, obecnie dość odległej od brzegu, oraz pod arkadami, gdzie znajdowały się „doki” łodzi, znaleziono dużą grupę poskręcanych, często splątanych szkieletów. Ludzie ci najwyraźniej oczekiwali na ratunek od strony morza. Mieli nadzieję, że jakimś łodziom uda się dobić do brzegu i zabrać ich. Wśród szczątków rozpoznano kości wielu kobiet, osób starszych i dzieci. Ich obecność wskazuje na to, że „ewakuacja z domów nie odbywała się w chaosie i desperacji”. Mieszkańcy Herkulanum nie musieli brnąć przez zwały lapilli, dusząc się od opadającego pyłu. Co więcej – pisze Alberto Angela – schronienie się pod arkadami nastąpiło w sposób zorganizowany i uporządkowany. Włoski autor przyrównuje arkady do szalup ratunkowych na Titanicu: w ich środku jest wiele kobiet i dzieci, podczas gdy na plaży przebywają przede wszystkim mężczyźni. Herkulańczycy zostali nad morzem na noc, czekając na pomoc. Jednak z powodu utrudnionej żeglugi, nikt po nich nie przypływał.

Około pierwszej w nocy, kiedy kolumna wulkaniczna nad kraterem pierwszy raz się zachwiała i załamała, w kierunku Herkulanum po zboczach zeszła zabójcza lawina piroklastyczna, której nadano numer Surge 1. Składała się głównie z gazów i pyłu, nie porywała ze sobą masywnych odłamków skalnych czy kamieni, była więc lekka i szybka. Jej prędkość wynosiła około 100 km na godzinę, a temperatura w środku wahała się od 500 do 600 stopni. Ten rozżarzony podmuch dotarł do plaży i zabił tam wszystkich.

Oto, co według Alberta Angeli mógł odczuwać w ostatnich chwilach życia jeden z mężczyzn czuwających na brzegu: Niespodziewanie legionista coś poczuł. Obraca się w stronę Wezuwiusza. Zniknął! Kolumna erupcyjna również. W ich miejscu jest tylko czerń nocy, przeszywana czerwonymi przebłyskami. Hałas uderzających okiennic nasila się, w końcu przeradza się w ogłuszający łoskot, potężniejszy od morza. Wszystko odbywa się w ułamku sekundy: rozżarzony podmuch wiatru rzuca go na ziemię. Ostatnie nagłe odczucia to uderzenie ciepła na skroniach oraz na skórze, nieopisane gorąco, ból w oczach i wewnątrz ciała. Gwałtowne ukłucie w głowie… Później już nic.

Ofiary z Herkulanum zostały zabite w ułamku sekundy przez falę-lawinę piroklastyczną. Trudno jest ująć w odpowiednie słowa sposób, w jaki ludzie ci zginęli. Ich ciała nie tyle się spaliły, ile momentalnie „wyparowały” jak w przypadku ofiar wybuchu bomby atomowej. Dotąd zbadano jedynie niespełna trzydziestometrowy odcinek starożytnej plaży, na którym znaleziono ponad 300 osób; niektórzy włoscy badacze sądzą, że wzdłuż brzegu zgromadziła się większość ludności Herkulanum, być może około dwóch tysięcy ludzi (Herkulanum liczyło ogółem około 3-4 tysięcy mieszkańców), i że tam wszyscy zginęli.

W ciągu następnych godzin miasto zostało pokryte około 23-metrową warstwą gorącego błota wulkanicznego, czyli mieszaniną wody, popiołów i odłamków skalnych. W błocie tym, które szczelnie odcięło dostęp powietrza i jakichkolwiek mikroorganizmów, a z czasem skamieniało, zachowały się w doskonałym stanie zwęglone lub nadpalone przedmioty z drewna i innych nietrwałych materiałów, np. drzwi, okiennice, ołtarzyki, czy meble.

fot. RealCarlo / Flickr, CC BY 2.0
Fot. RealCarlo / Flickr, CC BY 2.0

Rano i około południa drugiego dnia erupcji również przez Pompeje przetoczyła się seria lawin piroklastycznych o niższej temperaturze niż w Herkulanum, które uśmierciły pozostających w mieście ludzi i zwierzęta. Nie powodowały one momentalnego „roztapiania się”, wyparowywania ciał, ale zabijały może w jeszcze bardziej okrutny sposób. Nie jest do końca pewne, czy ofiary ginęły raczej w wyniku szoku termicznego, czy od uduszenia. Zależało to od temperatury lawiny. Według części badaczy pierwsza z trzech ostatnich lawin była przemieszczającą się szybko i cicho, gorącą chmurą trujących gazów i pyłów, która w przeciągu kilku sekund doprowadzała do uduszenia się ofiar. Każdy przez nią złapany ginął wskutek nagłego otoczenia przez drobny niczym talk popiół, który zatykał drogi oddechowe. Ponadto w chmurze występowały gazy, jak dwutlenek siarki, które w kontakcie z wodą obecną w błonach śluzowych, we łzach czy ślinie przekształcają się w kwas siarkowy (A. Angela, Pompeje…).

Dwa ostatnie potoki piroklastyczne miały ogromną moc i były „ciężkie”, zwłaszcza ostatni z nich, spowodowany zawaleniem się komory wulkanicznej Wezuwiusza. To ten spływ zmiótł resztki pompejańskich budowli wystających ponad powierzchnię pumeksu.

Ani w Pompejach, ani w Herkulanum nie zachowały się oczywiście ciała ofiar, ani też ciała zwęglone. W Herkulanum pozostały nagie szkielety, ponieważ ciała uległy niemal całkowitemu zniszczeniu w momencie samego przechodzenia rozżarzonej lawiny piroklastycznej o temperaturze około 500 stopni. W Pompejach ciała ofiar nie uległy spaleniu czy też zwęgleniu z uwagi na dużo niższą temperaturę lawin piroklastycznych. Uległy naturalnemu rozkładowi w późniejszym okresie. W niższej warstwie lapilli zachowały się same szkielety, zaś w wyższej warstwie bardzo drobnego popiołu wokół szkieletów zachowały się puste miejsca po oblepionych niegdyś pyłem ciałach. Miasto pokryła dwumetrowa warstwa drobnego popiołu, który nadciągnął w ślad za falą żaru i oblepił dokładnie ciała ofiar. Ten popiół stwardniał. Potem spadło jeszcze więcej pumeksu. Skryte w swoich ciepłych jamach ciała sczezły, a razem z nimi, z biegiem stuleci, wszelka pamięć, że istniało tutaj kiedyś miasto (Robert Harris, Pompeje). Na początku prac wykopaliskowych w Pompejach takich vuoti – pustych przestrzeni – często nie zauważano, nie zdawano sobie sprawy, czym są. Niekiedy natrafiano na fragment odcisku ludzkiego ciała, jak legendarny fragment odciśniętych piersi Pompejanki, który miał zainspirować Teofila Gautiera do napisania noweli Arria Marcella (1852). Jednak dopiero w 1863 roku Giuseppe Fiorelli, dyrektor wykopalisk w latach 1860-75, wpadł na pomysł wlewania gipsu sztukatorskiego do pustych miejsc znajdowanych między innymi wokół ludzkich i zwierzęcych szkieletów. Te metodę stosuje się do dziś, choć nie we wszystkich przypadkach, bowiem utrudnia ona późniejsze badanie kości uwięzionych wewnątrz odlewów. W 2015 roku gipsowe odlewy ofiar z Pompejów, zawierające wewnątrz czaszki i szkielety, poddano na miejscu badaniom tomograficznym, które ujawniły między innymi niektóre schorzenia zmarłych.

Widok na Wezuwiusza z miejscowości Stabie, fot. RealCarlo / Flickr
Widok na Wezuwiusza z miejscowości Stabie, fot. RealCarlo / Flickr, CC BY 2.0

Trwają dyskusje co do tego, jaki odsetek mieszkańców Pompejów mógł się uratować. Według badaczy ocaleli głównie ci, którzy uciekli w ciągu pierwszych 2-3 godzin. Później ucieczka była bardzo trudna z uwagi na duszący pył w powietrzu oraz zwały pumeksu pokrywające ulice i barykadujące budynki. Dotąd w Pompejach odkryto szczątki około 1200 ofiar. Zwykle szacuje się, że mogło zginąć około 2 tysięcy ludzi. Nie jest jednak znana ogólna liczba mieszkańców miasta w roku 79. Pompejański amfiteatr wybudowany w 70 roku p.n.e. mógł pomieścić 20 tys. osób, można więc przyjąć, że tak liczna mogła być miejscowa populacja wraz z ludnością zasiedlającą okolice. Wiemy jednak, że miasto uległo dość poważnym zniszczeniom podczas silnego trzęsienia ziemi w 62 roku n.e., co mogło pociągnąć za sobą wyprowadzenie się wielu mieszkańców. Dokładniejsze wyliczenia są niemożliwe. Warto dodać, że ostatnio w pobliżu Porta di Stabia odkryto koleiny wozów odciśnięte na parometrowej warstwie lapilli, które zinterpretowano jako dowód ucieczki części ocalałych pod koniec erupcji. Nie wiemy jednak, czy uciekinierzy zdołali na tyle się oddalić, aby uniknąć śmierci w kulminacyjnej lawinie piroklastycznej. Nie jesteśmy też w stanie odnaleźć szczątków tych, którzy prawdopodobnie zginęli gdzieś na otwartym terenie poza miastem.

Dopiero bliższe prześledzenie przebiegu wybuchu Wezuwiusza pozwala sobie w pełni uzmysłowić przerażenie i cierpienia mieszkańców antycznych miast, którzy wówczas zginęli, a także tych, którym udało się uratować.

_________________

Publikacje i strony internetowe, z których korzystałam:
  1. Angela, Pompeje. Trzy ostatnie dni, tłum. A. Karpuk, Wrocław 2017 – książka do kupienia tutaj
  2. Giacomelli, A. Perrotta, R. Scandone, C. Scarpati, The eruption of Vesuvius of 79 AD and its impact on human environment in Pompei, „Episodes” 26 (3), October 2003, s. 234-237
Homepage – Pompeii Sites Portale Ufficiale Parco Archeologico di Pompei
Osservatorio Vesuviano – Istituto Nazionale di Geofisica e Vulcanologia (ingv.it)
Vesuvio, 79 d.C. Cronaca di un’ eruzione. – INGVvulcani

 

Zdjęcie główne:  RealCarlo / Flickr, CC BY 2.0