Optymizm po grecku
Katarzyna Scalise-RowińskaSiła południowoeuropejskiego ducha leży we wspólnocie i szczerym przywiązaniu do ojczyzny. To z tego względu nie wszyscy jeszcze z Grecji wyjechali, a nawet zdarzają się zapaleńcy, którzy chcą płacić podatki we własnym kraju i próbować za wszelką cenę zrobić coś na miejscu.
Czy da się w ogóle napisać obok siebie słowa Grecja i optymizm bez obawy, że się na siebie rzucą? Jeśli zaryzykujemy i wpiszemy je w Google, wyszukiwarka pokaże nam głównie cytat i informacje, że oto jakiś polityk wyraził właśnie swój optymizm w związku z negocjacjami na linii Grecja – Europa. Poprawny politycznie ten optymizm i nieco demagogiczny. Podobny do tego, dzięki któremu swój mandat dostała aktualnie rządząca partia, SYRIZA – jej kampania była tak pełna nadziei i obietnic, że każdy by się złapał, nie tylko optymista. Nadzieje te upadły wraz z pamiętnym szczytem w greckiej sprawie sprzed kilku lat, kiedy to zdjęcia Tsiprasa i Merkel przez tydzień wygrywały w Internecie nawet ze zdjęciami kotków.
Pytanie o grecki optymizm jest po części pytaniem o optymizm śródziemnomorski. Nie mam tu na myśli stereotypu dolce vita, czyli póki jest wino i śpiew, jest i chęć do życia. To czysto turystyczna wizja. Siła południowoeuropejskiego ducha leży raczej we wspólnocie i szczerym przywiązaniu do ojczyzny. Ktoś powie: gdzie to przywiązanie, skoro nie płacą podatków? Nie mówię tu jednak wcale o społeczeństwie obywatelskim, ale raczej o tym tradycyjnym, w którym bardzo szeroko pojęta rodzina i miejsce pochodzenia nadal stanowią silną wartość i oparcie, nawet dla młodych pokoleń – choć na pewno w mniejszym stopniu. To z tego względu nie wszyscy jeszcze z Grecji czy Włoch wyjechali; są jeszcze tacy zapaleńcy, którzy chcą płacić podatki we własnym kraju i spróbować za wszelką cenę zrobić coś na miejscu. Media, artyści i blogosfera komentują to na swoje sposoby…
Pomysł chłopaczka
Wszyscy Grecy, z którymi kiedykolwiek rozmawiałam – podkreślam: wszyscy! – do znudzenia powtarzali tę samą śpiewkę: Grecja to najpiękniejszy kraj na świecie. Brzmi to jak mało oryginalny slogan, ale nic na to nie poradzę, że za każdą wizytą jestem gotowa się z nimi zgodzić. Niejaki Pitsirikos (w tłumaczeniu, powiedzmy: chłopaczek), autor poczytnego greckiego bloga, w jednym z postów rozwija koncept najpiękniejszego miejsca na ziemi, twierdząc, że gdyby nie liczyć Greków, to Grecja byłaby zupełnym rajem. Ma też świetny plan na rozwiązanie wszystkich problemów: zbierzmy się, mówi, wszyscy, jedenaście milionów Greków, i dawaj do Niemiec! Niemcy zostaną sparaliżowane. Jedenaście milionów Greków sparaliżowałoby każdy kraj. Ogólnie, gdzie byśmy nie byli, wprowadzamy paraliż – pisze. Dalej proponuje tym prostym sposobem zaszantażować ministra finansów, zlikwidować dług, wziąć jeszcze coś na dokładkę, rzucić głośne „przepraszam” i… wrócić! No właśnie. Chyba największy paradoks polega na tym, że chciałoby się być tam, ale nie tam. A przynajmniej nie z tymi rządzącymi, nie z tymi nami-nimi. Jak zwykle w takich przypadkach, „my” ma w podtekście choćby cień „ich”.
Oko proroka
Czarne poczucie humoru to także specjalność naczelnego greckiego komiksiarza, Arkasa. Wszystkie jego komiksy odzierają naturę ludzką z resztek pozorów, a w czasach kryzysu jak zwykle bez tabu dotykają najdrażliwszych spraw. Seria O Profitis, czyli Prorok, pokazuje wieszcza przemawiającego ze wzgórza do zgromadzonej ludności. Stroje sugerują czasy głębokiego średniowiecza. Z ludu podnosi się głos: Mówisz nam tylko o nieszczęściach i trudach! Tylko to widzisz w przyszłości? Prorok odpowiada: Nie, ale nie chcę was straszyć. I inny obrazek: Proroku, czy na innych planetach żyją inteligentne stworzenia? Odpowiedź nie pozostawia złudzeń: Na innych owszem! Wieszcz jasno wyraża swoją opinię o demosie, co czasem wywołuje burzliwą dyskusję w mediach społecznościowych, zwłaszcza w przypadku niezrozumienia żartu, co niestety potwierdza tylko opinię autora. Z drugiej strony, jeśli chodzi o samego Arkasa, trudno sobie wyobrazić, że ktoś, kto całe życie zarabiał na rysowaniu śmiesznym obrazków, mógłby naprawdę być pesymistą.
Nic nowego pod słońcem
Przez media przewija się też opinia, wedle której Grecy błędnie zakładają, że wystarczy trochę odczekać, a wszystko naprawi się samo, bez wysiłku z ich strony. Braku optymizmu takiemu podejściu zarzucić nie można! Jeśli jednak rzucić okiem na przeszłość tego pięknego kraju, dobrobytu poprzedzającego aktualny kryzys nie było tam chyba od czasów… poprawka: chyba tam nigdy nie było! Słownik ortograficzny języka greckiego z 1938 roku pod hasłem „zadłużenie” wyjaśnia, że jest to nieszczęsna upadłość finansowa, taka jak naszego kraju, zaś poeta Odisseas Elitis powiedział kiedyś: Gdyby rozebrać Grecję na części, zostałaby łódź, winorośl i oliwka. I z takich też elementów można ją odbudować. Nietrudno wywnioskować, że i przed laty idea rozpadu miała się dobrze. Co zaś z całymi wiekami pod rządami Imperium Tureckiego i wojnami domowymi w drugiej połowie XX wieku? Co z życiem na wybrzeżach, gdzie człowiek skazany był na łaskę i niełaskę na zmianę: piratów i żywiołu? Grecja musiała w tym wszystkim wykształcić chociaż podstawowy życiowy optymizm; myśl przewodnią, że jakoś to będzie. Od 2009 roku wyjechało z niej około 400 000 osób, głównie z wyższym wykształceniem; są jednak ludzie, którzy wracają na ziemie swoich przodków i starają się, szukając nisz na rynku, zagranicznych klientów, innowacyjnych rozwiązań albo przynajmniej pracy sezonowej. Nie poddają się. Czasem w trudnych warunkach kwitnie właśnie kreatywność. Bo kiedy jest łatwo, jest za łatwo. Badanie statystyczne „Generation What”, przeprowadzone w całej Europie, wykazało zresztą, że młody Grek jest większym optymistą od swojego rówieśnika we Włoszech czy Francji, choć różnica „patrzę pesymistycznie / optymistycznie w przyszłość” wahała się odpowiednio między 35% a 46%. Mimo to 80% ankietowanych uznało, że po kryzysie czekają ich lepsze czasy, a zdanie „jesteśmy pokoleniem…” uzupełniano najczęściej: „kryzysu”, ale zaraz potem: „zmiany”.
Najważniejszy jest kontekst
Może nie bez powodu Hellada jest jednym tych z miejsc na Ziemi, gdzie ludzie żyją najdłużej, choć nie ma tam przecież ani pewnych źródeł dochodu, ani dużych miast, ani intensywnego rozwoju na zachodnim poziomie. Okazuje się jednak, że zarówno tam, jak i w innych tego typu enklawach na świecie występuje kilka warunków, które się powtarzają: brak zanieczyszczonego powietrza, praca fizyczna na zewnątrz i silne wsparcie wspólnoty. Rzeczy, których niemal całkowicie odmawiamy sobie w naszym miejskim, intelektualnym, cyfrowym społeczeństwie. Może ten wyśniony dobrobyt, po który wyjeżdżamy za granicę, wcale nie jest tym, czego nam potrzeba, choć jest tym, czego pragniemy.
Ta pozorna dygresja przybliża nas do sedna niniejszych rozważań: jeśli zadajemy pytanie o optymizm, potrzebny jest kontekst. W kontekście greckich finansów optymista byłby szaleńcem. Gdyby jednak wykonać trudny krok poza granicę błędnego koła, wyznaczoną przez sączący się zewsząd konsumpcjonizm, mogłoby się okazać, że czynniki, które trzymają przy życiu mieszkańców Hellady, są całkowicie wystarczające – do życia długiego i w pełni szczęśliwego.