ludzie

Patrick Leigh Fermor. Życiorys uwodziciela

Katarzyna Scalise-Rowińska

Śródziemnomorskie ścieżki Fermora wyznaczała przede wszystkim żądza przygody.

We wspomnieniach o Patricku Leigh Fermorze (1915–2011), znanym jako Paddy, najczęściej chyba powtarza się określenie „nieodparty urok”, ale w przypadku tego czarującego mężczyzny nie jest to wytarty slogan, opisujący niepoprawnego uwodziciela, a cecha, która podkreśla, jak niezwykłe było jego życie. Ścieżki Fermora wyznaczała przede wszystkim żądza przygody. Roztaczał wokół siebie aurę, którą zjednywał sobie serca biednych i bogatych i która sprowadzała pod jego drzwi kolejnych wielbicieli. Przybliżę tylko kilka epizodów z jego życia, związanego w przeważającej części ze wschodnim Morzem Śródziemnym, które mogłyby być źródłem niejednej fabuły, choć zdarzyły się naprawdę i tylko jednej osobie, łączącej w sobie erudytę, podróżnika, tłumacza, pisarza, oficera wywiadu, miłośnika literatury, kobiet, używek i Grecji.

Kiedy jako osiemnastolatek postanawia przejść Europę, pozostawia za sobą w Anglii matkę, siostrę i kilka nieukończonych szkół, z których jednak wyniósł klasyczne podstawy wykształcenia oraz znajomość greki i łaciny. Jego ojciec przebywał głównie w Indiach, pochłonięty pracą naukową; syna znał bardzo słabo. Mały Paddy spotkał swoją matkę i siostrę w wieku czterech lat – wcześniej wychowywał się w wiosce w Northamptonshire u przybranej rodziny, która, nie narzucając żadnych sztywnych norm, dała mu być może tego ducha wolności, z którym wszedł w życie. W kolejnych szkołach przyjmowano go bez entuzjazmu, jak to często bywa ze szkołami i wielkimi umysłami. Niezależnie od tego pochłaniał książki, fascynował się historią i heraldyką. Po tym, jak przyłapano go, gdy trzymał za rękę córkę sklepikarza – obiekt westchnień połowy szkoły – został wydalony z King’s School w Canterbury z notą, w której określono go „niebezpieczną mieszanką wyrafinowania i beztroski”. Z takim bagażem, własnym plecakiem oraz Horacym w kieszeni młody Patrick w grudniu 1933 roku rusza przed siebie z Rotterdamu, piechotą, za cel obierając Konstantynopol (nigdy nie nazywał go Stambułem), jako wrota Azji. Po dwóch latach wieńczy wędrówkę skokiem w grudniowe wody Morza Czarnego u wybrzeża Bułgarii, po czym rusza do Grecji, w której od początku miał zamiar skończyć swój marsz, i która okazała się jedną z miłości jego życia. Tę podróż opisze po wielu latach w A Time of Gifts oraz Between the Woods and Water, kiedy świata, którego wówczas doświadczył wszystkimi zmysłami, już nie będzie.

Fermor na Itace w 1946 r.
Fermor na Itace w 1946 r.

Dwudzieste urodziny mijają mu na górze Athos, w enklawie męskich klasztorów prawosławnych na Półwyspie Chalcydyckim; potem zaś trafia do Aten, gdzie obraca się między innymi w kręgach dyplomacji. Tam też poznaje niedawno rozwiedzioną rumuńską księżniczkę Bălaşę z rodu Kantakuzenów – dynastii, która sięgała od arystokracji rumuńskiej, mołdawskiej i besarabskiej aż po bizantyńskiego cesarza. Bălaşa była fascynującą osobowością i nic dziwnego, że przyciągała ludzi sobie podobnych. Poza orientalną urodą mogła pochwalić się artystycznym wykształceniem, żywym intelektem i umiejętnością błyskotliwej dyskusji. Była od Paddiego starsza o szesnaście lat, obyta w świecie, znała się na literaturze i kulturze, mówiła w trzech językach. Była idealną przedstawicielką arystokracji bez grosza przy duszy, której cały majątek stanowiły odziedziczone ziemie i tytuły oraz charyzma. Patrick wniósł w jej życie świeżość młodości i geniuszu, który czekał na oszlifowanie. Ich romans jest czymś znacznie więcej, niż tylko przelotnym flirtem; nie wiedzą jednak, że lata 30. XX wieku nie mogą być prologiem do historii z happy endem. Tymczasem, przez pierwsze wspólne tygodnie mieszkają w domku wynajętym przez Bălaşę w starej dzielnicy Aten, gdzie wieczorami Patrick wyleguje się na dachu wpatrzony w Akropol. Jako że lato w Atenach bywa nieznośnie upalne, kolejne, miodowe miesiące 1935 roku spędzają w starym młynie wodnym naprzeciwko małej greckiej wyspy Poros, w południowej części Zatoki Sarońskiej. Dookoła kwitną cytryny, ona maluje, on pisze i czyta o Grecji, a pieniądz się ich nie ima. Ta sielanka trwa także później, kiedy przymrozki wyganiają ich na północ. Fermor dostaje propozycję wykonania przekładu, nad którym pracuje w majątku rodziny Kantakuzenów w Băleni w Rumunii, gdzie osiadają wraz z Bălaşą. Dom prowadzi jej siostra z mężem, a Fermor spędza czas na pisaniu i dokształcaniu się z literatury francuskiej. Uczy się też rumuńskiego. Razem bywają w Anglii i Atenach, wracają do młyna w cytrynowym sadzie, podróżują po Besarabii. Do czasu. Kiedy w 1939 roku Patrick wyjeżdża, by zaciągnąć się do armii, żegnają się tylko na kilka miesięcy, a spotkają się ponownie po dwudziestu sześciu latach. W międzyczasie będą regularnie korespondować, choć ich losy potoczą się po dwóch zupełnie różnych torach. Bălaşa po wygnaniu z własnego majątku i nieudanych próbach ucieczki będzie mieszkać na małym poddaszu i żyć z lekcji języków. Podczas spotkania zwróci Paddiemu jego pamiętnik z pieszej podróży przez Europę.

Po wybuchu wojny Fermor usiłuje dostać się do armii. Ze względów zdrowotnych zostaje uznany za „zupełnie nieprzydatnego” do służby jako regularny oficer; chętnie jednak przyjmują go do wywiadu. Morze Śródziemne jest dla Brytyjczyków ważnym frontem – bronią tu swojej sięgającej nawet początków XIX wieku kontroli nad terytoriami Malty, Cypru i Egiptu, czyli drogi do Indii. Na horyzoncie Fermorowi rysuje się znów Grecja; jest więc całkiem zadowolony z takiego obrotu spraw. Teatrem jego działań będzie głównie Kreta. Kiedy trafił na nią po raz pierwszy, jeszcze przed okupacją, spędził upojny wieczór w barze z kilkoma przyjaciółmi. Wracali furgonetką załadowaną pomarańczami, na których usadowił się Paddy, a że kierowca nie wylewał za kołnierz, więc na którymś zakręcie wóz wywrócił się, a wraz z nim pomarańcze i Patrick. Porządnie się przy tym poturbował, więc kiedy jakiś czas potem trafił do Aten, miał jeszcze zabandażowaną głowę. W towarzystwie został odruchowo uznany za rannego w bitwie i na ateńskich wieczornych spotkaniach odnoszono się do niego z szacunkiem i oferowano drinki. Kiedy wreszcie Katsimbalis (poeta, bohater Kolosa z Maroussi Henry’ego Millera) spytał go, gdzie odniósł rany, Paddy udzielił szczerej odpowiedzi… Katsimbalis uśmiał się serdecznie, ale poradził mu na przyszłość zachować prawdę dla siebie.


Po zajęciu Grecji przez Niemcy bazą Fermora był Kair, który w tym okresie tętnił życiem i pełen był ludzi wszelkich religii i narodowości, wojskowych i cywili, korzystających z bogatego życia kulturalnego i nocnego w chwilach odpoczynku od koszmaru wojny. Inteligencja grecko-egipsko-brytyjska gromadziła się, dyskutowała i bawiła w gościnnych domach znajomych i przyjaciół. Przewijał się tam m.in. Lawrence Durrell, późniejszy wieloletni przyjaciel Paddiego, autor m.in. Kwartetu Aleksandryjskiego i Bitter Lemons of Cyprus. W jednym z takich miejsc Fermor znajdzie swój dom na czas wojny. Będzie to willa na wyspie Dżezira, wynajęta przez Zofię Tarnowską i Williama Mossa. Tarnowska założyła w Kairze polski oddział Czerwonego Krzyża, a po rozstaniu z mężem związała się nieformalnie z Mossem. Willę nazwano Tara, a poza parą zakochanych mieszkali w niej Fermor i kilku innych oficerów. Tara słynęła przede wszystkim z nocnych szaleństw, koktajli ze śliwkami w spirytusie przygotowywanych w wannie oraz świątecznego indyka nadziewanego benzedryną. Jednak poza tymi nocnymi próbami zapomnienia, za dnia jej mieszkańcy, jak wspominał Paddy, rozmawiali o wszystkim, co kiedykolwiek przeczytali i czego kiedykolwiek się dowiedzieli. W tym czasie spotykał się z Denise Menasce, pochodzącą z wpływowej arystokratycznej rodziny Żydów sefardyjskich z Aleksandrii.

Na początku tego okresu Fermor został przeniesiony do SOE, brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych i wysłany najpierw do Palestyny, a następnie na Kretę, gdzie przebrany za Greka zbierał wywiad, współorganizował ruch oporu i współpracował z kreteńską partyzantką, co z pewnością ułatwiała mu znajomość zarówno niemieckiego, jak i greckiego. Tam też, kiedy włoski generał Carta oddał się w ręce aliantów, którzy ewakuowali go do Egiptu, Paddy wpadł na pomysł przeprowadzenia akcji tyleż szalonej, co nieprawdopodobnej.


26 kwietnia 1944 roku Fermor razem z Williamem Mossem oraz Manolisem Paterakisem, Jorgosem Tyrakisem i Stratisem Saviolakisem, przy wsparciu partyzantów kreteńskich, porwali generała niemieckiego Heinricha Kreipe, kiedy ten wyjeżdżał ze swojego domu – dawnej willi Evansa w Knossos. Fermor zadbał o poinformowanie Niemców o tym, kto stoi za akcją, aby uniknąć odwetu na mieszkańcach wysp, wśród których Anglicy mieli już dobrze zorganizowaną siatkę kontaktów. Tamtego wieczoru przejęli samochód z generałem Kreipem wyjeżdżającym z domu, po czym przejechali przez 22 punkty kontrolne w Iraklionie całkowicie zajętym przez niemieckie wojsko, aż wreszcie porzucili samochód i udali się pieszo przez góry w kierunku jednej z południowych plaż, skąd miała odebrać ich aliancka łódź. Niestety nie udało im się nadać w odpowiednim czasie wiadomości; Niemcy zajęli tę część wybrzeża, a uciekinierzy musieli szukać innego miejsca kontaktowego, co było dodatkowo utrudnione, ponieważ wojsko przeczesywało wyspę w poszukiwaniu zguby i zrzucało ulotki obiecujące nagrodę za wydanie porywaczy. Grupka eskortująca generała musiała ukrywać się w górskich jaskiniach i zachowywać najwyższą ostrożność w kontaktach z ludnością, choć ta, znana ze swojego honoru i tradycji oporu wobec tureckiego najeźdźcy, i tak nie była skłonna do kolaboracji, nawet jeśli miałoby ich to drogo kosztować. W czasie tej wędrówki Paddy doświadczył pewnego przełomowego dla siebie w czasie tej wojny zdarzenia. Któregoś razu, o świcie, gdy generał po przebudzeniu zobaczył wschodzące nad górą Ida słońce, wyrecytował fragment ody Horacego… a Fermor odruchowo dokończył go. Ta krótka wymiana wersetów zmieniła wzajemny stosunek obu mężczyzn, a Paddy napisze później, że w tamtej chwili uświadomili sobie, że kiedyś pili z tej samej fontanny. Genius loci gór, które widziały narodziny Zeusa, starł się z misją unicestwienia, której służył Kreipe.

Akcja ostatecznie zakończyła się powodzeniem: generała odwieziono do bazy w Egipcie, a obaj Brytyjczycy zostali odznaczeni. Fermor niedługo potem poznał Joan Rayner, która po dwudziestu latach zostanie jego żoną, mimo rozlicznych romansów i miłostek, bez których nie mógł się obejść.


Nie wdając się już szczegółowo w jego powojenne losy, trzeba zaznaczyć, że podróżował głównie po krajach Morza Śródziemnego i Bałkanach, ale też Karaibach, po czym latami pisał z tych podróży kolejne książki, doprowadzając każde zdanie do perfekcji. Okrzyknięto go nawet ojcem współczesnego pisarstwa podróżniczego, a zachętę otrzymał od samego Jorgosa Seferisa. Podczas wyprawy na Karaiby gościł między innymi w domu Iana Fleminga (o nazwie „Goldeneye”), piszącego wówczas Casino Royal, pierwszą powieść o Jamesie Bondzie. W kolejnych częściach Fleming opierał się na tekstach Fermora o kulcie voodoo, a także niektórych elementach jego europejskiej przygody.

Kiedy twoją szkołą jest droga przez Europę w ostatnich dniach jej dawnego splendoru, uniwersytetem – biblioteka rumuńskich książąt, a inicjacją – sprawdzian wojny, nie możesz być nikim innym, jak człowiekiem, do którego lgnie świat. I tak też było. Fermor całe życie otoczony był szerokim gronem nie tylko kobiet, ale przyjaciół w ogóle. Kiedy tylko w latach 60. Paddy i Joan osiedli na południowym Peloponezie, okazało się, że ich nadmorski kamienny dom prawie zawsze był pełen ludzi. Cenili fakt, że Patrick we wszystko co robił – czy było to pisanie, czy rozmowa  o poezji, czy greckie piosenki – wkładał całego siebie. Przeżył kilka ataków na swoje życie, niemieckie pościgi, kreteńską vendettę, malarię, raka i wszelkie wypadki drogowe. W wieku 70 lat przepłynął Hellespont, idąc w ślady Byrona. Jego drzwi były otwarte dla każdej przyjaznej istoty, które do nich zapukała. Zmarł w wieku 96 lat, mimo że całe życie w zasadzie trudno było go spotkać bez papierosa w dłoni. Robert D. Kaplan nazwał go ostatnim padyszachem Śródziemnomorza. I chyba miał rację.