Saloniki: domy i historie. Willa Bianca
Tomasz P. KozłowskiSaloniki zwane były „egejską Jerozolimą”. Gdy zadamy sobie trud poznania dziejów tej fascynującej metropolii, z łatwością odkryjemy, że to określenie nieprzesadzone.
Saloniki – jedno z najciekawszych miast Lewantu i południowych Bałkanów. Narastające historią przez tysiące lat, obficie korzystające z uprzywilejowanej pozycji na skrzyżowaniach szlaków handlowych, z Konstantynopola nad Adriatyk (Via Egnatia) oraz z Wiednia i Bałkanów nad Morze Śródziemne. Metropolia ważna dla Greków, Turków, Bułgarów czy Żydów sefardyjskich. Ci ostatni, dziś prawie nieobecni, osiedleni tu niegdyś przez władze osmańskie, po tym, gdy wypędzeni zostali z Hiszpanii, odegrali bardzo ważną rolę w kształtowaniu miasta w ostatnich kilku wiekach – w jego ekonomii, kulturze i obyczajowości.
Długie lata wojen, pożarów, przekształceń urbanistycznych odcisnęły na Salonikach wyraźny ślad. Liczne skarby tutejszej architektury cieszą oko podróżnika do dziś, liczne jednak zniknęły w kurzawie czasu. Choć w Górnym Mieście, Ano Poli (ΆνωΠόλη), zachowało się wiele starej, miejskiej tkanki, to w dolnej części miasta pamiątki wieków są raczej ostańcami pośród kwartałów współczesnych kamienic, perełkami na mapie zwyczajności. Wielu gości Salonik podąża w tej części miasta do pocztówkowej Białej Wieży, do gwarnej mini-dzielnicy Ladadika z nastrojowymi knajpkami; do bizantyjskich kościołów, rzymskich ruin, do niezwykłego Muzeum Archeologicznego czy na efektowną nadmorską promenadę… Nieco mniej osób skręca w głąb nadmorskich dzielnic. A to właśnie tutaj czekają miejsca wyjątkowe: imponujące stare wille, opowiadające nietuzinkowe historie. Zajrzymy dziś do jednej z nich. Niech ten budynek, obecnie pięknie wyremontowany, udowodni, że uważny wędrowiec może odbyć porywającą podróż w czasie na każdym kroku. Niech roztoczy przed nami choć odrobinę z szerokiego wachlarza salonickich opowieści. Będą to nie tylko historie zimnych murów czy architektonicznych detali. W takich miejscach potrafią kryć się opowieści o płomiennym, zakazanym uczuciu…
Pietro Arrigoni (ur. w 1856 r.) jest dobrze zapowiadającym się włoskim architektem. Pochodzi z Mediolanu i posiada sefardyjskie korzenie z Aragonii. W swojej ojczyźnie kończy studia na Accademia Reale di Belle Arti. Jest już żonaty i ma troje dzieci, ale los rzuca mu wyzwanie: Saloniki. W 1890 r. przyjeżdża tu, zatrudniony przez firmę zajmującą się rozbudową sieci transportu. Osmańskie miasto zacofanej infrastruktury próbuje dogonić europejskie metropolie. Według projektu Arrigoniego powstaje m.in. efektowny dworzec kolejowy. Architekt stopniowo realizuje kolejne dzieła. W 1911 roku, na targach rolniczych w Turynie, otrzymuje nagrodę za projekt farmy pod Salonikami, opracowany na zlecenie bajecznie bogatej rodziny sefardyjskiej Modiano. Gospodarstwo familii bankierów nawadniane jest wyłącznie wodami z niedalekiej rzeki Aksios (Wardar), co na owy czas stanowi nowatorskie rozwiązanie. Na okres wojny włosko-tureckiej (tzw. wojna trypolitańska), w latach 1911–1912, Arrigoni opuszcza miasto; powraca po jego wyzwoleniu i zajęciu przez wojska greckie (1912). Mimo kłopotów finansowych, kontynuuje swoją pracę i projektuje coraz więcej. W Salonikach zakłada nową rodzinę, tu rodzi się kolejnych sześcioro jego dzieci, trzy córki i trzech synów.
Tymczasem jeden z synów urodzonych w Italii ginie na froncie włoskim podczas I wojny światowej. Drugi z synów, Massimo Arrigoni, po zakończeniu służby wojskowej na frontach Italii oraz Macedonii i po przerwaniu studiów w Rzymie, przyjeżdża do ojca w 1921 roku. Zakładają razem firmę konstruktorską. Po 1923 roku firma wsławia się realizacją budowy osiedla dla licznych uchodźców grekoprawosławnych z Azji Mniejszej, wysiedlonych po przegranej wojnie grecko-tureckiej i po ustaleniach traktatu w Lozannie. Po przyjeździe dziesiątków tysięcy uchodźców miasto zmienia się i rozrasta, a potrzeba mieszkaniowa jest jedną z tych najbardziej palących. W osiedlu Diavata (Διαβατά) Arrigoni projektuje aż 500 domów, szkołę i kościół. Przez wszystkie salonickie lata jego nazwisko łączy się jednak przede wszystkim z projektowaniem budynków efektownych, pokaźnych, stylowych. Miasto w zachwycie patrzy na nową kamienicę Aslanianów, na budynek Szpitala Hipokratesa, na fabryczny kompleks Fratelli Tiano, browar firmy Olimpos-Naousa, wreszcie na ozdobne wille o oryginalnych nazwach, odnoszących się do imion czy nazwisk. Willa Mehmet Kapanci, willa Hirsch, willa Moskof… I, wreszcie, przy ulicy Vasilisis Olgas (Królowej Olgi): miejsce, przy którym stajemy dziś my. Willa Bianca. Jej budowa kończy się w 1913 roku, krótko po powrocie Arrigoniego do Salonik. Willa ma niski i wysoki parter, piętro i drugie piętro z mansardą, gdzie znajdować się będzie rodzinna biblioteka. Porusza śmiałą kompozycją i asymetryczną bryłą, prowokując zaciekawienie wielu saloniczan. Promienieje modnym w tym czasie eklektyzmem: barok, renesans i art nouveau łączą się w tych murach w harmonijnym splocie. Otacza ją pachnący kwiatami ogród.
Dino Fernandez Diaz, syn bankiera Dawida Fernandeza i Estery z rodu Mizrahi, jest bardzo zamożnym obywatelem Salonik. Tutejszym sefardyjczykiem, lecz jednocześnie obywatelem świata, posiadającym także włoski paszport. To znamienity przedstawiciel miejskiej arystokracji i wspólnik dobrze prosperującego browaru Olimpos, który później łączy się z innym zakładem, Naousa (jeszcze później firmę kupił znany do dziś grecki browar Fix). Prowadzi go wraz z członkami innych sławnych sefardyjskich rodzin: Allatini i Mizrahi. Na damę swego serca Dino wybiera Szwajcarkę Blanche de Mayer. Efektowna willa Bianca (zwana też niekiedy willą Blanche) jest prezentem od Dina dla ukochanej żony. Ma zachwycać, świadczyć o geście, prospericie i rozmachu znanego przemysłowca. Interesy kręcą się dobrze, a para doczekuje się trojga dzieci: to Aline, Pierre i Nina. I tu dochodzimy do historii miłosnej, która do dziś zapewnia willi Bianca szczególną sławę i zaciekawienie przybywających…
Pewnego dnia Aline, córka Dina i Blanche, wsiada do zatłoczonego tramwaju, aby wrócić do domu w willi na salonickich przedmieściach. To wciąż czas, gdy okolica ta, dziś pełna ulic, kamienic i miejskiego gwaru, zwana jest „eksochi” (η εξοχή), czyli letniskiem. Tu i ówdzie piętrzą się okazałe domy zamożnych rodów, a pomiędzy nimi cieszą oko bujne gaje i brzmiące śpiewem ptaków ogrody. Niedaleko stąd wzrok koi błękit zwykle spokojnej Zatoki Termajskiej. W tramwaju jest gorąco i duszno, a Aline mdleje (kąśliwe języki do dziś twierdzą, że celowo…). Na pomoc rusza przystojny młody oficer stojący tuż obok. To Spiros Alibertis (Σπύρος Αλιμπέρτης), który do miasta przybył wraz z greckim wojskiem wyzwalającym miasto. Wynosi dziewczynę z tramwaju, cuci ją, udziela pomocy i odprowadza do rodowej siedziby – stojącej wśród zieleni, niedawno wzniesionej willi Bianca. Młodzi zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ich entuzjazmu nie podziela jednak rodzina… Aline i Spiros pragną się pobrać, i to szybko; nie jest to jednak łatwe. W opinii rodu Fernandez Diaz ich małżeństwo stanowiłoby mezalians. Przeszkodą jest też wyznanie. Alibertis pochodzi z katolickiej wspólnoty Grecji (do dziś zamieszkuje ona np. niektóre wyspy, szczególnie Cyklady) i, aby go poślubić, Aline musiałaby przyjąć chrześcijaństwo. Tego dla zamożnej sefardyjskiej rodziny jest już za wiele. Aline ma sobie wybić z głowy ten romans. Wspólnoty serc rządzą się jednak swoimi prawami i młodzi nie rezygnują z planów. Ku osłupieniu rodziny i konserwatywnego środowiska Salonik, uciekają z miasta i przenoszą się do Aten. Tam Aline przechodzi na katolicyzm, tam też młodzi biorą ślub. Po pewnym czasie powrócą do Salonik, unormują się ich relacje z familią Fernandez Diaz. I zamieszkają w pyszniącej się swym eklektyzmem willi Bianca. Od tej pory budynek ten złączy się w publicznej świadomości saloniczan z historią płomiennego, zakazanego uczucia, które może przetrwać mimo poważnych przeszkód.
Podczas II wojny światowej willa staje się świadkiem dramatycznych chwil. W 1941 roku na piętrze budynku lokuje swoją siedzibę konsul włoski, podczas gdy rodzina Spirosa i Aline Alibertisów mieszka na dole. Wkrótce willę przejmują naziści. Gdy rozpoczynają się prześladowania salonickiej wspólnoty żydowskiej, ród Fernandez Diaz musi się ukrywać. Senior Dino postanawia uciekać do Italii i zabiera ze sobą większość członków rodziny. Przeprawiają się do Włoch statkiem, a następnie kierują na północ, zamieszkując w hotelu w rejonie jeziora Maggiore (miejscowość Meina). Nie mają szczęścia. Zauważa ich SS i tu, w Piemoncie, zostają zamordowani. Z całego rodu Fernandez Diaz uda się przetrwać tylko Aline, którą „ratuje” wyznanie chrześcijańskie, i Ninie, jej siostrze, która mieszka w Paryżu. Po wojennej zawierusze Alibertisowie nadal mieszkają w swojej willi, na parterze, aż do 1965 roku. Wówczas kochający się małżonkowie umierają w krótkim odstępie czasu.
W czasie wojny ginie również Pietro Arrigoni. Pewnego dnia 1940 roku do jego domu w Salonikach włamuje się złoczyńca. Pietro ginie z jego rąk. Potomkowie architekta pozostają aktywni w życiu miasta, wnosząc niemało do kulturalnych sfer Salonik. Wnuk Kostis Moskof (Κωστής Μοσκώφ, 1939-1998), syn Aminy, ostatniej córki Arrigoniego, staje się cenionym salonickim poetą, pisarzem, tłumaczem. Sławę zdobywa m.in. za sprawą przekładów poezji żydowskiej i arabskiej na język nowogrecki. Zostaje też reporterem mediów greckich w Jerozolimie oraz attaché do spraw edukacji przy greckiej ambasadzie w Kairze. Głęboko zainteresowany sprawami Bliskiego Wschodu, do końca życia pozostaje orędownikiem dialogu i pokoju w regionie.
Od lat 60. XX wieku dla willi Bianca nadchodzi czas zawirowań. Przez jakiś czas działają tu przedszkole i szkoła. W dekadach wielkiej migracji ludności z greckich wsi do miast, los budynku staje się niepewny. Nowe prawo znacznie ułatwia wyburzenia starych budynków, aby, w ich miejsce, wznieść dużo wyższe i znacznie bardziej pojemne kamienice. Setki tysięcy nowych mieszkańców miast Grecji muszą mieć zapewniony dach nad głową, ale pośród tego budowlanego boomu ginie przejściowo poczucie odpowiedzialności za historyczne i kulturalne dziedzictwo. Jak kraj długi i szeroki, buldożery zrównują z ziemią tysiące, dziesiątki tysięcy pięknych starych domów, neoklasycystycznych willi, a także kwitnących jaśminem i bugenwillą ogrodów. Kwartały ulic zapełniają się jednakowymi rzędami współczesnych kamienic. Tak dzieje się również w Salonikach, które tracą w tym okresie niemało ze swojego szlachetnego piękna. Willa Bianca, przejęta po śmierci Aline przez siostrę Ninę z Paryża, a później sprzedana, ma jednak szczęście. Mimo zakusów na działkę, na której stoi budynek, nie zostaje zniszczona. Dopiero w 1976 roku trafia jednak na listę zabytków. Nawet wtedy pojawiają się jeszcze próby zdjęcia z niej ochrony konserwatorskiej. W międzyczasie willa przechodzi też szereg niekorzystnych interwencji w swoim wnętrzu. Znacznie zmieniają one pierwotne rozplanowanie. Wartość budynku zostaje w pełni dostrzeżona dopiero w początku lat 90. Wtedy też władze miasta rozpoczynają remont, aby przywrócić Biancę do świetności.
Współczesnego miejskiego wędrowca willa Bianca zachwyci już z daleka. Ładnie odnowiona, olśniewa w świetle egejskiego słońca. W budynku działa dziś miejska Pinakoteka, a w ogrodzie, w działającej tu kafeterii, gościa ukoi zapach i smak dobrze zaparzonej kawy. Warto przystanąć tu na dłużej i przywołać historie z czasów świetności, ważne dla tego niezwykłego miasta. Willa Bianca pozostaje dla nas jednym z najpiękniejszych ostańców „egejskiej Jerozolimy”.
Dziękuję salonickim Przyjaciołom, Spyrosowi Gkelisowi (Σπύρος Γκέλης) oraz Ioannisowi Kiourtsoglou (Ιωάννης Κιουρτσόγλου), za inspirację do napisania tego tekstu.