Thomas R. Martin, Starożytny Rzym. Od Romulusa do Justyniana
Julia WollnerCzy historię najsłynniejszego bodaj imperium w dziejach można zawrzeć na 300 stronach, bez popadania w banał i unikając nadmiernych uproszczeń? Thomas R. Martin, autor Starożytnego Rzymu. Od Romulusa do Justyniana, wpadł na pomysł, jak to zrobić.
Chociaż przez całe moje dotychczasowe życie, od dzieciństwa, to właśnie historia starożytna stanowiła moją największą pasję, długi czas uważałam, że zupełnie nie nadaję się do jej zgłębiania. Godzinami mogłam roztrząsać, co kierowało działaniami poszczególnych postaci, i doskonale orientowałam się w sekretach życia codziennego ulubionych epok. Gubiłam się jednak w nazwiskach i datach, myliłam dekrety i traktaty, plątałam gałęzie drzew genealogicznych. Ze wstydem.
Dziś wiem, że daty i nazwiska sprawdzić można w encyklopediach, o Internecie nie wspominając; nic natomiast nie zastąpi rozumienia mechanizmów i znajomości procesów, które historię tworzą. Podobnego zdania wydaje się być Thomas R. Martin, amerykański historyk, autor wznowionej właśnie publikacji Starożytny Rzym. Od Romulusa do Justyniana (Wydawnictwo Poznańskie). Książka ta zadziwiać może skromnymi rozmiarami, a jednak dość kompleksowo opisuje procesy społeczne, religijne i obyczajowe, które złożyły się na dzieje starożytnego Rzymu. Kluczowy okazał się tu dobry pomysł na konstrukcję tekstu.
Martin rozpoczyna poszczególne fragmenty od prezentacji krótkiego kalendarium danego okresu, a następnie przechodzi do omówienia go w formie eseistycznej – bez wprowadzania kolejnych dat, mnożenia toponimów i nazwisk. Oczywiście, ze względu na zwięzły charakter publikacji, autor nie może sobie pozwolić na wnikanie w niuanse, a wiele z jego opinii ma dość arbitralny charakter. Udaje mu się jednak przedstawić to, co w danym momencie dziejowym najważniejsze, a także – i za to należą mu się szczególne brawa – zaprosić czytelnika do refleksji i, być może, dalszych, pogłębionych studiów. Z całą pewnością pokazuje również, że historia to nie suche fakty, liczby i jednostajne wyliczanki, ale przyczyny i skutki, których analiza stanowić może fascynującą i pouczającą przygodę.
Wśród niedociągnięć czy może nawet wad książki wymienić należy brak podsumowania całości, która sprawia, że tekst wydaje się niedokończony; irytować może też zbyt naiwnie ujęta teza o upadku Rzymu na skutek odejścia społeczeństwa od tradycyjnych wartości. Pojawia się ona już na pierwszych stronach i powraca wielokrotnie w kolejnych rozdziałach, trącąc moralizatorstwem. Nie ujmuje to jednak wiele z ogólnej wartości publikacji. W bardzo przystępny i naprawdę ciekawy sposób tłumaczy ona świat z jednej strony odmienny od naszego, a z drugiej – oparty na bardzo podobnych mechanizmach. Przypomina też, że wyraz “historia” pochodzi od greckiego rzeczownika pierwotnie oznaczającego “dochodzenie do wiedzy”. Tej ostatniej nie znajduje się zaś w nużącej litanii następujących po sobie dat.