Włoskie dzieciństwo Roberta Salvadoriego
Julia WollnerW jednej z recenzji czytamy, że Włoskie dzieciństwo to raport o wtajemniczeniach, bo dzieciństwo z natury rzeczy jest erą wtajemniczeń. Jeśli przyjmiemy taką perspektywę, to trzeba dodać koniecznie, że mało który raport czyta się tak dobrze, i mało którą inicjację opisano tak doskonale.
Jeśli za synonim włoskości obierzemy elegancję, erudycję, wrażliwość na piękno, a także otwartość, pewną dosadność i pikantność wypowiedzi, to wspomnienia mojego profesora, przyjaciela i autorytetu, noszące tytuł Włoskie dzieciństwo, są książką na wskroś włoską; może nawet najbardziej włoską, jaką czytałam w ostatnich latach. Bo taki też jest sam autor.
Roberto Salvadori urodził się w 1943 roku we Florencji. Jest filozofem, pisarzem, erudytą. Znawcą sztuki i kultury, a zarazem osobą, która jak mało kto potrafi cieszyć się życiem codziennym. Mężczyzną eleganckim i wyrafinowanym, ale także świetnym kompanem, dowcipnym rozmówcą, wyrozumiałym nauczycielem. Czytając zapiski z jego toskańskiego dzieciństwa, odnoszę wrażenie, że tego wszystkiego nauczył się właśnie we Florencji. Od babek, które były mocnymi osobowościami. Od polityków, których działania nie były dla malca zrozumiałe. W mieście, które dało światu najwspanialsze dzieła sztuki, ale widziało też biedę, cierpienie, wojnę. Przez dziesiątki dużych i małych wydarzeń, które wypełniają życie dziecka. Uczył się każdego dnia, pilnie: samotności, erotyzmu, śmierci. Przemijania. Szczęścia. Jak przeczytałam w jednej z recenzji, Włoskie dzieciństwo to raport o wtajemniczeniach, bo dzieciństwo z natury rzeczy jest erą wtajemniczeń. Cóż, mało który raport czyta się tak dobrze; mało którą inicjację opisano tak doskonale.