Zioła, kwiaty i zwierzyna. O najstarszej farmakopei
Julia Trzcińska-BiskupskaW zbiorach wiedeńskiej Osterreichische Nationalbibliothek znajduje się tzw. Codex Vindobonensis med.gr. 1, Kodeks wiedeński, zwany również Dioskuridesem wiedeńskim. Jest to iluminowany manuskrypt z początku VI wieku, liczący 492 stronice i będący kompilacją herbarium, atlasu ptaków, a także prac z zakresu farmacji i nauk przyrodniczych. Imponujące dzieło zawiera m.in. 392 ilustracje roślin. Wszystkie zachwycają kunsztem i precyzją.
Kwiecień w języku polskim kojarzy się jednoznacznie: z kwiatami; w szerszym zakresie – z budzącą się do życia przyrodą, jak to przewiduje łacińska nazwa kwietnia, mająca swój źródłosłów w czasowniku aperio, aperire, czyli „otwierać”. Rzeczywiście, w kwietniu otwiera się wszystko – tam, gdzie jeszcze nie zdążyła, kra pęka na rzekach i jeziorach, otwierając wody. Otwierają się pąki liści i kwiatów, ziemia otwiera się i wydaje z siebie kiełki, kłącza, łodygi i liście. Ptakom otwierają się dzioby do śpiewu, nawoływania i rzecz jasna – jedzenia. Niebawem pojawią się pisklęta, które głównie składają się z otwartych dziobów.
Ta symfonia przebudzenia natury skłania do refleksji nad relacją człowieka z przyrodą. Banałem jest stwierdzenie, że człowiek był od zawsze zafascynowany naturą; bliższe prawdzie będzie to, że człowiek był od natury zależny. Poznawanie przyrody miało zatem służyć przetrwaniu – czego unikać, czego się obawiać, a co może być sprzymierzeńcem – jako pożywienie, lek, opatrunek, ochrona przed chorobami itp. Tego rodzaju badania obarczone były kolosalnym ryzykiem – podlegały metodzie badawczej znanej jako „próby i błędy”, niezwykle skutecznej, ale pociągającej za sobą wiele ofiar. Dlatego ci, którym udało się przetrwać badania, utrwalali swoje sukcesy w postaci przekazów ustnych, a z czasem także na piśmie. Rozmaite dzieła i dziełka medyczne, farmakologiczne, czy po prostu botaniczne, powstawały w starożytności, w wiekach średnich i w czasach nowożytnych. Za niedościgniony wzór precyzji i trafności obserwacji długo uważane były prace lekarzy greckich; z czasem do Greków dołączyli Arabowie, zwłaszcza w zakresie optyki i chirurgii, ale też w przepisach na rozmaite specyfiki lecznicze komponowane z roślin i substancji pochodzenia zwierzęcego.
Księgi zawierające opisy roślin i ich zastosowanie w medycynie z grecka nazywano pharmakopeia, a opisywane substancje – pharmakon. To ostanie słówko oznaczało jednocześnie lek i truciznę, ponieważ uważano, że jedno od drugiego różni jedynie dawka. Księgi starożytnych medyków były więc niezwykle cenne – dzięki zawartym w nich przepisom wielu chorych uniknęło dawki śmiertelnej tego czy innego specyfiku.
W zbiorach wiedeńskiej Osterreichische Nationalbibliothek znajduje się tzw. Codex Vindobonensis med.gr. 1, Kodeks wiedeński, zwany również Dioskuridesem wiedeńskim. Jest to iluminowany manuskrypt z początku VI wieku, liczący 492 stronice i będący kompilacją herbarium, atlasu ptaków, a także prac z zakresu farmacji i nauk przyrodniczych. Imponujące dzieło zawiera 392 ilustracje roślin, 66 przedstawień zwierząt jadowitych i 47 wizerunków ptaków.
Nazwa kodeksu przywołuje nazwisko jednego autora, jednak jest to zestawienie kilku prac: dziełem głównym herbarium Dioskuridesa, które uzupełniają pomniejsze – czasem kilkustronicowe – dziełka m.in. Nikandrosa z Kolofonu. Warto dodać, że w świecie średniowiecznych kodeksów kompilacje były zjawiskiem zwyczajnym; księgi łączono zgodnie z tematem, autorem, a czasem, w późniejszym średniowieczu, zupełnie bez związku. Dioskurides wiedeński jest kompilacją dzieł spójnych tematycznie, a spójność ta została podkreślona przez szatę graficzną i krój liter (grecka majuskuła), będące dziełem jednego kopisty bądź jednego zespołu kopistów. W każdym razie, od pierwszej do ostatniej stronicy pracowały nad kodeksem te same ręce, co pozwoliło utrzymać koherentny charakter dzieła we wszystkich jego aspektach.
Zanim przejdziemy do zachwytów nad urodą kodeksu, warto powiedzieć jeszcze kilka słów o historii powstania tego monumentalnego dzieła. Jest to jeden z najstarszych zachowanych kodeksów, czyli ksiąg w formacie takim, jak książki współczesne, składające się z dwuskrzydłowej oprawy i kart zszywanych i wszywanych w oprawę wzdłuż dłuższego brzegu. Powstał ok. 512 roku n.e., a zatem bliżej mu do starożytności, niż do tego, co powszechnie rozumie się jako średniowiecze. Do antyku przybliżają go nie tylko czasy powstania, osoby autorów i rozwiązania stylistyczne czy formalne przyjęte w miniaturach, ale też region świata, w którym owo dzieło powstało: Bizancjum. Kodeks wiedeńskipowstał prawdopodobnie jako wotum mieszkańców jednego z przedmieść Konstantynopola dla księżniczki (cesarzówny) Juliany Anicii, w podziękowaniu za ufundowanie w ich osadzie kościoła. Głosi o tym akrostych na folio 6v kodeksu, gdzie poeta opiewa okoliczności powstania księgi. Poeci miewają wprawdzie rozmaite pomysły, ale po ponad piętnastu wiekach możemy już tylko wierzyć na słowo. Cel powstania księgi, czyli dar dla księżniczki Juliany, pozostaje bezsporny – świadczy o tym miniatura fundacyjna, najstarsza znana miniatura tego rodzaju w sztuce Zachodu. Księżniczka ukazana jest w towarzystwie personifikacji hojności i mądrości, a u stóp krząta się geniusz sztuk, prezentujący księżniczce ukończoną księgę.
Autorem większej części kodeksu (folio 12v do folio 387r) jest Dioskurides Pedanios, pochodzący z Cylicji (dzisiejsza Turcja), lekarz i farmaceuta na dworze cesarza Nerona. Dioskurides stworzył fundamentalne dzieło z zakresu medycyny i farmacji, znane pod łacińskim tytułem De Materia Medica. Było ono podstawowym źródłem wiedzy farmakologicznej i medycznej aż do XVII wieku. Popularnością dorównywały mu chyba jedynie pisma Alberta Wielkiego oraz De Plantis, przypisywane Arystotelesowi, a ostatecznie Mikołajowi z Damaszku, przy czym księgi te nie zawierały wskazówek medycznych.
Dzieło Dioskuridesa oparte było na dokonaniach jego poprzedników w zawodzie, znakomitych znawców materii medycznej oraz niestrudzonych badaczy. Należał do nich Krateuas (Krateos) zwany Rhizotomos (odcinacz korzeni), który żył na przełomie II i I w. p.n.e. i był nadwornym lekarzem króla Pontu Mitridatesa VI. Krateos był autorem farmakopei i herbarium, a ilustracje do jego dzieła stanowiły źródło inspiracji dla Dioskuridesa, gdy pracował nad własnym opus magnum.
To, czym po dziś dzień zachwyca Kodeks Wiedeński,to jednak przede wszystkim wspaniałe miniatury, wizerunki roślin i zwierząt, a także portrety znakomitości zaangażowanych w powstanie tego wyjątkowego dzieła.
Pierwsze karty pokrywają miniatury przedstawiające wspomnianą wyżej scenę fundacyjną (a dokładniej donacyjną), portrety Dioskuridesa, sylwetki słynnych lekarzy, a także portrety samych kopistów i iluminatorów.
Bardzo ciekawe są karty przedstawiające dwie grupy słynnych medyków i mitycznych patronów kunsztu lekarskiego. Jedna z nich przedstawia znakomite grono, do którego należy m. in. Centaur Chejron, wspomniany Sextius Niger, a także Chejron Machaon, syn Asklepiosa. Do drugiej grupy należy słynny lekarz i badacz (można powiedzieć: pierwszy klinicysta) Galen z Pergamonu, Dioskurides, Rufus z Efezu i Krateuas. Portrety grupowe i indywidualne przedstawiają postacie zdecydowanie na modłę antyczną – odziane w togi, w towarzystwie rozmaitych personifikacji i alegorii, puttów i geniuszy. Taka stylistyka wyraźnie kontynuuje tradycję sztuki antycznej, co w Bizancjum było sprawą zupełnie oczywistą. W przeciwieństwie do znękanej wędrówkami ludów, wojnami i głodem zachodniej części Imperium, Bizancjum wzrastało we względnym spokoju, w poczuciu spójności i trwałości świata antycznego, bardziej greckie niż rzymskie.
Opisy roślin i ich działanie lecznicze uzupełnione jest szczegółowymi i wiernymi ich wizerunkami. Interesujące jest przy tym potraktowanie ilustracji nie jako zwyczajnego uzupełnienia, ale jako istotnego elementu charakterystyki rośliny, równie ważnego, co opis fizyczny i analiza farmakologiczna. Skąd to wiemy? Ilustracje zajmują całe stronice, tekst sprawia wrażenie zepchniętego na margines, czasem umieszczany jest gdzieś między pędami rośliny, obok gałązki czy łodygi. Nie ma tutaj sztywno wydzielonych przestrzeni dla tekstu i dla ilustracji, jedno i drugie współgra ze sobą, a rośliny zdają się opanowywać powierzchnię kart, podobnie jak w naturze opanowują przynależny sobie teren. Bizantyjscy kopiści oddali całą żywotność roślin, których gatunki bez większego trudu możemy rozpoznać. I tak możemy podziwiać dziką marchew, konopie, fiołki, irysy, aloes, a także koral, którego w starożytności uważano za roślinę morską. Skarb wiedeńskiej biblioteki po piętnastu wiekach stanowi lekturę, w której można się zatopić. Warunek jest jeden – trzeba znać grekę. Jeśli jej nie znamy, to też nie szkodzi – można wtedy w całości skupić się na podziwianiu niezwykłego kunsztu i precyzji malarzy sprzed półtora tysiąca lat.