kultura książki

Mary Beard Kobiety i władza. Manifest

Julia Wollner

Manifest wybitnej brytyjskiej filolożki klasycznej to niewielka książeczka, która, wbrew moim oczekiwaniom, nie stara się zarysować początków feminizmu w czasach starożytnych. Nie znajdziemy tu ani Kleopatry, ani Liwii Druzylii; nie znajdziemy Aspazji czy Hypatii. Odniesienia do Grecji i Rzymu pojawiają się sporadycznie; w szerszy sposób przedstawiono tylko jedną antyczną historię. Zdecydowanie więcej miejsca poświęcono Donaldowi Trumpowi i Hillary Clinton, bezustannym przypadkom męskiego trollowania kobiet w Internecie oraz temu, jak kobiety nagminnie się ucisza. Niczym fala zalewają mnie niedobre śródziemnomorskie wspomnienia...

Pierwsze z nich cofa mnie do czasów stypendium naukowego w Rzymie. Jestem w stołówce Biblioteki Narodowej; razem ze mną przy stoliku siedzi mój włoski profesor, który dzień wcześniej zaproponował mi spotkanie “w bardzo ważnej sprawie”. Pochłaniając makaron, spogląda mi głęboko w oczy i oznajmia, że na studia doktoranckie przyjęto mnie raczej w podziwie dla mojej pupy niż pracy magisterskiej (w Polsce, nota bene, ocenionej na najwyższą notę). Moje kompetencje akademickie ocenia wprost jako zerowe, ale obiecuje pomóc, jeśli tylko zaproponuję mu kolację ze śniadaniem. Oczywiście – nic nikomu nie mówiąc. I rzeczywiście, piszę o tym tak otwarcie po raz pierwszy, przeszło 11 lat po spotkaniu w rzymskiej bibliotece. Zamarłam wtedy i zdębiałam, a później trwałam w tym stanie przez ponad dekadę.

 


Drugie wspomnienie przenosi mnie na początek dziennikarskiej drogi, gdy zaczynam prowadzić magazyn o kulturze włoskiej. Grupa Włochów promujących swój kraj w Polsce postanawia uświadomić mi wprost, że nie powinnam się na temat Italii w ogóle wypowiadać. Blisko dwumetrowy redaktor z konkurencyjnego pisma pręży przede mną muskuły i wymachuje przed nosem legitymacją dziennikarską, plując jednocześnie jadem. Jesteś Polką, podkreśla, a do tego kobietą. Nikt nie potraktuje cię poważnie. Daruj sobie. Zostaw to nam. Dziś, czytając rozważania Mary Beard, zastanawiam się, czy podobnie do mnie czuła się upokorzona Penelopa, którą uciszał własny syn, Telemach, rugając ją na kartach Odysei?

To właśnie ta mitologiczna historia pojawia się w manifeście Brytyjki; to właśnie przypomina mi bolesną prawdę. Umniejszanie kobiecych osiągnięć, negowanie intelektu, zamykanie damskich ust mają długą tradycję nie tylko w świecie Wschodu. “Wspaniała, światła tradycja” wywodząca się z drugiej części basenu Morza Śródziemnego także ma za sobą tysiące lat uprzedzeń wobec płci, którą przyszło mi reprezentować. Doświadczyłam ich na własnej skórze, nie uświadamiając sobie dotąd, że nie mówi o nich na lekcjach greki i łaciny, nie wymienia na lekcjach historii. Mary Beard, po raz pierwszy od dawna, nie zaskoczyła mnie erudycją, fascynującymi ciekawostkami czy dosadnym językiem. Sprawiła natomiast, że zaskoczyło mnie moje własne zadowolenie z tego, kim jest dziś kobieta w świecie zachodnim. Bo zadowolenia żadna z nas czuć nie powinna. Jeszcze nie. Jeszcze ciągle za wielu mamy bezczelnych Telemachów, za wiele pokornych Penelop, a za mało błyskotliwych manifestantek, które nam to odpowiednio uzmysłowią.

Mary Beard, Kobiety i władza. Manifest, tłumaczyła Ewa Hornowska, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2018