“Albańczycy nade wszystko wierzą w albańskość.” Rozmowa z Izabelą Nowek, autorką książki Albania. W szponach czarnego orła
Julia WollnerCzy Albania to kraj śródziemnomorski? Z czego dumni są jej mieszkańcy, a czego się wstydzą? Co jest w Albanii tabu, co krzywdzącym stereotypem, a co trudną prawdą, z którą trzeba się rozprawić?
Geograficznie rzecz biorąc, Albania to kraj śródziemnomorski, położony nad Adriatykiem oraz Morzem Jońskim. W Pani książce nie znalazłam jednak zbyt wielu odniesień do tego faktu. Czy kulturowo Albania w ogóle jest śródziemnomorska?
W pewnych kontekstach na pewno. Śródziemnomorski jest tutejszy klimat i przyroda, a one mają bezsprzeczny wpływ na to, co robi człowiek. Bez wątpienia śródziemnomorskość mocno obecna jest na przykład w albańskiej kuchni – wyjątkowo smacznej, stanowiącej ciekawą mieszankę z zauważalnymi elementami bałkańskimi, tureckimi czy włoskimi. Druga rzecz to pewien luz w podejściu do życia. Włosi mówią piano piano, Grecy siga siga, w Albanii powtarza się: avash avash, czyli powoli powoli. Żyje się tu bez zbędnego pośpiechu, a relacje międzyludzkie pozbawione są nadmiernej formalności, podobnie jak w wielu innych krajach Południa.
Przyroda, o której wspomniałam na początku, jest w Albanii przepiękna, niezwykła. Specjalnie dla czytelników Lente zdradzę, że w branży turystycznej ten bałkański kraj określa się nieraz mianem drugiej Toskanii. Porównanie to upowszechniło się po wizycie premiera w jednej z tutejszych winnic, podczas której okoliczny krajobraz przyrównał on do tego we włoskim regionie. To oczywiście anegdota, ale warto ją przywołać, bo może pomóc wyobrazić sobie albańskie pejzaże. Mamy tu piękne góry, które zajmują ponad 70% powierzchni kraju, cudowne wybrzeże adriatyckie i jońskie, wspaniałe plaże. Nie bez powodu kierunek ten już jakiś czas temu odkryli niezależni podróżnicy, a potem zarówno biura podróży, jak i turyści.
Reasumując – nie wiem, czy Albania jest bardzo śródziemnomorska, ale na pewno znajdziemy w niej wiele elementów, które Śródziemnomorzem pachną i smakują, a do tego bardzo śródziemnomorsko wyglądają.
Kulturowo to jednak Bałkany pełną gębą.
Tak, bo w Albanii nade wszystko czujemy ferment. I to są właśnie Bałkany – ze swoją różnorodnością kulturową, religijną, ze wszystkim tym, co dzieje się podczas zderzenia tradycji i współczesnej mody. Mamy rozwój, progres, Zachód. I mamy to, co trzyma nas blisko korzeni. Poznając Albańczyków, odnajdziemy w nich w zasadzie każdą cechę, którą cenimy u mieszkańców Bałkanów: gościnność, pewną prostotę życia, otwartość w stosunkach międzyludzkich.
A co wobec tego Albanię wyróżnia? Każdy kraj regionu ma przecież swoją specyfikę.
Pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, to język. W odróżnieniu od większości języków tej części świata, nie należy on do języków słowiańskich. Jest to przy tym język autochtoniczny, a więc również bardzo stary. Albańczycy są z niego ogromnie dumni, także, a może przede wszystkim dlatego, że daje im poczucie wyjątkowości, odrębności. A narodowa duma, poczucie tożsamości, identyfikacji z miejscem, z którego się pochodzi, są tu moim zdaniem szczególnie silne. Duma odnosi się przy tym przede wszystkim do korzeni i do tradycji, co łączy się też z rodzinnością oraz patriotyzmem. Mówi się czasem, że Albańczycy nie wierzą w nic, nie wierzą nawet w Boga, ale wierzą w albańskość. To chyba oddaje istotę sprawy.
Z czego są Albańczycy dumni szczególnie?
Poza językiem, o którym wspomniałam – i co powtórzę, bo to istotny element – dodam także historię, która pokazuje, że nigdy nie zatracili swojej odrębności, już od czasów Ilirów, którzy zamieszkiwali te tereny od schyłku epoki brązu. Są też dumni z tego, jak walczyli o niepodległość. W sposób szczególny społeczeństwo albańskie dało temu oczywiście wyraz podczas zmagań z okupacją turecką.
Myślę, że moglibyśmy uczyć się od Albańczyków patriotyzmu. Jego przejawy nie są tu tak często jak w Polsce pełne zadęcia i nadmiernej powagi. Mam wrażenie, że w kierunku tradycji zwracają się oni z dużą naturalnością, z czułością, a nie z patosem. Mnie osobiście bliskie jest także tutejsze podejście do drugiego człowieka: mniej formalne, bez nadmiernego dystansu, z większą ilością uśmiechu i dobrego słowa.
A czy Albańczycy czegoś się wstydzą? Widzą jakieś swoje narodowe wady, nad którymi warto byłoby popracować?
Gdybym ja miała wymienić największą wadę Albańczyków, to zdecydowanie wspomniałabym o ogromnych problemach z utrzymaniem porządku w przestrzeni publicznej. Co ciekawe, mogę potwierdzić, że w albańskich domach panuje idealny porządek! Mimo że albańskie społeczeństwo powoli ewoluuje także w kierunku podziału domowych obowiązków między partnerami, to jednak wciąż istnieje tradycyjne przeświadczenie, że domem powinna zajmować się kobieta. Podejrzewam,
że ta męska „pogarda dla rzeczywistości” związana jest z silnie zakorzenionym przekonaniem, że zawsze jest ktoś, kto może coś zrobić za mnie, zwłaszcza jeśli chodzi o takie przyziemne sprawy, jak czystość. W szerokiej perspektywie ten „ktoś” to państwo, a w skali mikro – mama lub żona. Czy Albańczycy wstydzą się tego przed innymi? Ja na pewno mam wokół siebie osoby, które mają świadomość, że stereotyp Albańczyka nie umiejącego zadbać o porządek nie wziął się z powietrza. Czy całe społeczeństwo odczuwa z tego powodu jakiś dyskomfort? Tego nie potrafię powiedzieć, ale mam wątpliwości.
Druga rzecz, dużo zresztą ważniejsza, o której trzeba wspomnieć, to kanunowa zemsta krwi. Niektórym osobom przeszkadza fakt, że nadal kojarzy się ona z Albanią; większość natomiast zupełnie nie zaprzątają sobie tym głowy. Wiele zależy od pokolenia, od osoby, od miejsca, w którym się wychowała. Jednak, jak już powiedziałam wcześniej, Albańczycy są przede wszystkim bardzo, ale to bardzo dumnym narodem. Kiedy zastanawiam się nad Pani pytaniem głębiej, to stwierdzam, że brak mi pewności, czy wstydzą się czegokolwiek, co łączy się z ich tożsamością.
Dotykamy tu kwestii stereotypów, którymi Europa południowa wydaje się szczególnie mocno obciążona. Z jakimi uprzedzeniami na temat Albańczyków musi się Pani mierzyć jako osoba mieszkająca w Albanii i opowiadająca o niej?
Niestety jest ich wiele; co więcej, są to stereotypy dość mocne i groźne. O ile patrzenie na Włochów przez pryzmat dolce vita i włoskiego słońca nie wydaje mi się nadmiernie szkodliwe (choć na pewno w dłuższej perspektywie i ono może być krzywdzące), o tyle przedstawianie Albanii jako kraju dzikiego i niecywilizowanego jest bardzo niebezpieczne. Wizja Albańczyków jako fundamentalistów biegających wszędzie z kałasznikowami dotyka boleśnie zarówno mnie, jak i moją rodzinę. Z książki dowiecie się zresztą, czy mam taki karabin w domu!
A jednak mam wrażenie, że jest Pani gotowa sporo znieść, aby edukować na temat Albanii, pokazywać jej inną stronę.
Jeśli ktoś jest otwarty na rozmowę, na naukę, to jak najbardziej. Mam poczucie misji, ale przyznam, że znika ono, gdy pyta się mnie, ile razy dziennie bije mnie mój mąż… Chcę się jednak Albanią dzielić, bo to kraj, który stał się moją drugą ojczyzną. Na początku wiele było we mnie pasji neofity – przyjechałam, zakochałam się w tym miejscu, wszystko mnie w nim fascynowało. Z upływem czasu i ja zaczęłam dostrzegać pewne wady Albanii, ale nadal kocham ten kraj i z radością o nim opowiadam. Poczucie misji, o którym wspomniałyśmy, odczuwam teraz ze względu na moich bliskich, na rodzinę, a także albańskich przyjaciół i znajomych. Co ciekawe, ma je także moja mama, która stała się wielką orędowniczką Albanii i bardzo serdecznie powitała w rodzinie mojego męża. Albańczycy, dodam, również przyjęli mnie bardzo ciepło. Są oni otwarci wobec innych nacji.
Zahaczamy tu o temat tolerancji, o który nie mogę nie zapytać. Wiem już, że w Albanii nie stanowi problemu inna narodowość czy wyznanie; jak jest z innymi kwestiami? Myślę na przykład o mniejszościach seksualnych, których sytuacja w społeczeństwach o silnym przywiązaniu do tradycji bywa szczególnie skomplikowana.
Społeczeństwo albańskie rzeczywiście ma bardzo silne normy tradycyjne, więc starszemu pokoleniu pewne rzeczy nadal jest bardzo ciężko zaakceptować. Powiedziałabym, że temat LGBT+ leży tutaj w powijakach; dużo jest kwestii tabu, o innych rozprawia się w atmosferze skandalu. W Tiranie, stolicy Albanii, wygląda to oczywiście inaczej, natomiast przyznaję – w małych miejscowościach może być trudno.
Jeśli chodzi o inność w sensie narodowości czy koloru skóry – to rzeczywiście, jak już powiedziałyśmy, zauważam tu bardzo dużą otwartość, choć przyznam, że Albańczycy bywają zazdrośni o osiągnięcia obcokrajowców mieszkających na ich terytorium. Z drugiej strony sami długo musieli się zmagać z różnymi stereotypami, a nawet ze złym traktowaniem na Zachodzie, i myślę, że to ich dużo nauczyło. Na pewno przybysze z innych krajów mogą się tu czuć bezpiecznie.
Pojawiło nam się już hasło “tabu”, a to kojarzy mi się z kolejną kwestią, o której bardzo ciekawie pisze Pani w swojej książce. Albańczycy bardzo liczą się z opiniami innych na swój temat. Podejmują wszelkie życiowe decyzje, biorą pod uwagę, co ludzie powiedzą.
O tak, tabu ma się w Albanii bardzo dobrze! Brudy pierze się wyłącznie w rodzinie, o wielu sprawach nie rozmawia się publicznie. Szczególnym przypadkiem jest tu z całą pewnością seks, o którym po prostu nie wypada mówić. To zresztą bardzo ciekawe, bo jesteśmy przecież w ciepłym kraju, przesyconym wakacyjnym klimatem, a do tego uważa się, że mieszkańcy Bałkanów mają naprawdę gorącą krew. A jednak starsze pokolenie – mam tu na myśli ludzi po pięćdziesiątce – jest zupełnie zamknięte, niechętne jakimkolwiek zmianom w myśleniu. Ja wstydziłabym się użyć słówa “seks” w ich towarzystwie.
Oczywiście, o ile brak rozmów o kwestiach łóżkowych nie jest jakimś życiowym dramatem, o tyle zamiatanie pod dywan spraw takich, jak przemoc domowa, to problem społeczny. Podobnie rzecz ma się z opinią innych: znieść można niepochlebne komentarze na temat nowej fryzury, ale już te, które odnoszą się do wyboru innej drogi życiowej, zawodu czy na przykład nieposiadania dzieci, mogą poczynić wiele szkody. Tym bardziej, że wszystko, co nie jest zgodne z tradycją, w Albanii pojmuje się w kategorii zdrady.
To bardzo mocne słowa, które od razu kierują moje myśli ku kwestii prawa Kanunu. Co to jest? Myślę, że nie wszyscy Czytelnicy “Lente” zetknęli się z tym terminem.
Kanun to zbiór praw zwyczajowych, coś na kształt dawnego kodeksu cywilnego i karnego, przekazywany ustnie przez długie wieki. Opisuje on szereg zachowań społecznych, norm, i zasad. Od dawna staram się odczarować pewną aurę, która spowija wszystko, co się z Kanunem łączy, bowiem wpływa ona na szerzenie się szkodliwych stereotypów. Rzeczywiście jednak pewne elementy Kanunu, jeśli uważane za obowiązujące w XXI wieku, mogą być bardzo niebezpieczne, jak na przykład rodowa zemsta krwi. Dużo tu zachowań podobnych do tych, które Czytelnicy znają zapewne z książek o włoskiej mafii. Dawna tradycja bazująca na zasadzie “oko za oko” nadal się tutaj tli.
Szkoda, że Włochy pojawiają nam się właśnie w takim kontekście, ale mimo wszystko skorzystam z okazji i od razu o nie spytam. Albanię dzieli od Italii tylko 70 kilometrów Cieśniny Otranto, łączy wiele elementów wspólnej historii. Jak dziś patrzą na siebie te dwa kraje?
W tej chwili stosunki albansko-włoskie są naprawdę doskonałe. Przed II wojną Włochy miały tu bardzo silne wpływy; kulturowo stanowiły pewne antidotum dla tradycji tureckiej, osmańskiej; po wojnie kojarzyły się z tęsknotą za Zachodem, którego były symbolem. W latach ‘90 Italia to prawdziwa ziemia obiecana; rusza do niej wielka fala emigracji. Oczywiście wielu wyjeżdżających, poza znalezieniem lepszego życia, miało tam także pewne negatywne doświadczenia, ale trzeba uczciwie przyznać, że Włosi bardzo Albanii pomagali. Dziś kurz, jeśli gdzieś się wcześniej osadził, to już opadł. Jest sporo mieszanych rodzin, wielu Albańczyków nadal decyduje się na życie we Włoszech, ale i w drugą stronę: Włosi chętnie przeprowadzają się do Albanii, szczególnie emeryci. Oba kraje współpracują też gospodarczo, są równorzędnymi partnerami, co bardzo cieszy.
Ja cieszę się z tego pozytywnego akcentu, którym będziemy mogły zakończyć naszą rozmowę, zapraszając Czytelników “Lente” do lektury Pani książki. Zaczyna się ona rozważaniami na temat kamyczków moizaiki…
Mozaika i orzeł to moje dwa najważniejsze skojarzenia z Albanią. Piękny drapieżny ptak, a w zasadzie dwa połączone ptaki, obecne są na fladze kraju, stanowią tutejszy symbol narodowy, i chyba słusznie: orzeł to zwierzę silne i dumne. Natomiast mozaiki to coś, co zauważyłam już podczas pierwszej wizyty w Albanii. Miałam wtedy wrażenie, że są dosłownie wszędzie: starożytne, współczesne, komunistyczne… Siadając do spisania swych refleksji w książce, uznałam, że te wielokorowe elementy, tak różne, a jednocześnie idealnie składające się na większą całość, stanowić będą dobra metaforę tego kraju.
Zdjęcie główne: Izabela Nowek (archiwum prywatne)