Bartek Kieżun, Chorwacja do zjedzenia
Julia WollnerBartek Kieżun, mój ulubiony autor książek kulinarnych, zabiera nas do Chorwacji – ulubionego śródziemnomorskiego kraju większości Polaków.
O kuchni chorwackiej nie wydano dotąd zbyt wielu publikacji. Może dlatego, że czerpie ona z bogactwa kulinarnego innych krajów, których smaki zostały już wielokrotnie opisane? Na mozaikę chorwackich pyszności składają się wszak, między innymi, włoskie makarony, turecki burek czy bałkańskie cevapcici, którym nikt nie udowodni chorwackiego rodowodu. Poza nimi jest jednak jeszcze wiele do odkrycia, a każdy region kraju szczyci się innymi specjałami. Sporo stracił ten, kto nie spróbował dań z trufli w Istrii czy owoców morza w Dalmacji!
Tę zauważalną lukę w naszych przykuchennych biblioteczkach z powodzeniem uzupełnił Bartek Kieżun, który na temat swej najnowszej książki wybrał właśnie wspaniałe smaki Chorwacji. Trudno wprawdzie rzec, by, podejmując wyzwanie, wykazał się niezwykłym bohaterstwem: jak sam twierdzi, pisanie przyszło mu wyjątkowo łatwo, bowiem to właśnie ten śródziemnomorski kraj poznawał jako pierwszy, zakochując się w regionie, jego atmosferze i specjałach. Dla czytelnika jest to jednak informacja ze wszech miar pozytywna: po raz kolejny powstała bowiem piękna publikacja, pełna bezpretensjonalnej śródziemnomorskiej radości. Starannie dobrane przepisy, potrawy sfotografowane w prosty, nieudziwniony sposób, wreszcie: zabawne, a jednocześnie pouczające opowieści Bartka składają się na całość lekkostrawną, przystępną i naprawdę smakowitą.
Jako miłośniczka Bartkowej twórczości czuję się tą publikacją usatysfakcjonowana, a jej piękna okładka już od kilku dni zdobi półkę nad blatem w mojej kuchni. Myli się jednak ten, kto sądzi, że, pełna sympatii do autora, straciłam recenzencki obiektywizm. Niektórym fragmentom Chorwacji przydałaby się staranniejsza redakcja: tu i ówdzie zabrakło przecinka, gdzieś hałasuje zbyt wiele wykrzykników, w kilku miejscach oko męczą powtórzenia. Nie jestem też zwolenniczką intensyfikacji przymiotników za pomocą przedrostka mega-; neologizmy w rodzaju megaśmieszny nie przekonują mnie nawet w tekście pisanym bardzo nieformalnym stylem. To, co zupełnie nie przeszkadza mi w mowie potocznej czy w sieci, razi odrobinę w elegancko wydanym albumie. Śródziemnomorze jednak nigdy nie było idealne; to nie w braku przywar tkwi jego urok. Podobnie rzecz ma się z nową książką Kieżuna. Dlatego nie zastanawiajcie się zbyt długo i sprawcie ją sobie pod choinkę.