Do czasu
Julia WollnerMożesz kształtować i ugniatać czas, sprawdzać jego elastyczność, przeciągać na swoją stronę, przelewać z pełnego w próżne. Wolno ci dziękować mu i złorzeczyć, odpychać, drążyć i cyzelować, biec równolegle lub pod prąd, określać tysiącem przymiotów, a nawet trwonić. Przychodzi jednak czas, że nie wolno mierzyć się z nim, ale z sobą samym. Andrzej Coryell, Cień wieży Babel. Aforyzmy i mała proza, Austeria 2018
Starożytni, obok brodatego Chronosa, personifikacji czasu i źródła wszechrzeczy, wymyślili sobie także Kairosa – opiekuna szczęśliwego zbiegu okoliczności i właściwego momentu. Bożek ten dał początek koncepcji, która przejęła jego imię, oznaczającej zwrotny moment życiowy, nierzadko kryzys, kiedy zmuszeni jesteśmy podjąć ważną decyzję, dokonać rozstrzygającego przyszłość wyboru. Kairos mija człowieka w mgnieniu oka. Jeśli go nie zauważymy, utracimy swą szczęśliwą szansę. Kolejnej możemy nigdy nie dostać, bo Kairos rzadko wraca w to samo miejsce. Do odwiedzenia ma przecież wielu chętnych.
Na tego pędzącego młodzieńca z rozwianą grzywą nie warto się złościć; trzeba raczej wziąć odpowiedzialność na swoje roztargnienie, niegotowość, opieszałość. Kozła ofiarnego nie róbmy też ze starego Chronosa. Czy nie za często staje się dla nas idealną wymówką, doskonałym alibi? Tak łatwo o wszystko go obwinić, o wszystko oskarżyć. A przecież zasługuje, by choć niekiedy spojrzeć nań łaskawie. Słynny komediopisarz Menander, przyjaciel Epikura, podkreślał, że czas goi wszelkie rany, ujawnia prawdę. Jest też najlepszym nauczycielem. Należy mu się nasz szacunek.
W listopadzie, kiedy coś znowu się kończy, a nowego jeszcze nie widać, warto spróbować być jak Menander. Nie winić Chronosa, przyjrzeć się sobie. Przygotować na wizytę Kairosa. Do czasu zaś, od czasu do czasu, po prostu się uśmiechnąć.