osobiście

Kawafisowi

Julia Wollner

Kawafisa czytam na dwa sposoby. Jak dziecko, często nie wiedząc dokładnie, o czym jest mowa, ale zachwycona delikatnością słów i magią obrazu stworzonego przez poetę. Kiedy indziej chłonę jego opowieści historyczne. Wymagają przypomnienia, sprawdzenia nazwisk czy dat, ale sprawiają, że dawne dzieje stają się tym, czym być powinny - okruchami życia ludzi podobnych do nas. Nade wszystko cenię jednak Konstandinosa za zachętę do powrotów.

Urodził się w rodzinie greckiego kupca w egipskiej Aleksandrii. Tam, gdzie żeglującym po Morzu Śródziemnym kierunek wskazywała kiedyś majestatyczna latarnia wznosząca się na wyspie Faros. Tam, gdzie do Kleopatry wracał stęskniony Antoniusz, gdzie cesarze przybywali raz po raz, chcąc nakarmić egipskim zbożem głodny rzymski lud, i gdzie do dziś powraca duch wielkiego Aleksandra. Nic dziwnego, że wybitny grecki poeta Konstandinos Kawafis sam był mistrzem powrotów. Do antyku, do tajemnicy, do przeszłości; do prostoty, do subtelności, do oszczędności słowa.

 

 

I choć najpiękniej pisał o powrocie do Itaki – życząc nam, by był on długi, pełen przygód i nauk – to warto wspomnieć także jego zachętę do innego powrotu:

Jeżeli nie potrafisz zbudować swego życia, / jak sobie tego życzysz, spróbuj przynajmniej, jak możesz, / aby go nie roztrwonić – nazbyt narzucając się w świecie, / w nieustannej gonitwie, w nieważkiej gadaninie.

Zapraszał nas Kawafis do powrotu do prawdziwych znaczeń, do tego, co ważne, naturalne, niewymuszone.

Do uważnego, świadomego wyboru.

 

Tekst ukazał się drukiem jako edytorial w Lente#03.

Na zdjęciu: Konstandinos Kawafis (tu: Kavafis), Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1979