Fra Filippo Lippi. Grzesznik utalentowany
Magdalena GiedrojćTwórczość malarska Filippa Lippiego doskonale odzwierciedla jego samego, a obrazy zdają się bezgłośnie opowiadać historię zakonnika bez moralności.
Kiedy spoglądamy na obrazy Filippa Lippiego, w oczy rzuca się ogromna dysproporcja między brzydotą dzieci a pięknem trzymających je kobiet. Madonny Lippiego są zniewalające, subtelne, niemal eteryczne, natomiast postacie dziecięce wydają się chwilami przerażające, nieproporcjonalne, powyginane. Aż trudno uwierzyć, że stoją obok siebie na tym samym obrazie i że ich twórcą jest ten sam człowiek.
Kiedy przyjrzymy się bliżej życiu Filippa, okaże się jednak, że jest ono dokładnie takie samo jak jego obrazy – pełne sprzeczności i zaskakujących niekonsekwencji. Oszustwo mieszało się w nim z uniesieniem, niewinny flirt z całkiem poważnym grzechem, a artystycznym wzlotom towarzyszyły bardzo ludzkie upadki. Twórczość tego malarza doskonale odzwierciedla jego samego, a obrazy zdają się bezgłośnie opowiadać historię tego zakonnika bez moralności.
Skazany na sukces
Urodził się w szczególnym momencie. Na początku wieku, który odmienił losy świata. W mieście, od którego wszystko się zaczęło. Na dodatek jako dziecko obserwował przy pracy malarza, który stworzył nową jakość w sztuce. Piętnasty wiek, Florencja, Masaccio w roli pierwszego nauczyciela – to się nie mogło skończyć inaczej, jak tylko swego rodzaju artystycznym piętnem, twórczym przeznaczeniem, niedającym się zignorować. Ale zacznijmy od początku…
Filippo Lippi urodził się w roku 1406 w skromnej rodzinie mieszkającej w dzielnicy Oltrarno we Florencji. Szybko został sierotą, a opiekę nad nim i jego starszym bratem Giovannim przejęła siostra ojca. Kiedy jednak chłopiec miał 8 lat, ciotka oddała go do karmelitów; zapewne miała nadzieję, że życie zakonne będzie sprzyjać moralnemu rozwojowi bratanka. Filippo starał się nie sprawiać kłopotów, ale nauka od początku nie była jego mocną stroną, zresztą nie miał też powołania do spraw duchowych. Modlitwa to zdecydowanie nie był jego żywioł. Znacznie bardziej podobało mu się rysowanie, nadzwyczaj chętnie kreślił rozmaite maszkarony na zapiskach swoich i kolegów. Na szczęście bracia zakonni nie tylko okazali się wyrozumiali dla jego braku zapału do nauki, lecz także zapewnili mu właściwy rozwój właśnie w tej dziedzinie, która najbardziej go interesowała.
W przylegającym do klasztoru kościele Santa Maria del Carmine dwaj malarze, Masaccio i Masolino, dekorowali właśnie ściany kaplicy Brancaccich. Filippo Lippi dostał zgodę na obserwowanie ich przy pracy i ćwiczenie swych umiejętności. Był rok 1424. Filippo zdążył już wprawdzie złożyć śluby zakonne, ale nie bardzo wyobrażał sobie siebie w roli skupionego na modlitwie mnicha. Interesowały go uciechy i przyjemności życia. I twórczość malarska. Zachłannie obserwował więc Masaccia, który swoim malarstwem najpełniej realizował wielką zmianę, jaka właśnie zachodziła Europie. Młody malarz na oczach Filippa rewolucjonizował sztukę, zmieniał zasady i rozumienie artystycznej prawdy. Nie był pierwszym, który dostrzegał potrzebę spojrzenia na malarstwo z zupełnie innej strony, jako pierwszy jednak tak konsekwentnie zaczął stosować wszystko to, o czym dotąd tylko dyskutowano. Wykorzystanie architektury, koloru, światła i cienia do konstruowania przestrzeni perspektywicznej, szczególna staranność przy portretowaniu postaci, dyskretna, łagodna ascetyczność i monumentalność dzieł – to zupełnie nowa jakość na tle dotychczasowego malarstwa. Nic dziwnego, że Filippo Lippi uległ magii renesansu.
Zresztą czy mogło być inaczej? Florencja była wtedy miastem absolutnie wyjątkowym. To tu właśnie wykluwało się nowoczesne rozumienie sztuki i artysty, malarstwo zyskiwało na znaczeniu, filozofia i sztuka spotykały się w kościołach, na ulicach i na salonach. Cechy rzemieślnicze i bogaci kupcy zaczynali inwestować w piękno, powstawały pierwsze poważne kolekcje sztuki. Jeszcze nikt nie słyszał o karzącym i groźnym mnichu Savonaroli, który miał nadejść dopiero pod koniec wieku, jeszcze szukano radości, nie grzechu, wdzięku, nie pokuty. Płótna i freski przedstawiały uroki życia, nie jego mroczne strony. A ponieważ Filippo Lippi właśnie na te uroki był niezwykle czuły, szybko przyjął renesansową manierę i rozwinął ją w charakterystyczny dla siebie sposób; sposób, który czyni z niego mistrza sztuki uroczej, wykwintnej i eleganckiej.
Uciekający braciszek
Przez następne lata Filippo Lippi szukał swojego miejsca na ziemi, wciąż pozostawał jednak w strukturach zakonnych, powierzano mu nawet znaczące stanowiska. Był w Sienie, Pistoi i Prato. Zawitał do Padwy, gdzie zetknął się z innym podejściem do malarstwa, poznał nietoskańskie rozwiązania, weneckie kolory i flamandzkie przywiązanie do szczegółu. Wciąż się uczył i doskonalił, a w jego malarstwie pojawiały się nowe elementy. Kiedy wrócił do Florencji i w 1437 roku założył własną pracownię, był już całkiem dojrzałym twórcą. Niestety był też absolutnie niedojrzałym człowiekiem. Mimo tego, iż miał już ponad 30lat, za sobą wiele podróży i doświadczeń, wciąż zachowywał się jak nastolatek, którego życiem kierują zachcianki i błahostki. Wciąż był zakonnikiem, ale nie mieszkał w klasztorze, miał dużą swobodę życia i tworzenia. Szybko znalazł też możnego opiekuna, któremu zależało na tym, by utalentowany braciszek malował jak najwięcej na chwałę Florencji i panującej rodziny Medyceuszy. Kosma Medyceusz, bo o nim mowa, zaproponował malarzowi gościnę w swoim pałacu i otoczył troską. Wiedział jednak, że jeśli chce cieszyć się zrealizowanym zamówieniem, musi nie tylko dbać o Filippa, ale też całkiem poważnie go pilnować. Lippi lubił bowiem niespodziewanie opuszczać pracownię, włóczyć się po mieście, szukać miłosnych przygód. Kosma postanowił nie pozwolić mu na to i wydał polecenie, by niesfornego malarza po prostu zamknięto w pokoju. Na wiele się to nie zdało, gdyż znudzony malowaniem Filippo uciekł ze swej komnaty przez okno, spuszczając się na pociętych i związanych prześcieradłach. Medyceusz zrozumiał, że nawet ścisła kontrola nie pomoże, jeśli Filippo nie zechce malować. Zrezygnował z zamknięcia i wspierał raczej motywacją niż zakazem. Wyzwanie łatwe nie było, ale w końcu udało się doprowadzić zamówienie do końca, Kosma mógł cieszyć się piękną Madonną z dzieciątkiem.
Nienasycony apetyt na życie
Życie Filippa Lippiego mijało dość radośnie i twórczo, braciszek podróżował, malował na zlecenie, ozdabiał toskańskie kościoły, a przy tym nie stronił od przyjemności życia i uciech nieprzystających osobie duchownej. Poza tym bywał nieuczciwy, głośne były jego próby wyłudzenia zapłaty za pracę, której nie wykonał osobiście, czy niepłacenie innym za ich pracę. Wybaczano mu to wszystko, był bowiem artystą bardzo utalentowanym, a jego dzieła podobały się renesansowym Włochom. I pewnie dziś wspominalibyśmy Lippiego jako niezwykle uzdolnionego malarza o nieco nieustabilizowanym życiu, gdyby nie to, co zrobił pod koniec życia. To wtedy tak naprawdę pokazał, do czego jest zdolny, gdy bardzo mu na czymś zależy. A ponieważ zależało mu głównie na kobietach, również tych, których mnie mógł mieć, więc i skandal dotyczył właśnie miłosnych podbojów Lippiego.
W 1452 roku, gdy malarz zbliżał się już do półwiecza swego życia, rozpoczął duże zlecenie w Prato. W tym czasie spodobała mu się pewna nowicjuszka w klasztorze, w którym był kapelanem, poprosił więc przełożoną, by śliczna Lucrezia Buti pozowała mu jako modelka do obrazu Madonny. Dostał zgodę, po czym swoim zwyczajem uwiódł młodszą od siebie o 30 lat dziewczynę. Musiał być bardzo przekonujący, Lucrezia bowiem nie tylko poddała się jego pożądaniu, ale wręcz zdecydowała się opuścić klasztor. Zamieszkali razem, pojawił się syn Filippino – w przyszłości malarz równie uzdolniony jak jego ojciec, a może nawet bardziej. Wybaczano Lippiemu drobne miłostki, uwiedzenie młodziutkiej, porządnej zakonnicy wywołało jednak nie lada skandal. Sprawa doszła do samego papieża. I znowu szczęście uśmiechnęło się do frywolnego malarza. W jego obronie stanął bowiem wpływowy Medyceusz i papież zezwolił braciszkowi na małżeństwo. Sytuacja absolutnie bezprecedensowa, nawet w dość wyzwolonym świecie renesansu. Lippi pozostał w związku z Lucrezią, lecz do małżeństwa się nie spieszył. Lucrezia zresztą na jakiś czas wróciła do klasztoru, potem jednak wróciła do Filippa i urodziła mu jeszcze córkę Alessandrę. Nie była ostatnia kobietą w życiu Filipa, uhonorował ją jednak godnie, przetrwała bowiem w jego obrazach. To właśnie jej twarz mają Madonny namalowane w ostatnich latach życia malarza; przyznajmy, niezwykle piękne Madonny.
Po zakończeniu zlecenia w Prato malował w Spoleto. I tam zmarł w roku 1469, dokładnie 8 października. Podobno znów próbował uwieść jakąś młodą, niewinną pannę. Nie spodobało się to jej rodzinie i malarz został podstępnie otruty. Nie wiemy, czy to prawda, ale jeśli tak, to byłby to dość przewrotny koniec życia pełnego spełnionych miłosnych podbojów i wybaczonych oszustw. Tym razem się nie udało.
Uwielbienie ponad wszystko
Po śmierci Filippa Lippiego upomnieli się o niego mieszkańcy Florencji, jednak ostatecznie pochowano malarza w Spoleto, gdzie wykonywał swoje ostatnie zlecenie. Pozostała legenda wielkiego, niesfornego malarza, który umiał trafiać do serc kobiet, choć nie był ani przystojny, ani wykształcony, ani nawet wyjątkowo elegancki. Z nielicznych obrazów, na których siebie namalował, spogląda niewysoki, niezbyt szczupły mężczyzna o dość pospolitej urodzie. Musiał mieć w sobie jednak jakiś nieokreślony urok i wdzięk, które zniewalały kobiety i sprawiały, że pozwalano mu na znacznie więcej niż wszystkim innym mężczyznom. Bo choć czasy nie były zbyt ascetyczne, swawolny fra Filippo szalał ponad normę. I uchodziło mu to na sucho.
O tym, że naprawdę uwielbiał kobiety, świadczą jego obrazy. Wszystkie kobiece postacie są malowane tak, jakby pióro malarza prowadził zakochany anioł. Jest w ich twarzach miękkość, niezwykle szlachetne skupienie, delikatne rysy, elegancja detalu i radość obcowania z pięknem. Misternie upięte fryzury, kunsztowna biżuteria, tkaniny miękko opływające ciało i przezroczyste woale opadające na ramiona; kobiety Filippa są zjawiskowe. Jeśli mężczyzna tak widzi kobiety, to one muszą to czuć. Stąd pewnie brała się niezwykła popularność niegrzecznego braciszka. Któraż kobieta nie chciałaby, aby ktoś odkrył w niej to piękno, które skrywa się pod każdym spojrzeniem, uśmiechem, ożywionym oddechem czy gestem? Filippo to potrafił.
Zresztą potrafił znacznie więcej. Nie był wyłącznie dworskim malarzem pięknych pań. Umiał stworzyć na swych obrazach niezwykłą atmosferę, wprowadzał postacie w ruchu, swobodnie poczynał sobie ze światłem i kolorem, wykorzystując je do wykreślania doskonałej przestrzeni. Panował nad perspektywą, miękko modelował postacie, umieszczał je w przestrzeniach dużych i domowych, kameralnych, niemal intymnych. Umiał sprawić, że historie, które opowiadał pędzlem, zyskiwały mistyczną jasność i uduchowienie, a przy tym nie traciły nic na bardzo ludzkim pięknie.