Inny, dziesięciu innych, wszyscy ci inni, którymi jesteśmy albo możemy być. Maska w twórczości Luigiego Pirandella
Ewa NicewiczKażdy człowiek przyprawia sobie maskę, jak tylko może – maskę zewnętrzną. Ponieważ wewnątrz ma jeszcze inną, która często nie pokrywa się z tą na wierzchu. I nic nie jest prawdziwe! Prawdziwe jest morze, prawdziwa jest góra; prawdziwy jest kamień; prawdziwe jest źdźbło trawy; ale człowiek? Bezwiednie i nieświadomie zawsze przywdziewa maskę kogoś, kogo – w dobrej wierze – wyobraża sobie, jako siebie samego: pięknego, dobrego, pełnego wdzięku, hojnego, nieszczęśliwego, i tak dalej, i tak dalej. I jest to bardzo zabawne, jeśli dobrze się nad tym zastanowić.
Data i miejsce urodzenia, imię, nazwisko, wygląd. Niezaprzeczalne dowody naszego istnienia. Co mówią o nas samych? Czy mówią prawdę? I wreszcie, czym jest pojęcie prawdy?
Kryzys podmiotu jest jednym z zasadniczych zagadnień modernizmu, poruszanym przez wielu wybitnych twórców europejskich: Kafkę, Becketta, Musila. W literaturze włoskiej temat ten podejmuje w niezrównany sposób Luigi Pirandello (1867-1936), dramaturg, powieściopisarz, poeta, laureat literackiej Nagrody Nobla. Na jego postrzeganie świata niewątpliwy wpływ wywarły rodzinne przeżycia związane, między innymi, z chorobą psychiczną żony, ale także niemiecka filozofia, którą poznał podczas studiów w Bonn. To od Nietzschego, Schopenhauera i Macha pisarz zaczerpnął przekonanie, że trwała i absolutna rzeczywistość nie istnieje, a autentyczny jest tylko strumień życia, chaos atomów. I właśnie dlatego twórczość Pirandella będzie zdominowana przez takie pojęcia jak: forma, szaleństwo, lustro, podwojenie czy rozpad osobowości.
U podstaw pirandelliańskiej wizji świata znajduje się zatem koncepcja witalizmu, zbieżna zresztą z myślą filozoficzną Bergsona czy Simmla. Pirandello jest przekonany, że rzeczywistość to niekończący się ruch, ciągły przepływ, a w każdym żywym organizmie istnieje pulsująca, niematerialna siła życiowa. Wszystko to, co przestaje krążyć i przyjmuje skończoną formę, zaczyna obumierać. Tak dzieje się też z osobowością człowieka. Bowiem mimo tego, że stanowimy część odwiecznego nurtu życia, mamy tendencję do przywiązywania się do stałych form, do przywdziewania masek dających złudne poczucie bezpieczeństwa. Dziś zamykasz się w jednej formie, a jutro w drugiej, stwierdza Vitangelo Moscarda, bohater powieści Jeden, nikt i sto tysięcy (1926); Minutę wcześniej […] byłeś kimś innym […], byłeś także setką innych, stoma tysiącami innych. Pod wpływem teorii Alfreda Bineta Pirandello dochodzi do wniosku, że pod maską nie kryje się nikt, a jednocześnie w każdym człowieku istnieje wiele osób, nieznanych jemu samemu, które mogą niespodziewanie się ujawnić. Tym samym człowiek przestaje być jednością i harmonią, traci wszelkie punkty odniesienia. Bohaterowie jego utworów doskonale zdają sobie z tego sprawę. Mattia Pascal, Vitangelo Moscarda czy Henryk IV przypatrują się swoim maskom jakby z boku, samotni, na granicy szaleństwa. Rozpaczliwie poszukują autentyczności, ale boleśnie przekonują się, że świat odarty z konwencji przestaje istnieć.
To są moje znaki szczególne. Faktyczne dane, powiadacie. I chcielibyście z nich wywnioskować o mojej rzeczywistości? Czy sądzicie, że te same dane, które same w sobie pozostają bez znaczenia, oznaczają to samo dla wszystkich? A nawet gdyby reprezentowały mnie dokładnie i w całości, gdzie by mnie reprezentowały? W jakiej rzeczywistości?
Nazwisko jest napisem nagrobnym, niczym więcej. Jest dobre dla zmarłych. Dla tego, kto przybrał ostateczną formę. Ja jestem żywy i nie przybrałem ostatecznej formy. Życie nie przybiera ostatecznej formy. I nie wie, co to nazwy.
Winę za tę sytuację ponosi pełne norm i konwenansów społeczeństwo. Pirandello jest przekonany o zakłamaniu życia społecznego i potrzebie ciągłego udawania. Sprostanie rozmaitym rolom i zadaniom narzuconym nam przez wspólnotę, w której funkcjonujemy, wymaga ciągłej symulacji, stwarzania pozorów, przywdziewania masek. Jak zauważa w słynnym, uważanym za klucz do zrozumienia jego twórczości eseju L’Umorismo (1908, Humor):
Każdy człowiek przyprawia sobie maskę, jak tylko może – maskę zewnętrzną. Ponieważ wewnątrz ma jeszcze inną, która często nie pokrywa się z tą na wierzchu. I nic nie jest prawdziwe! Prawdziwe jest morze, prawdziwa jest góra; prawdziwy jest kamień; prawdziwe jest źdźbło trawy; ale człowiek? Bezwiednie i nieświadomie zawsze przywdziewa maskę kogoś, kogo – w dobrej wierze – wyobraża sobie, jako siebie samego: pięknego, dobrego, pełnego wdzięku, hojnego, nieszczęśliwego, i tak dalej, i tak dalej. I jest to bardzo zabawne, jeśli dobrze się nad tym zastanowić.
Odkryciu powszechnej relatywności i pustki sprzyja więc paradoksalnie humor, umorismo, bo to on pozbawia człowieka bezpiecznej maski, pozwala dostrzec podwójne oblicze świata. Rolą „humorysty” jest demaskowanie oszustw, rozkładanie na czynniki pierwsze skomplikowanej konstrukcji fałszywych prawd, obnażanie mechanizmu działania gry pozorów. Umorismo ukazuje świat nieuporządkowany, rozbity na kawałki, zdominowany przez ambiwalencję, rozdarty sprzecznościami, świat, w którym nie ma uprzywilejowanych i stałych punktów widzenia. Humor sprawia też, że następuje odwrócenie hierarchii: to co niskie, bierze górę nad tym, co wysokie, nurt życia zostaje uwolniony od formy, systemu nakazów i norm. Śmiech, podobnie jak u Bachtina, nie wyklucza jednak powagi, ale oczyszcza ją i dopełnia. Na tym przekonaniu o nierozerwalności tragizmu i komizmu Pirandello oprze całą swoją poetykę.