Krzysztof Lisowski, Greckie lustro
Katarzyna Scalise-RowińskaOdkryłam niedawno książkę, która jest o Grecji i jak Grecja. Jest chaotyczna tak jak ona, poetycka tak jak ona, jest jak gęsto upakowane kamyczki pod podeszwą naszej stopy.
Odkryłam niedawno książkę, która jest o Grecji i jak Grecja. Jest chaotyczna tak jak ona, poetycka tak jak ona, jest jak gęsto upakowane kamyczki pod podeszwą naszej stopy.
Lisowski jest poetą podróżującym po geograficznej i historycznej mapie Hellady, Wielkiej Grecji, Bizancjum i Grecji, a Greckie lustro to zapis z tej podróży, określonej w przedmowie jako walka z krainą ciągle mu się wymykającą.
Pierwsza część opowieści to eseje z drogi – drogi nie tylko po powierzchni, ale też w głąb. Autor zdaje relację z tego, co na własny użytek nazywam “podróżą meteopatyczną”, czyli taką, w której doznania są nierozerwalnie związane ze stanem natury. Grecja Lisowskiego jest moją Grecją, a szlak wiodący po wyspach i wybrzeżach, gdzie kopie się u źródeł naszej cywilizacji, prowokuje też do odkrywania własnej historii i szukania własnych początków.
Kolejne części książki są mniej osobiste, autor zaś porusza się po przestrzeni trudnej do zamknięcia pod jednorodnym hasłem geograficznym czy historycznym. W greckiej przestrzeni wybiera sobie kilka śladów, po których obrysie wodzi piórem. Znajdziemy tam między innymi Afrodytę – jedyną kobietę z pępkiem narodzoną z morskiej piany; Kawafisa, poetę-źródło; Fowlesa; świętego Pawła; Borgesa; Syzyfa. Wszyscy oni są ważni zarówno w swojej oryginalnej topografii, jak i w naszym “lustrze”.
Tekstom składającym się na książkę Lisowskiego daleko do suchych kulturowych analiz. Porównałabym ją raczej do spotkań, przez które rozmówca stara się poznać swojego gospodarza; spotkań w otoczeniu światła i morza, o których poszczególne stronice nie dają nam zapomnieć.
Wszystko to razem, podane właśnie tak – raz w formie eseju, raz wiersza, kiedy indziej krótkiego zapisku – tworzy lustro doskonałe. Nigdy nie odbija wszystkiego: zależy przecież, pod jakim kątem je ustawić i kto w nie patrzy. Bez wątpienia warto w nie zerknąć, by przypomnieć sobie, że są zjawiska większe od nas samych.