Navigli. Z nurtem, ale i pod prąd
Agnieszka Poczyńska-ArnoldiMediolan to miasto na wodzie. Nie posiada dostępu do morza ani nawet jednej rzeki liczącej się na mapie Europy, ale przez wieki doskonale radził sobie z nawigacją dzięki rozległej sieci kanałów zwanych navigli. Z czasem większość z nich została przykryta, przetrwały jedynie niektóre odcinki. Od kilku lat ich nabrzeża stanowią kolorową scenerię mediolańskiej movidy, a także ulubione miejsce spotkań ludzi blogosfery – świetnie prosperujących trzydziestolatków, którzy są na fali, płyną z nurtem czasu, a nierzadko i - pod prąd. Ciekawe, co powiedziałby na to Leonardo da Vinci?
Tutejsze kanały to w dużej mierze jego dzieło. Maestro żył i tworzył w Lombardii, rezydował na tutejszym dworze i wyznaczał trendy epoki, często w opozycji do mainstreamu. On też, gdy przybył tu po raz pierwszy, miał trzydzieści lat.
Dziś wśród bywalców tej części miasta jest Riccardo Pozzoli, geniusz marketingu i twórca nowatorskich startupów, były chłopak Chiary Ferragni. Wspólnie stworzyli blog modowy The Blond Salad. Ich sukces stał się przedmiotem studiów na Harvardzie, a magazyn Forbes uznał Chiarę za najbardziej wpływową dyktatorkę stylu na świecie. Romantyczne klimaty dzielnicy Navigli docenia również młody dizajner Andrea Busnelli, a także obiecująca projektantka wnętrz Marsica Fossati. Czasem przemknie influencerka Gilda Ambrosio i podobne jak dwie krople wody siostry Giorgia i Giulia Tordini, twórczynie marki odzieżowej Attico. Tajemnicza wokalistka trash, Myss Keta, pojawia się zawsze w masce, nikt nigdy nie widział jej twarzy. Miejsce jest kultowe i gdy tylko nadarza się ku temu okazja, ja również postanawiam pooddychać jego atmosferą.
Pełno tu klimatycznych barów i etnicznych restauracyjek, sklepików z rękodziełem i ubraniami vintage, antykwariatów i księgarń. W pobliżu doku La Nuova Darsena odkrywam miły bazarek. Można na nim kupić egzotyczne owoce, kwiaty albo rower. Po drodze trafiam na skład starych militariów, gdzie za jedyne osiemnaście euro nabywam amerykańską koszulę wojskową z lat pięćdziesiątych. W godzinie aperitifu bulwar się zapełnia. Rozgadany tłum oblega knajpki, chodniki i przybrzeżne murki. W zachodzącym słońcu pobłyskują Aperol Spritz, Moscow Mule i Hugo – delikatny drink na bazie soku z czarnego bzu. Jak ktoś lubi coś mocniejszego, może odwiedzić Sacrestia Farmacia Alcolica – „aptekę alkoholową” o nazwie Zakrystia… albo jeden z barów speakeasy Backdoor 43, oczywiście z zachowaniem wszelkich reguł konspiracji. Wszędzie pełno dobrego jedzenia. Temakinho oferuje japońsko-brazylijską kuchnię fusion, Officina 12 – mediolańską klasykę, Cucina Fusetti – dania z Sardynii i Portugalii. Są też argentyńskie empanadas, pyszne lody i pizza. Nocne życie toczy się aż do rana. Do lokalnych warunków dostosował się nawet kościół Santa Maria delle Grazie al Naviglio – msze i spowiedź odbywają się tu właściwie do północy.
Upojona wrażeniami wracam wreszcie na kwaterę w pobliżu Naviglio Grande, jednak niełatwo będzie mi zmrużyć oko. Odgłosy ulicznej festy przedostają się nawet przez zamknięte na cztery spusty okna i solidne okiennice. Ech, żeby podążać z duchem czasu, trzeba mieć nie lada kondycję! Na szczęście nazajutrz aromat ciepłych rogalików i świeżo parzonej kawy szybko stawia na nogi. Wyruszam na miasto. Na biegnącym wzdłuż kanału deptaku mijam Rock’n’Fiocc – znaną z dobrego gustu szafiarkę przechadzającą się po bulwarze z pieskiem. Wokół w kawiarenkach i na murkach zaczytani intelektualiści… Młodzi w stylu radical chic przeglądają w skupieniu poranną prasę i smartfony. Wyróżnia ich niepretensjonalny strój (w przypadku kobiet le friulane, czyli płaskie buciki przypominające papieskie bamboszki), ale przede wszystkim zamożne mieszczańskie pochodzenie i radykalnie lewicowe poglądy. Niektórzy z dużą klasą potrafią łączyć pozornie wykluczające się sprzeczności. Cisza jak makiem zasiał, w Naviglio Grande chlupie płytka woda, targa wodorostami.
Gdzie te czasy, kiedy spławiano tędy zboże, drewno, a nawet marmur na budowę mediolańskiej katedry? Jeszcze wcześniej, w otaczającym dawny gród kanale przepływała ponoć krystalicznie czysta woda. Pod koniec XIII wieku Bonvesin de la Riva pisał, że Mediolan otaczała fosa, w której pływały ryby i krewetki! Było to możliwe dzięki wielu podskórnym źródłom, zaopatrującym miasto w wodę pitną. Pierwsze prace melioracyjne i obronne na tym terenie przeprowadzili starożytni Rzymianie, natomiast budowę kanałów żeglownych rozpoczęto w roku 1179. Ich ostatecznym celem było połączenie miasta z rzekami Ticino i Adda. Boom budowlany przypadł na drugą połowę XV wieku, kiedy w ciągu 35 lat powstały odcinki o łącznej długości 90 kilometrów i 25 śluz umożliwiających żeglugę. Gdy w roku 1482 na dwór Sforzów przybył młody, ale już sławny miłośnik inżynierii i hydrauliki Leonardo da Vinci, wynalazł dodatkowe rozwiązania – innowacyjne wrota wsporne. Ich projekty zawiera Kodeks Atlantycki przechowywany do tej pory w Veneranda Biblioteca Ambrosiana w Mediolanie. Część rysunków oglądać można również w Museo dei Navigli przy ulicy Via San Marco 40.
Pewne zmiany wprowadzono też w czasach napoleońskich. Przebywający wówczas w stolicy Lombardii Stendhal opisywał z zachwytem, że dzięki sieci połączeń można było podróżować drogą wodną z Mediolanu do Wenecji. W kanałach odbywały się nawet zawody pływackie. Wkrótce jednak wszystko miało się zmienić. Rozwój miasta i zwiększenie liczby jego mieszkańców, rewolucja przemysłowa, wynalazek kolei i automobilu sprawiły, że transport rzeczny stawał się coraz mniej opłacalny, a woda w rowach i korytach cuchnąca i niezdrowa. Zaczęto je powoli likwidować. Najpierw zasypano otaczającą Mediolan fosę, a potem następne odcinki. Ostatecznie rozprawiono się z kanałami w czasach faszyzmu. Do dziś przetrwał tylko Naviglio Grande i Naviglio Pavese, a na peryferiach – Naviglio Martesana. Z czasem na pokrytych asfaltem odcinkach powstały ulice i parkingi. Pojawiły się jednak nowe problemy. Choćby ten, że w czasie gwałtownych ulew woda nie znajduje odpływu – deszcz wybija studzienki i zalewa niektóre części miasta. Wielu postuluje więc ponowne odsłonięcie kanałów, zwłaszcza, że odzyskiwanie dawnych cieków jest ostatnio bardzo modne.
Trend nosi angielską nazwę daylighting, czyli wydobywanie na światło dzienne, i stwarza szansę na poprawę jakości życia w mieście. Drogi wodne obniżają zagrożenie powodziowe i chłodzą metropolie, redukując efekt tzw. miejskiej wyspy cieplnej; umożliwiają też odtworzenie historycznego charakteru starych dzielnic i odzyskanie utraconych przestrzeni. Urząd Miasta Mediolanu przedstawił koncepcję odsłonięcia niektórych odcinków kanałów i wszczął debatę publiczną. Projekt zakłada rekonstrukcję układu z końca XIX wieku, a więc realizację jednego traktu wodnego przecinającego miasto i łączącego jego dwa obrzeża. Pierwszy etap prac zakłada rewaloryzację odcinka o długości 2 km. Powstaną wzdłuż niego deptaki i ścieżki rowerowe, skwery, kawiarnie i małe centra handlowe. Całkowite odsłonięcie kanału nastąpi w drugim etapie. Człon o długości 7.7 km stworzy ciągi komunikacyjne dla łodzi i jednośladów na obszarze pomiędzy rzekami Ticino i Adda. Co więcej, umożliwi też zastosowanie pomp ciepła zamiast tradycyjnych i mocno zanieczyszczających dziś powietrze kotłów centralnego ogrzewania. Na pierwszy rzut oka same korzyści – tylko gdzie podzieją się samochody? Co stanie się z istniejącymi w tej chwili ulicami? Otóż zastąpią je mosty, przejścia podziemne i tunele; powstanie nowa linia metra M4, przewidziany jest także transport wodny. Trzeba jeszcze tylko znaleźć pieniądze i przekonać niedowiarków, ale wizja ma już wielu zwolenników i pobudza wyobraźnię, zwłaszcza wśród artystów.
W tym roku przypada 500. rocznica śmierci Leonarda da Vinci. Grupa twórcza Balich Worldwide Shows postanowiła uczcić to wydarzenie ekspozycją o nazwie AQUA prezentowaną podczas Salone del Mobile w kwietniu tego roku. W Conca dell’Incoronata na Via San Marco zachowała się jeszcze oryginalna śluza i wrota wsporne zaprojektowane przez samego mistrza. Na potrzeby instalacji site-specific (tzn. dostosowanej do danego miejsca), wewnątrz osuszonego kanału utworzono zamkniętą przestrzeń wystawową na wzór gabinetu osobliwości. W ciemnej komnacie za pomocą wysokozaawansowanych technik wirtualnych zwiedzający mogli doświadczyć niemal namacalnego piękna i kształtu wody – jej apoteozy i znaczenia w poszukiwaniach Leonarda, zafascynowanego siłą i delikatną przezroczystością tego żywiołu. Na dachu pomieszczenia zamontowano lustro wodne i ogromny ekran LED ukazujący futurystyczną wizję miasta, zmieniającą się w zależności od pory dnia. Na tafli wody unosił się projekt pojazdu przyszłości: mały wodolot przypominający krzyżówkę Smarta z helikopterem i mający zastąpić samochód (patrz zdjęcie powyżej). Dzieło Leonarda i wizja ekologicznego miasta na wodzie przyciągała codziennie tysiące osób, wielu nie udało się tam nawet dopchać. Wszyscy lubimy wyobrażać sobie fascynującą przyszłość, choć tym razem upłynie jeszcze trochę wody, nim nowatorskie idee zostaną w pełni zrealizowane.
Zdjęcie główne: IK’s World Trip / Flickr, CC BY 2.0