Ozdoba mórz. O koralowcach
Marta NorenbergZnają je prawie wszyscy – nieraz wypełniały babcine szkatułki, a kiedy indziej wpadały nam do głowy za sprawą językowego połamańca „Król Karol kupił królowej…”. Koralowce od prehistorii towarzyszyły i fascynowały ludzi, którzy przypisywali im cechy zarówno minerałów, jak roślin czy zwierząt. Nic też dziwnego, że mocno zakorzeniły się w kulturze śródziemnomorskiej – wszak z Mare Nostrum właśnie pochodzą.
Corallium rubrum, czyli koral szlachetny o pięknej czerwonej barwie wpadającej w oranżowy róż, za swe siedlisko obrał przybrzeżne wody Morza Śródziemnego, wyjątkowo je upiększając – greckie słowo korálion tłumaczymy wszak jako “ozdobę mórz”. Niektórzy etymolodzy wywodzą nazwę od hebrajskiego gard lub arabskiego goral, co w językach tych oznacza amulet. Biorąc pod uwagę bogatą symbolikę koralowców, taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny.
W antyku i średniowieczu nie potrafiono stwierdzić, czy koralowiec jest rośliną, kamieniem, czy może zwierzęciem. Możliwe, że właśnie ta niewiedza i domysły na temat jego pochodzenia sprawiły, że przypisywano mu rozmaite cudowne cechy. Na wiele wieków stał się przedmiotem apotropaicznym (ochronnym), talizmanem. Wielcy uczeni rozpisywali się nad jego właściwościami oraz wyobrażali sobie dno morza porośnięte koralowym lasem. Sproszkowany koral rozsypywano nad uprawami, aby chronić plony przed burzami, natomiast roztarty z wodą i wylany w sadzie wzmagać miał owocowanie drzew. Za Pliniuszem powtarzano, że poprawia pamięć oraz wspomaga serce. Dzięki opowieści na temat śmierci Gorgony, spisanej przez Owidiusza, koral zyskał też moc ochrony przed złym spojrzeniem, którym posługiwała się mitologiczna Meduza.
A Persej wodę czerpie i krew z dłoni ściera,
Aby zaś Wężowłosej piasek nie uwierał,
Wodorosty rozściela znalezione w morzu,
Na nich głowę Meduzy kładzie jak na łożu,
Nie chcąc, by córa Forka twardej tknęła ziemi.
Żywa jeszcze roślina z korzonki świeżemi,
Z wężowłosej poczwary czarów siłę tajną,
Przejmuje w liść a w prątki twardość nadzwyczajną.
I na innych roślinach tejże samej siły,
Z zdumieniem i radością nimfy doświadczyły,
I nasiona na morskie rozrzuciły fale.
Odtąd przeszła ta własność w nadobne korale:
I ledwie je powietrze świeżym przejmie tchnieniem,
Ziele w morzu, nad morzem staje się kamieniem.
Owidiusz, Metamorfozy, IV, 740-754, przeł. B. Kiciński
Barwę korala kojarzono z krwią, a kształt z układem krwionośnym, a więc także z życiem. Asocjacje te przeniknęły także do kultury chrześcijańskiej. W X wieku odświeżono antyczną wiedzę o koralach, wzbogacając ją o znaczenia chrystologiczne. I tak czerwień oznaczać zaczęła człowieczeństwo Chrystusa, jednocześnie stając się zapowiedzią Jego pasji. Na licznych obrazach z XV i XVI wieku Dzieciątko Jezus nosi na szyi gałązkę koralowca; w tym samym czasie pojawiają się także różańce z niego wykonane – mają chronić przed kolejnymi atakami dżumy, która zdziesiątkowała Europę w połowie XIV stulecia. Powszechne były również koralowe ozdoby, stanowiące reminiscencję starożytnego zwyczaju wieszania kawałków koralowca na kołyskach lub szyjach dopiero narodzonych dzieci. Miał on chronić maleństwo przed złym urokiem, na który szczególnie podatni byli chłopcy – z tego powodu, nawet po osiągnięciu dojrzałości, wielu z nich nie rozstawało się z koralową ozdobą. Nieraz przybierała ona kształt falliczny lub obsceniczny gest „figi”; popularne były też woreczki z zamkniętymi kilkoma koralikami, dzięki którym mężczyźni unikali impotencji, a kobiety wspomagały swe organizmy przy trudnej menstruacji.
Do rozprzestrzenienia tych zwyczajów przyczynił się znacznie Albert Wielki – trzynastowieczny teolog i filozof z Kolonii. Twierdził on, że koral zawieszony na szyi działa przeciw epilepsji, piorunom i nawałnicom. W ten sam sposób chroniono okręty i domostwa, podwieszając koralową gałąź u sufitu niczym jemiołę na Boże Narodzenie. Rytuał ten pięknie ukazał Andrea Mantegna na przedstawieniu Matki Boskiej Zwycięskiej. We włoskich warsztatach masowo powstawały ołtarzyki rzeźbione z korala z przedstawieniem scen pasyjnych i maryjnych, rozsyłane później do innych miast Europy. Niejeden mnich podkreślał, także że koralowce, dzięki kształtom przypominającym krzyż, są skutecznym narzędziem przeciw demonom. Za to olej koralowy określany mianem quinta essentia zalecano do użycia w praktykach alchemicznych.
Choć koralowce przeżywały okresy świetności, ale i zapomnienia, to przez wieki nigdy nie zatraciły swego symbolicznego znaczenia. Jeszcze w XIX i na początku XX stulecia lubowano się w misternie rzeźbionych kameach i ufano, że smoczki wykonane z korala ułatwią dzieciom ząbkowanie. Jubilerzy zdobili korale rzeźbieniami i oprawiali w metale szlachetne, w czym specjalizowali się szczególnie Włosi. Podkreślenia wymaga fakt, że mimo miękkości korala, która ułatwia rzeźbienie, materiał ten potrafi być kapryśny. Odbarwia się i pęka; jest też bardzo wrażliwy na zmiany temperatury.
Przez wiele wieków prym w wydobyciu i handlu koralem wiodła Florencja i Wenecja, momentami oddając pałeczkę pierwszeństwa Portugalii czy Francji. Jednakże to właśnie włoskie miasta, takie jak Neapol, Rzym i Genua pozostają monopolistami w tej dziedzinie. To z tych trzech miast pochodzą najwspanialsze dzieła złotnictwa, nieraz przedstawiające mityczne postacie, w tym głowę Gorgony oplecioną złocistymi wężami, czy tiary w całości wykonane z koralowego kruszcu. Jeśli zaś zdarzy Wam się kiedyś odwiedzić gorące uliczki Neapolu, nie zapomnijcie skierować swych kroków do Museo Fiverno w pobliskim miasteczku Torre del Greco, gdzie pysznią się wspaniałe okazy dzieł z regionu Sycylii i Sardynii.
Zdjęcie główne: Parent Géry / Wikimedia, CC BY-SA 3.0