P.L. Fermor, Mani
Julia WollnerMówi się, że Fermor potrafił smakować życie jak nikt inny. Czyżby to ta legenda pomogła mu w podbiciu mojego serca, dosyć wrażliwego – przyznaję – na pisarskie wdzięki?
Leigh Fermor to najbardziej uroczy wariat, jakiego w życiu spotkałem. – mówił o Patricku Lawrence Durrell, a ja, choć nie poznałam w życiu ani jednego, ani drugiego, wierzę mu na słowo i podejrzewam, że miał świętą rację. Fermor jest bowiem jedną z tych postaci, która budzi we mnie bardzo żywe, ale jeszcze nie nazwane, uczucia – choć tylko przez słowa, które zostawił na papierze.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że w podbiciu mojego serca, dosyć wrażliwego na pisarskie wdzięki, pomogła Fermorowi legenda powstała przed laty wokół jego osoby. Legenda, dzięki której, jak pisała Katarzyna Rowińska w poświęconym mu tekście w Lente#02, postrzega się go jako erudytę, podróżnika, tłumacza, pisarza, oficera wywiadu, miłośnika literatury, kobiet, używek i Grecji. Legendy, która mówi, że potrafił smakować życie jak nikt inny. Więcej chyba wyjaśniać nie trzeba!
Urodzony w Londynie Paddy zjeździł pół świata, jednak jego miejscem na ziemi była Grecja, a konkretnie przylądek Mani, któremu w latach ’50 ubiegłego wieku poświęcił obszerną książkę, wydaną w 2013 roku przez Zeszyty Literackie. Obwołana antyprzewodnikiem, przepełniona szczerą miłością do greckiego ludu, jego mitologii i egzotyki, przeplata cechy erudycyjnego eseju z awanturniczą przygodową opowieścią. Trudno nie zauważyć tu analogii do słynnej uwagi, jaką na temat młodego Fermora umieszczono kiedyś w szkolnej dokumentacji. Określono go tam jako niebezpieczną mieszankę wyrafinowania z zuchwałością. I choć jego tekst momentami może wydawać się naiwny – przez wiarę, którą autor okazuje każdej napotkanej legendzie, czy przez swoistą chłopomanię, która każe mu z uwielbieniem przyglądać się miejscowemu folklorowi – jest przy tym tak autentyczny, że trudno nie wpaść nad nim w zachwyt.
Opowieści Fermora powstawały w czasie, kiedy do Hellady wkraczała masowa turystyka. Pisarz uchwycił jeszcze migotanie świata, który odchodził w zapomnienie. Zdając sobie doskonale sprawę z tego procesu, tym uważniej spisywał swoje obserwacje, skrupulatnie dzielił się każdym okruchem zdobytej wiedzy, a jednocześnie dawał wyraz smutkowi, jaki wzbudzało w nim zarzucanie pewnych miejscowych obyczajów. Szukał potwierdzenia ciągłości antycznego dziedzictwa, a swoje dywagacje przyprawiał brytyjskim poczuciem humoru. Jego opowieść uwodzi, oczarowuje, ale także rozczula. Mnie pozostawiła z nieodpartym wrażeniem posiadania w brzuchu stada motyli. Tak chyba objawia się zakochanie.
Patrick Leigh Fermor, Mani. Wędrówki po Peloponezie, Zeszyty Literackie, Warszawa 2013