Palmanova. Gwiaździsta utopia
Olga WięzowskaSkuteczna obrona przed wrogiem czy próba osiągnięcia perfekcji? Zwycięstwo rozsądku czy idealizmu? Palmanova, od zarania swej historii, godzi dwa porządki. Dziś przede wszystkim urzeka jednak bezpretensjonalnym pięknem.
Patrząc na renesansowe miasta budowane na planie gwiazdy, można nie dostrzec militarnej przewagi takiego założenia urbanistycznego – najpierw trzeba bowiem zdać sobie sprawę z realiów XVI-wiecznego pola bitwy. Plan gwiazdy stanowił odpowiedź na coraz powszechniejsze użycie armat. Ostrzał armatni nie był w stanie spenetrować wielu trójkątnych bastionów zakrywających się wzajemnie; dodatkowo, miasto chronił zazwyczaj głęboki rów oraz raweliny w fosie.
Kształt Palmanovy dyktowały więc względy praktyczne. Dziś, spoglądając na to piękne miasteczko, ciężko uwierzyć, że jego eleganckie proporcje nie wynikają z renesansowego umiłowania złotego podziału i lektury traktatu Luki Paciolego De divina proportione, które zilustrował jego przyjaciel Lenoardo da Vinci. A jednak: miasto założono w 1593 roku jako bastion Republiki Weneckiej, używając do tego celu najnowocześniejszą technologię militarną. Funkcja obronna miała tu kluczowe znaczenie. Znakomici urbaniści odrodzenia wspólnie z inżynierami wznieśli dwa rzędy murów; trzeci został dodany w epoce napoleońskiej.
Miasto-gwiazda
Na szczęście, poza pragmatycznymi względami dyktującymi istnienie Palmanovy, mamy także bardziej romantyczny rewers. Zapewne podziała on silniej na wyobraźnię tych, którzy nie parają się historią militarną. W filozofii renesansu silnie zaznaczyło się pojęcie utopii, rozumianej jako miejsce, w którym osiągnięto perfekcję we wszystkich dziedzinach. W XV wieku florencki architekt Antonio di Pietro Averlino, znany szerzej jako Filarete, wysnuł plan miasta doskonałego, które nazwał Sforzinda – na cześć Francesca Sforzy, księcia Mediolanu; w roku 1516, a więc kilkadziesiąt lat przed założeniem Palmanovy, swe wiekopomne dzieło opublikował Thomas More. Filarete, inspirując się astrologią, nadał miastu kształt ośmioramiennej gwiazdy; plan powtórzono niemal wiernie przy konstrukcji Palmanovy. Ze względu na ukształtowanie terenu uzyskała ona jednak ostatecznie aż 9 bastionów.
Skuteczna obrona przed wrogiem czy próba osiągnięcia perfekcji? – można zapytać. Zwycięstwo rozsądku czy idealizmu? Palmanova, od zarania swej historii, godzi dwa porządki. Dziś przede wszystkim urzeka jednak bezpretensjonalnym pięknem.
Kolosalny plac centralny (Piazza Grande) przywodzi na myśl obraz przypisywany Pierowi della Francesca, Città ideale. Scenerią rządzi symetria, nieznacznie tylko zakłócana przez kawiarniane parasole. Słońce odbijające się od pastelowych fasad i jasnych kamieni bruku razi oczy. Atmosfera, która tu panuje, wydaje się niekoniecznie renesansowa, lecz na pewno niedzisiejsza – czuć powab zapomnianego kurortu żyjącego wciąż minioną epoką. I choć ciasteczka i desery w Caffetteria Torinese mają nowoczesne formy, to nic to nie zmienia – jeśli pragnęliśmy nostalgicznej podróży w czasie, możemy rozsiąść się w fotelu.
Palmanova nie jest dużym miastem, spokojnie można obejść ją w ciągu jednego dnia. Najważniejszym zabytkiem jest katedra (Duomo Dogale), której śnieżnobiała fasada przykuwa wzrok na Piazza Grande. Jej projekt zwyczajowo przypisuje się Vincenzo Scamozziemu, choć historycy wysnuli też tezę, że kościół ufundowało Ufficio delle fortificazioni di Venezia, czyli organ odpowiadający za fortyfikację bastionów Republiki. Konsekrowana w 1777 roku katedra niewątpliwie stanowi klasyczny przykład stylu barokowego, choć w skromniejszej formie. Wieża dzwonnicza jest wyjątkowo niska, przypominając o wojskowej proweniencji Palmanovy: żaden element nie mógł prezentować się oku z daleka, ponad masywnymi murami obronnymi.
Obchodząc miasto wewnętrznym okręgiem, Via Corner, natkniemy się na wiele lokali kuszących podniebienie. Czego możemy się spodziewać po kuchni friulijskiej? Północno-wschodni region Włoch oferuje ciekawy mariaż smaków bałkańskich i włoskich. Znajdziemy tu tak zwane frico, czyli ser montasio smażony z ziemniakami i cebulą, ale również wykwintną surową szynkę San Daniele – nie ustępującą niczym słynniejszej, parmeńskiej kuzynce. Niekwestionowany autorytet w dziedzinie kuchni włoskiej Elena Kostioukovitch sugeruje, by we Friuli zamówić żółtą polentę z fasolą i kiszoną kapustą oraz cevapcici – pieczone na ruszcie bałkańskie kotleciki wieprzowe.
Wymiana przy kawie
Palmanova leży niecałe 2 godziny drogi od granicy włosko-słoweńskiej, ale w całym miasteczku nie ma ani jednego kantora wymiany walut. Kiedy odwiedzam miasteczko podczas podróży po regionie, sytuacja ta początkowo mnie zaskakuje; im dłużej jednak myślę, tym bardziej dostrzegam, że nie powinniśmy myśleć o Friuli jako obszarze przygranicznym. Palmanova, Triest, Piran to punkty na mapie należące do tego samego świata. Gdy w Palmanovie kładziono kamień węgielny, cały ten obszar należał do Republiki Weneckiej. Dziś po obu stronach granicy posługujemy się tą samą walutą, więc faktycznie, czemu miałabym znaleźć tu kantor? Ponieważ jednak tamtego upalnego lata w roku 2018 znalazłam się akurat w sytuacji, w której kantor był mi potrzebny, dowiedziałam się, jak złożonych operacji muszą dokonać mieszkańcy, którzy po podróży chcieliby wymienić niewydane dolary lub funty. Otóż trzeba posiadać dwa konta w jednym banku – tylko wówczas możliwa jest walut. U progu trzeciego dziesięciolecia XXI wieku słuchałam tej prawdy z lekkim niedowierzaniem. Na szczęście pewna miła pani zaproponowała, żebym podała jej moją nieużyteczną we Włoszech gotówkę, którą ona wpłaci na własne konto walutowe, aby dokonać transferu i wydać mi upragnione banknoty. Cały proces miał trochę potrwać – lepiej więc, żebym poszła w tym czasie na kawę. Być może w podobnych okolicznościach nierozważni podróżnicy żegnają się na zawsze ze swoimi pieniędzmi; mnie udało się doświadczyć ludzkiej serdeczności, napić kawy i wymienić obcą walutę na euro, w Palmanovie, mieście bez kantora.
Gdy wyjeżdżam, nawigacja satelitarna kieruje mnie na piaszczystą drogę, która okazuje się wić przez pola należące do stadniny koni. Piękne zwierzęta strzygą uszami i śledzą moje powoli toczące się auto. Czuję, że nie otrząsnę się prędko z magii Palmanovy. Może naprawdę odwiedziłam najdoskonalsze miejsce na Ziemi? Osiemnastowieczny komediopisarz Carlo Goldoni orzekł, że Palmanova jest jedną z solidniejszych twierdz Europy. Opinia – zdawałoby się – na wyrost, wydana o mieście, którego powierzchnia nie przekracza 15 km2. Wynikała zapewne z zachwytu, który rozumiem – ja również zostałam oczarowana.
Palmanovę wznoszono w okresie, gdy realizacja utopii wydawała się być na wyciągnięcie ręki, gdy filozofia leżała blisko życia, a porwanie się na budowę „idealnego miasta” nikogo nie dziwiło. Iskra tego rozmachu tli się w sennym, prowincjonalnym miasteczku do dziś. Bastion, który miał ochronić Republikę Wenecką przed zakusami Habsburgów, daje podróżnemu inne, głębsze – i bardziej abstrakcyjne – poczucie bezpieczeństwa. Italo Calvino mówi w Niewidzialnych miastach: Miasta, jak sny, są zbudowane z pragnień i lęków. Palmanova doskonale odzwierciedla ten dualizm, utkana z tęsknoty za ulotną ideą i z bardzo realnego poczucia zagrożenia.
Jeżeli wjeżdżam do Włoch samochodem, jadąc osławioną A-dwójką przez Villach, zawsze zatrzymuję się w Palmanovie. Żywy dowód perfekcji założeń renesansu wydaje mi się dobrym miejscem na pierwszy głęboki wdech, zachłyśnięcie się śródziemnomorskim powietrzem i słońcem.
Zdjęcie główne: Andrea Skerlavaj / Flickr, CC BY-SA 2.0